Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 11 из 80

– Przyszłam spotkać się z szeryfem Morrellim.

Kobieta lustrowała Maggie podejrzliwie, twardo stojąc w progu na straży dalszych biurowych pokoi. Maggie wiedziała, że granatowa marynarka i spodnie dodają jej powagi, kryjąc szczupłą figurę, która czasami odbierała jej autorytet. Już na początku swojej zawodowej kariery wykształciła w sobie dość szorstki i obcesowy sposób bycia, w ten sposób domagając się uwagi i rekompensując sobie zbyt delikatny, „nieprofesjonalny” wygląd. Mając niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i ważąc pięćdziesiąt dwa kilogramy, z trudem spełniała wymagania FBI.

– Nicka nie ma w tej chwili – rzekła kobieta tonem, który mówił Maggie, że nie dowie się niczego więcej. – Spodziewał się pani? – Energicznie skrzyżowała ramiona i wyprostowała się, żeby podkreślić, jaka jest ważna.

Maggie rozejrzała się po pokoju, nie zwracając uwagi na pytanie. Pokazała, że owa demonstracja siły nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia.

– Można go jakoś złapać? – Udawała, że zainteresowała ją tablica, na której widniał plakat z poszukiwanym zbrodniarzem z początku lat osiemdziesiątych, ulotka o halloweenowych tańcach i ogłoszenie o sprzedaży forda z 1990 roku.

– Proszę pani, nie chciałabym być niegrzeczna – zaczęła młoda kobieta, tracąc trochę pewność siebie. – W jakim celu chce się pani skontaktować z Nickiem… z szeryfem Morrellim?

Maggie zerknęła na kobietę, która nagle postarzała się w jej oczach, wokół jej ust i pod oczami zarysowały się zmarszczki, zachwiała się na swoich wysokich obcasach i przygryzła dolną wargę.

Gdy Maggie wreszcie sięgnęła do kieszeni marynarki po swoją odznakę, w drzwiach pojawili się dwaj mężczyźni. Narobili sporo hałasu. Starszy miał na sobie brązowy mundur zastępcy szeryfa, idealnie zaprasowane spodnie i krawat ciasno zawiązany pod szyją. Czarne włosy zaczesał gładko do tyłu, gdzie karnie zwijały się nad kołnierzykiem. Młodszy przeciwnie. Był w szarym podkoszulku ze śladami potu, krótkich spodniach i sportowych butach do biegania. Miał ciemnobrązowe, krótkie, potargane włosy, wilgotne kosmyki przykleiły mu się do czoła. Mimo to był przystojny i zdecydowanie w dobrej formie. Miał mocne muskularne nogi, szczupłą talię i szerokie ramiona. Maggie była na siebie zła, że zwraca uwagę na takie bzdury.

Obaj mężczyźni zamilkli na widok Maggie. W ciszy przenosili wzrok z niej na doprowadzoną do ostateczności młodą kobietę, która nie zeszła ze swojego posterunku na progu.

– Cześć, Lucy. Wszystko w porządku? – odezwał się ten młodszy, przyglądając się Maggie. Kiedy wreszcie spotkał się z nią wzrokiem, uśmiechnął się, jakby zdobyła jego akceptację.

– Właśnie chciałam się dowiedzieć, co ta pani…

– Chciałam się widzieć z szeryfem Morrellim – przerwała jej Maggie. Zniecierpliwiło ją, że jest traktowana jak kontroler podatkowy.

– W jakiej sprawie? – spytał zastępca, marszcząc czoło w pełnej gotowości.

Maggie przejechała palcami przez włosy, czekając, aż się uspokoi, żeby niecierpliwość nie zamieniła się w złość. Wyjęła swoją odznakę i machnęła im nią przed oczami.

– Jestem z FBI.

– Agent… agentka specjalna O’Dell? – powiedział młodszy mężczyzna, zarazem zdziwiony i zażenowany.

– Tak.

– Przepraszam. – Wytarł rękę w koszulkę i wyciągnął ją do niej. – Nick Morrelli.

Była pewna, że nie zdołała ukryć zdumienia, bo uśmiechnął się, widząc jej minę. Tyle razy pracowała już z szeryfami w małych miasteczkach, ale Nick żadnego z nich w niczym nie przypominał. Kojarzył się bardziej z zawodowym sportowcem, któremu wybacza się arogancję za niezły wygląd i urok osobisty. Miał niebieskie oczy, ciemne włosy i opaloną skórę. I mocny uścisk dłoni, żadne tam delikatne muśnięcie zarezerwowane dla kobiet. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby w pokoju nie było nikogo prócz niej. Takie spojrzenie serwował tylko kobietom.

– Mój zastępca Eddie Gillick. A to Lucy Burton, którą już pani poznała, jak rozumiem. Bardzo mi przykro, naprawdę. Robota nas goni, nie spaliśmy kilka nocy, po piętach depczą nam dzie

– W każdym razie nienajgorzej się pan kamufluje. – Tym razem Maggie zlustrowała Nicka powoli, tak jak on zrobił to z nią przed chwilą. Kiedy doszła do wysokości jego oczu, błysk zażenowania zastąpił w nich pewność siebie.

– Wróciłem właśnie z Oklahomy. Brałem udział w naszym pucharze – wyjaśniał naprędce, jakby przyłapano go na czymś, czego powinien się wstydzić. Przestępował z nogi na nogę. – Zbieramy pieniądze dla Amerykańskiego Stowarzyszenia Chorób Płucnych… a może Chorób Serca. Nie pamiętam. W każdym razie na dobry cel.

– Nie musi się pan przede mną tłumaczyć, szeryfie – powiedziała, w głębi ducha zadowolona, że jej obecność tak na niego działa.

Zapanowała krępująca cisza. W końcu Gillick odchrząknął.





– Muszę wracać na miasto. – Uśmiechnął się do Maggie. – Miło było panią poznać, pani O’Dell.

– Agentko O’Dell – poprawił go Morrelli.

– Tak, przepraszam. – Zdetonowany zastępca zaczął jeszcze bardziej się spieszyć.

– Na pewno jeszcze się spotkamy. – Maggie postanowiła dodatkowo mu dołożyć.

– Lucy, czyżbym czuł zapach kawy? – spytał Morrelli z chłopięcym uśmiechem.

– Właśnie zaparzyłam, zaraz ci przyniosę. – Jej głos był teraz słodki i kokieteryjnie o oktawę wyższy.

Maggie uśmiechnęła się pod nosem, widząc, jak pewna siebie, mocna kobieta łagodnieje i nalewa kawę przystojnemu szefowi.

– Mogłabyś też nalać agentce O’Dell? – Nick przesłał uśmiech Maggie, a Lucy rzuciła jej złe spojrzenie.

– Z cukrem czy ze śmietanką?

– Bez niczego, dziękuję.

– Może woli pani pepsi? – spytał Nick, koniecznie pragnąc jej się przypodobać.

– Tak, wolę. – Miała nadzieję, że cukier choć trochę zagłuszy głód.

– Lucy, zostaw tę kawę i przynieś nam, proszę, dwie puszki pepsi.

Lucy popatrzyła na Maggie. Z jej twarzy wyparowało całe podniecenie, teraz była na niej tylko pogarda. Zakręciła się na pięcie i wyszła, a stukot jej obcasów niósł się echem po korytarzu.

Zostali sami. Morrelli pocierał ramiona, jakby zmarzł. Czuł się nieswojo. Maggie mogła bez pudła podać powód jego skrępowania. Może powi

– Po czterdziestu ośmiu godzinach na nogach postanowiliśmy dzisiaj odpocząć. – Znowu się tłumaczył, swój strój i pustki w biurze. – Spodziewałem się pani najwcześniej jutro. Wie pani, dzisiaj niedziela.

Maggie zaczęła się zastanawiać, czy Nick jest mianowanym, czy wybranym szeryfem. W obu wypadkach jego chłopięcy urok był zapewne ważniejszy od kompetencji.

– W rozmowie z moimi szefami odniosłam wrażenie, że w tej sprawie liczy się czas. Trzymacie ciało, żebym mogła je zobaczyć?

– Tak, oczywiście. On jest… – Morrelli przetarł twarz dłonią. Maggie dostrzegła małą bliznę, lekko wypukłą białą linię na idealnym poza tym podbródku. – Jest w szpitalnej kostnicy. – Przetarł oczy. Zastanowiła się, czy jest zmęczony, czy próbuje wymazać z pamięci obraz, który nawiedza go nocami. Według raportu to Morrelli znalazł ciało. – Jeśli pani sobie życzy, mogę panią tam zawieźć – dodał.

– Dziękuję, tak, powi

– Oczywiście. Pewnie chce się pani rozpakować. Zostaje pani w mieście?

– Prawdę mówiąc, nie o to mi chodzi. Chciałabym zobaczyć miejsce zbrodni. – Patrzyła, jak blednie mu twarz. – Niech mi pan pokaże, gdzie znalazł pan ciało.