Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 1 из 21



James Patterson

Pamiętnik Pisany Miłością

Katie

Katie Wilkinson brała ciepłą kąpiel w trochę dziwacznej, lecz pięknej staroświeckiej, porcelanowej wa

Po zakończeniu lektury dzie

– O Boże, dobry Boże, czy Ty w ogóle istniejesz?

Nigdy by nie przypuszczała, że taki niepozorny brulion może ją tak poruszyć. Oczywiście nie sam dzie

Nie, nie chodziło wyłącznie o dzie

Wyobraziła sobie Suza

Następnie małego Nicholasa, rocznego szkraba, z jaśniejącymi radością błękitnymi oczami.

I wreszcie Matta.

Tatę Nicholasa.

Męża Suza

Byłego kochanka Katie.

Co teraz myślała o Matcie? Czy potrafiłaby mu wybaczyć? Gubiła się we własnej ocenie. Ale przynajmniej zaczynała wreszcie rozumieć, co się stało. Dzie

Na wspomnienie tamtego dnia znów się rozpłakała.

RANO dziewiętnastego coś pociągnęło Katie nad rzekę Hudson. Zapragnęła odbyć rejs statkiem spacerowym wokół Manhattanu. Za pierwszym razem Matt i ona mieli po prostu fantazję, żeby się nim przepłynąć, ale tak im się spodobało, że wciąż tam wracali.

Wybrała się na pierwszy rejs tego dnia. Targał nią smutek, a zarazem gniew. O Boże, sama już nie wiedziała, co czuje.

Wczesna pora nie przyciągnęła zbyt wielu turystów. Katie zajęła miejsce na górnym pokładzie i oglądała Nowy Jork z wyjątkowej perspektywy – omywających go melancholijnych nurtów.

Kilka osób, zwłaszcza mężczyzn, zwróciło uwagę na kobietę siedzącą samotnie.

Katie zazwyczaj wyróżniała się z tłumu. Była wysoka, miała metr osiemdziesiąt, a przy tym ciepłe, życzliwe niebieskie oczy. Trapiły ją kompleksy na tle wzrostu, toteż podejrzewała, że ludzie dlatego się na nią gapią. Przyjaciele zapewniali ją, że tak nie jest. Że ludzie podziwiają jej olśniewającą urodę. Katie nie podzielała tego zdania. Uważała się za całkiem zwyczajną. W głębi duszy nadal była wiejską dziewczyną z Karoliny Północnej.

Często zaplatała długie ciemne włosy, hodowane od ósmego roku życia, w warkocz. Dawniej wyglądała w nim urwisowato, teraz trafiła w wielkomiejską modę na naturalność. Chyba wreszcie dogoniła swoje czasy. Prawie się nie malowała, czasem pociągnęła tylko rzęsy tuszem i usta szminką. Dzisiaj nie była umalowana. I z całą pewnością nie wyglądała olśniewająco.



Płakała kilka godzin, oczy miała podpuchnięte. Poprzedniego dnia ukochany mężczyzna zerwał z nią nagle bez słowa wyjaśnienia. Cios spadł tak nieoczekiwanie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Matt od niej odszedł.

No i niech go diabli wezmą! Jak on mógł? Czyżby przez tyle miesięcy mnie okłamywał? Na to wygląda! Łajdak.

Chciała zastanowić się nad tym, co też mogło rozdzielić ją z Mattem, ale myślała tylko o wspólnie spędzonych, w przeważającej mierze pięknych, chwilach.

Z zadrą w sercu musiała przyznać, że zawsze mogła z nim porozmawiać na każdy ważny dla niej temat. Tak samo jak rozmawiała z koleżankami. Zatem co się stało? Za wszelką cenę chciała się dowiedzieć.

Był taki troskliwy, przynajmniej do tej pory. Jej urodziny wypadały w czerwcu, toteż przez cały, jak powiadał, urodzinowy miesiąc przysyłał jej dzień w dzień po jednej róży. Zawsze zdawał się dostrzegać jej nastroje – dobre, złe, a czasem okropne – i nową bluzkę czy sweterek. Łączyły ich wspólne gusty, przynajmniej tak twierdził. „Ally McBeal”, „Praktyka”, „Wyznania gejszy”. Kolacja, potem drinki w barze. Jeden za tych, co na lądzie, drugi za tych, co na morzu. Zagraniczne filmy w kinie Lincoln Plaza. Stylizowane czarno-białe fotografie, płótna olejne, które wyszukiwali razem na pchlich targach.

W niedzielę chodził z nią do kościoła, gdzie prowadziła lekcje religii dla przedszkolaków. Oboje uwielbiali niedzielne popołudnia u niej – Katie czytała „Timesa”, od deski do deski, a Matt pracował nad swoimi wierszami, które rozkładał jej na tapczanie, na podłodze, a nawet na drewnianym kuche

Przy nim czuła spokój, cudowny i błogi, jak jeszcze nigdy przy nikim.

Katie nie potrafiła znaleźć niczego, co by ceniła sobie ponad miłość do Matta.

Chciała spędzać z nim cały czas. Może to zbyt staromodne, ale prawdziwe.

Kiedy wyjeżdżał na wyspę Martha`s Vineyard, na której mieszkał i pracował, co wieczór rozmawiali godzinami przez telefon albo przysyłali sobie zabawne listy elektroniczne. Nazywali to romansem międzymiastowym. Zawsze jednak powstrzymywał Katie przed odwiedzeniem go na Vineyard. Może powi

I tak jedenaście wspaniałych miesięcy minęło jak z bicza trzasnął. Katie lada dzień spodziewała się oświadczyn. W duchu miała taką pewność. Uprzedziła już nawet mamę. Tym bardziej więc czuła się teraz upokorzona, że tak ją zawiodła intuicja. Nie mogła sobie darować, iż się tak srodze pomyliła.

Nagle uświadomiła sobie, że chlipie, a wszyscy na pokładzie jej się przyglądają.

– Przepraszam – szepnęła. Poczuła się jak idiotka. – Nic mi nie jest.

Chociaż mijało się to z prawdą.

Nigdy w życiu nie czuła się tak zraniona. Straciła jedynego mężczyznę, którego kiedykolwiek w życiu kochała. Boże, jak ona kochała Matta!

TEGO dnia Katie nie miała siły iść do pracy. Nie potrafiłaby spojrzeć w oczy kolegom z redakcji. Ani nawet obcym w autobusie. Miała serdecznie dosyć takich zaciekawionych spojrzeń jak te na statku.

Kiedy wróciła do domu po rejsie wokół Manhattanu, zastała pod drzwiami przesyłkę. W pierwszej chwili uznała, że to pewno maszynopis z redakcji. Nie mogliby, choć na dzień zostawić ją w spokoju? Raz na jakiś czas miała prawo do jednego dnia wolnego. Przecież nie oszczędzała się w pracy. Wszyscy wiedzieli, ile serca wkłada w przygotowanie książek.

Była starszym redaktorem w renomowanym wydawnictwie nowojorskim, specjalizującym się w literaturze pięknej. Uwielbiała swoją pracę. Tam właśnie poznała Matta. Rok przedtem z wielkim przekonaniem kupiła w niewielkiej agencji literackiej w Bostonie prawa na wydanie jego pierwszego tomiku poezji.

Od razu coś między nimi zaiskrzyło, i to mocno. A już po kilku tygodniach wybuchła miłość… w każdym razie dotąd Katie święcie w to wierzyła.

Kiedy teraz schyliła się po paczkę, rozpoznała charakter pisma. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że to pismo Matta.

Omal nie upuściła przesyłki. A po chwili zapragnęła odrzucić ją jak najdalej od siebie.

Nie zrobiła tego jednak. Zawsze sobie to wyrzucała, tę samokontrolę i opanowanie. Wpatrywała się w paczkę. W końcu westchnęła głęboko i rozdarła papier. W środku znalazła mały staroświecki dzie