Страница 12 из 65
Wydawała się zdenerwowana i rozkojarzona. Co prawda Kit za słabo ją znał, by poznać po wyrazie twarzy stan jej ducha, ale takie sprawiła na nim wrażenie. Gdzie ona się wybiera, do licha?
Szła szybkim krokiem przed siebie, jakby miała do wypełnienia jakieś zadanie. O co mogło chodzić? Kit doszedł do wniosku, że warto by to sprawdzić, a przez najbliższą godzinę-dwie nie miał nic do roboty.
Fra
Kit ruszył za Fra
Szlag by to trafił.
Podniósł lornetkę do oczu. Rozejrzał się wokół, wypatrując Fra
Wreszcie dostrzegł czerwoną flanelową koszulę. Fra
Co ona tu robiła, do diabła? Czy miało to coś wspólnego z pracą jej męża? Albo z jego śmiercią? A może ze śmiercią doktora McDonougha?
Fra
Po chwili zauważył Fra
Wąska ścieżka, której się dotychczas trzymała, zrobiła się szersza, a potem zmieniła się w jeszcze szerszą piaszczystą drogę. Dokąd ona wiodła? Czy było tu coś ważnego? Jakiś budynek? Może laboratorium ukryte w sercu lasu? Czy Fra
Tymczasem kobieta szła dalej, nawet nieco przyspieszając kroku. Ależ pędziła, kurczę blade. Wyglądało na to, że doskonale zna drogę.
Kit miał wrażenie, że słyszy warkot samochodów. Był tego prawie pewien.
– Co u licha? Samochody tutaj? – wymamrotał pod nosem.
Droga wychodziła na asfaltowy parking! Znajdował się on na tyłach małego sklepu. Wyglądało na to, że Fra
Kit patrzył z pewnym niedowierzaniem, jak Fra
– Co ona robi, do stu diabłów? – Nie miał pojęcia, co się dzieje. To było zupełnie bez sensu.
Ustawił ostrość lornetki. Przyjrzał się dokładnie zawartości plecaka. Doszedł go głos Fra
– Impreza! – krzyknęła.
Impreza? Jaka impreza? Ani to odpowiednia pora, ani miejsce na imprezę!
– No, chodźcie, moje małe.
Małe?
Dzieci?
Na oczach Kita Fra
Nagle wokół pojawiło się mnóstwo kotów. Wychodziły spod samochodów, zza skrzyń na tyłach sklepu, z wysokiej trawy. Z podniesionymi ogonami, podbiegały do Fra
– No to mamy balangę. Dobre kociaki – powiedziała. Nie chodziło o dzieci, ale o koty, pomyślał Kit.
Przyłożył lornetkę do oczu, patrząc w osłupieniu na stado zdziczałych kotów, czarnych jak węgiel, rudych, cętkowanych, w paski; znalazł się tam też posępny kocur kuśtykający na trzech łapach i małe kocię. Fra
– Chodź, Mamuśko – Kit usłyszał jej wołanie. Fra
Tak, tę Fra
ROZDZIAŁ 22
Kit wreszcie wybuchnął śmiechem, prawdopodobnie po raz pierwszy od przyjazdu do Kolorado. Zawsze lubił śmiać się z samego siebie. Przez chwilę obserwował, jak Fra
Nie, nieprawda, patrzył na Fra
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Teraz nareszcie mógł przeszukać dom Fra
Oczywiście pani doktor nie zamknęła drzwi na klucz. Szybko więc przeszukał jej pokój. Był w tym dobry; Fra
W czasie przeszukania robił notatki. Postępował zgodnie z ustaloną procedurą, choć wcale nie musiał.
Skromne ubrania: dżinsy, kowbojki, podkoszulki. Wszystko wskazywało na to, że Fra
Mimo to miała dobry gust. Jej rzeczy były ładne, klasyczne – zresztą, tego należało się spodziewać.
Nieduża kolekcja domków dla ptaków. Po co jej to? Zdjęcia ślubne, jedno przedstawiające Fra
Tu i ówdzie ślady rozrzutności: czarna wieczorowa suknia z jedwabiu, pierścionek z diamentem i szafirem, buteleczka Eau d’Hermes.
Kit pomyślał, że właściwie nie miałby nic przeciwko temu, by zobaczyć Fra
Nie znalazł żadnych zapisków – ani naukowych, ani jakichkolwiek i
W sypialni leżało kilka otwartych książek: Gdyby życzenia były końmi: podręcznik weterynarza, Weterynaryjna epidemiologia, Bez śladu, W poszukiwaniu początków rodzaju ludzkiego, Północ w ogrodzie dobra i zła. Nic, co by w jakikolwiek sposób obciążało tajemniczą panią doktor; wręcz przeciwnie.
Kitowi rzucił się w oczy model łodzi, wykonany przez męża Fra
Do lodówki przyczepiony był narysowany ręką dziecka obrazek przedstawiający dziewczynkę i rozradowanego psa: „Dla doktor Fra
Kit schował notes do tylnej kieszeni spodni, rozejrzał się po raz ostatni, po czym wyszedł z domu. W pewnym sensie, przeszukanie zakończyło się fiaskiem. Kit nabrał przekonania, że Fra
A mimo to czuł, że jest na tropie czegoś wielkiego. Był tego pewien od samego początku.
Dlaczego nikt mu nie wierzył?