Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 54 из 84

– Gdyby o mnie chodziło, to wybrałbym listopad – odezwał się półgłosem. – Teraz wszystko zaczyna rozkwitać i drzewa pokrywają się zielenią, a w listopadzie pogoda robi się okropna, na zimnym wietrze człowiek przemarza do kości, niebo jest zawsze pochmurne i brzydkie. Taaa… ja na pewno bym wybrał listopad, żeby ze sobą skończyć.

Seagram mocniej ścisnął kolta, spoglądając na Jonesa w obawie przed jakimś nieoczekiwanym ruchem.

– Rozumiem, że uważa się pan za coś w rodzaju eksperta od samobójców, prawda?

– Nic podobnego – rzekł Jones. – Właściwie jest pan pierwszym, jakiego widzę przed faktem. Przeważnie przychodzę, gdy już dawno jest po wszystkim. Weźmy na ten przykład topielców. Oni są najgorsi. Ciała rozdęte i sczerniałe, oczy wyjedzone przez ryby. Albo tych, co wyskakują. Widziałem kiedyś faceta, który skoczył z trzydziestopiętrowego budynku. Stopami walnął w chodnik. Piszczele wystawały mu z ramion.

– Nie chcę tego słuchać – burknął Seagram. – Nie potrzebuję, żeby jakiś czarnuch w policyjnym mundurze opowiadał mi horrory. W oczach Jonesa pojawiły się iskierki gniewu, ale po chwili zgasły.

– Dobrze, już dobrze… – rzekł. Wyciągnął chusteczkę do nosa i leniwie wycierał potnik swojej czapki. – Proszę mi powiedzieć, panie…

– Seagram. Równie dobrze może pan wiedzieć. To już i tak bez różnicy.

– Proszę mi powiedzieć, panie Seagram, jak pan zamierza to zrobić? Strzał w czoło, w skroń czy w usta?

– Wszystko jedno. Wynik będzie ten sam.

– Niekoniecznie – odpowiedział Jones takim tonem, jakby prowadził towarzyską rozmowę. – Nie polecałbym skroni ani czoła, szczególnie w wypadku broni małokalibrowej. Zobaczmy, co pan tam trzyma. No tak, wygląda na trzydziestkę ósemkę. Fakt, może narobić bigosu, ale ciężko się tym zabić. Znałem faceta, który strzelił sobie w skroń z czterdziestki piątki. Rozwalił sobie mózg i lewe oko, ale nie umarł. Żył jeszcze wiele lat jak jakiś pierwotniak. Czy nie potrafi pan wyobrazić go sobie, jak leży w łóżku, robi pod siebie na prześcieradło i błaga, żeby ktoś go dobił? Na pańskim miejscu wsadziłbym lufę w usta i odstrzelił potylicę. Ten sposób jest najpewniejszy.

– Jeśli się nie zamkniesz, to i ciebie zabiję – warknął Seagram, mierząc do Jonesa z kolta.

– Mnie? – spytał Jones. – Jesteś mięczak, a nie morderca, Seagram. Masz to wypisane na czole.

– Każdy człowiek jest zdolny do morderstwa.

– Zgoda, morderstwo to nic wielkiego. Każdy może je popełnić, ale tylko psychopaci nie liczą się z konsekwencjami.

– Teraz zaczynasz filozofować.

– My, głupie czarnuchy w policyjnych mundurach, często lubimy się mądrzyć przed białymi.

– Przepraszam za niestosowny dobór słów.

– Uważasz, że masz kłopoty, Seagram? Chciałbym mieć takie kłopoty jak ty. Spójrz na siebie: jesteś biały, z pewnością zamożny, prawdopodobnie masz rodzinę i niezłą pozycję w życiu. Czy chciałbyś się ze mną zamienić i być czarnym gliną z szóstką dzieciaków, mieszkającym w starym drewnianym domu z hipoteką obciążoną na trzydzieści lat? No mów, Seagram. Opowiedz mi, jak ciężko ci się żyje.

– Nigdy tego nie zrozumiesz.

– A co tu jest do rozumienia? Dla niczego pod słońcem nie warto się zabijać. No pewnie, z początku żona wyleje parę łez, ale później odda twoje ubrania Armii Zbawienia i za pół roku będzie spała z kim i

– Prezydenta?

– Wystąpił o czwartej i opowiadał o wielkich wydarzeniach: że już za dziesięć lat ludzie polecą na Marsa, że dokonał się przełom w leczeniu raka, i pokazywał zdjęcia jakiegoś starego zatopionego statku, który rząd wydobył z oceanu z głębokości prawie pięciu kilometrów.

Seagram wytrzeszczył oczy na policjanta.





– Mówisz, że wydobyli statek? Jaki statek?

– Nie pamiętam.

– „Titanica"? – szeptem zapytał Seagram. – Czy to był „Titanic"?

– Tak, właśnie tak się nazywał. Dawno temu uderzył w górę lodową i zatonął. Jak się nad tym zastanowiłem, to przypominam sobie, że kiedyś w telewizji oglądałem taki film o „Titanicu", z Barbarą Stanwyck i Cliftonem Webbem…

Policjant urwał widząc, że twarz Seagrama, która najpierw wyrażała niedowierzanie, a potem zaskoczenie, teraz wykrzywia się w grymasie zakłopotania.

Seagram wręczył rewolwer niczego nie rozumiejącemu Jonesowi i plecami oparł się o ławkę. Trzydzieści dni. Mając bizanium, potrzebuje wszystkiego trzydziestu dni, by przetestować system bezpieczeństwa, który jest rezultatem „Planu Sycylijskiego", a potem doprowadzić go do stanu gotowości operacyjnej. A tak niewiele brakowało, żeby nic z tego nie wyszło. Gdyby ten policjant się nie wtrącił, to wystarczyłoby jeszcze tylko pół minuty i dla Seagrama wszystko na zawsze by się skończyło.

50.

– Przypuszczam, że zdajecie sobie sprawę z konsekwencji waszego oskarżenia?

Marganin spojrzał na niskiego mężczyznę o łagodnym głosie i zimnych błękitnych oczach. Admirał Borys Słojuk wyglądał bardziej na piekarza niż przebiegłego szefa drugiej co do wielkości sowieckiej sieci zbierającej informacje.

– Jestem w pełni świadomy, towarzyszu admirale, że ryzykuję swoją karierę w marynarce woje

– To bardzo szlachetnie z waszej strony, poruczniku – odparł Słojuk z twarzą pozbawioną wszelkiego wyrazu. – Zarzuty, które przedstawiliście, są bardzo poważne, ja jednak nie mam żadnych dowodów, że kapitan Prewłow jest zdrajcą, a bez nich nie mogę go oskarżyć tylko na podstawie tego, co mówi jego podwładny.

Marganin skinął głową. Do spotkania z admirałem dobrze się jednak przygotował. Dotarcie do Słojuka z pominięciem Prewłowa i normalnej drogi służbowej było naprawdę ryzykownym krokiem, lecz pułapkę zastawił fachowo. Teraz nadszedł decydujący moment. Porucznik spokojnie sięgnął do kieszeni i wyjął kopertę, którą podał przez biurko Słojukowi.

– Tutaj są dowody wpłat dokonywanych na konto numer AZF siedemdziesiąt sześć zero dziewięć w Banque de Lausa

Słojuk obejrzał dokumenty bankowe, a potem rzucił Marganinowi bardzo sceptyczne spojrzenie.

– Wybaczcie mi moją podejrzliwą naturę, poruczniku Marganin, ale wszystko wskazuje, że to sobie wymyśliliście. Marganin podał mu drugą kopertę.

– Tu znajduje się tajna informacja, jaką amerykański ambasador w Moskwie przekazał Departamentowi Obrony w Waszyngtonie. Według niej kapitan Andriej Prewłow jest ważnym źródłem informacji dotyczących tajemnic radzieckiej marynarki woje

Szlaban się podniósł i droga stała otworem – Słojuk nie miał wyboru i musiał ustąpić. Ze zdumieniem kręcił głową.

– Syn wielkiego działacza partyjnego zdradza ojczyznę dla pieniędzy… Niewiarygodne.

– Biorąc pod uwagę ekstrawagancki styl życia kapitana Prewłowa, nietrudno zauważyć, jakie to stawia wymagania finansowe…

– Dobrze znam gusta kapitana Prewłowa.

– A czy znany wam jest również fakt, że romansuje z kobietą, która podaje się za żonę pierwszego sekretarza ambasady amerykańskiej?

Po twarzy Słojuka przemknął cień niepokoju.