Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 46 из 84

– Którzy to? – spytał Sandecker. Nicholson bezradnie wzruszył ramionami.

– Przykro mi, ale tylko tyle mogę panu powiedzieć. Z naszych informacji wynika, że używają pseudonimów „Srebrny" i „Złoty", lecz nawet się nie domyślamy ich prawdziwych nazwisk.

W oczach Sandeckera pojawiła się zawziętość.

– A gdyby moi ludzie sami to ustalili?

– Mam nadzieję, że będzie pan z nami współpracował, przynajmniej na razie, proszę więc kazać im trzymać język za zębami i nie podejmować żadnych akcji.

– Ale to mogą być sabotażyści i uniemożliwią całą operację.

– Jesteśmy skło

– To szaleństwo, czyste szaleństwo – mruknął Sandecker. – Czy pan w ogóle zdaje sobie sprawę, o co mnie prosicie?

– Kilka miesięcy temu prezydent zadał mi to samo pytanie i moja odpowiedź ciągle jest ta sama: nie. Zdaję sobie jednak sprawę, że chodzi wam o coś więcej niż tylko o zwykłe wydobycie statku, lecz prezydent nie uznał za stosowne zdradzić mi prawdziwej przyczyny tego waszego przedstawienia. Sandecker zacisnął zęby.

– No dobrze, a jeśli się zgodzę, to co?

– Będzie pan o wszystkim informowany. We właściwym czasie otrzymacie zielone światło i przymkniecie sowieckich agentów.

Admirał siedział w milczeniu przez kilka chwil. Kiedy w końcu się odezwał, Nicholson zwrócił uwagę na jego śmiertelnie poważny ton.

– Dobra, Nicholson, dam się w to wrobić. Ale niech Bóg ma pana w swojej opiece, jeżeli tam, pod wodą, dojdzie do jakiegoś tragicznego wypadku albo następnego morderstwa. Konsekwencje tego będą straszniejsze, niż może pan sobie wyobrazić.

43.

Mel Do

– To mnie chyba nauczy, żebym woził parasol w samochodzie – powiedział wyjmując chusteczkę do nosa i wycierając sobie garnitur. Marie zamknęła drzwi i przyglądała mu się z ciekawością.

– W czasie sztormu każdy port jest dobry. Prawda, przystojniaku?

– Przepraszam, nie dosłyszałem?

– Z pańskiego wyglądu wnoszę, że szuka pan schronienia, dopóki deszcz nie ustanie, a łaskawy los skierował pana pod mój dach – śmiało powiedziała Marie zalotnym tonem.

Do

– Przepraszam. Nazywam się Mel Do

– Wiedziałam, że obcy mężczyzna, który stoi na progu mojego domu i błaga, żebym go do siebie wpuściła, to zbyt piękne, by było prawdziwe – odparła z uśmiechem. – Jestem Marie Sheldon. Proszę wejść i się rozgościć, a ja tymczasem zawołam Danę i przyniosę panu filiżankę kawy.

– Dziękuję. Ta kawa to wspaniały pomysł.

Do

Wróciła z filiżanką kawy.

– Dana w weekendy leniuchuje. Rzadko zwleka się z łóżka przed dziesiątą. Pójdę na górę ją pogonić.

Czekając na nią, Do

Wybór był typowy dla samotnej kobiety: kilka tomików poezji, Prorok, książka kucharska „New York Timesa" oraz romanse i bestsellery. Do

Zbliżyła się i objęła go.





– Mel, jak cudownie znów cię widzieć.

– Wspaniale wyglądasz – powiedział.

Już nie było śladu po miesiącach pełnych napięcia i udręki. Dana wydawała się spokojniejsza, a jej uśmiech stracił nerwowość.

– Jak się miewa nasz szalejący kawaler? – spytała. – Na jaką przynętę w tym tygodniu podrywasz biedne, niewi

Do

– Z astronauty na razie zrezygnowałem, dopóki nie zrzucę paru kilogramów. Właściwie ze względu na popularność, jaką się cieszycie w związku z „Titanikiem", to chyba nic złego by się nie stało, gdybym opowiadał tym samotnym ślicznotkom, przesiadującym w waszyngtońskich barach, że pracuję jako nurek na pełnym morzu.

– A dlaczego po prostu nie powiesz im prawdy? W końcu jesteś w tym kraju jednym z najlepszych fizyków i nie masz się czego wstydzić.

– Wiem, ale tak jakoś dziwnie się składa, że to mi odbiera całą przyjemność. Poza tym kobiety uwielbiają, kiedy się udaje kogoś i

– Przynieść ci jeszcze kawy? – spytała, ruchem głowy wskazując filiżankę.

– Nie, dziękuję – odparł z uśmiechem, ale po chwili spoważniał. – Wiesz, po co przyszedłem.

– Domyślam się.

– Martwię się o Gene'a.

– Ja również.

– Mogłabyś do niego wrócić.

Spojrzała Melowi prosto w oczy.

– Ty niczego nie rozumiesz. Kiedy jesteśmy razem, wszystko wygląda jeszcze gorzej.

– Bez ciebie on czuje się zagubiony. Dana pokręciła głową.

– Jego kochanką jest praca. Ja służyłam mu tylko za podporę, kiedy był sfrustrowany. Jak większość żon, do rozstroju doprowadza mnie udręka wynikająca z jego obojętności, którą mi okazuje, kiedy ma nadmierne stresy w pracy. Czy ty tego nie rozumiesz, Mel? Musiałam opuścić Gene'a, zanimbyśmy się wzajemnie zniszczyli. – Dana odwróciła twarz i ukryła ją w dłoniach, ale szybko się opanowała. – Gdyby on to rzucił i z powrotem zajął się studentami, wówczas byłoby inaczej.

– Nie powinienem ci tego mówić – rzekł Do

– A co z waszymi kontraktami z rządem?

– Skończą się. Podpisaliśmy kontrakty na określony projekt i kiedy go zrealizujemy, to będziemy wolni. Wówczas nic nam nie pozostanie, jak tylko pięknie się ukłonić i wrócić na uczelnie, z których przyszliśmy.

– Ale wtedy on może już mnie nie zechce.

– Znam Gene'a – powiedział Do

– A niby skąd takie przypuszczenie?

– W zeszłą środę przypadkowo byłem wieczorem w restauracji „U Webstera".

O Boże! – pomyślała Dana. Jedna z nielicznych randek od rozstania z Gene'em już zaczęła ją prześladować. To właśnie wtedy we czwórkę z Marie i dwoma biologami z laboratorium morskiego NUMA spędziła miły wieczór w sympatycznym towarzystwie. Tylko tyle, nic więcej się nie wydarzyło.

Wstała i rzuciła Do

– Ty, Marie, a nawet… tak, nawet prezydent, wszyscy oczekujecie ode mnie, żebym na klęczkach wróciła do Gene'a i dała mu poczucie bezpieczeństwa jak jakaś cholerna kołderka, bez której nie może zasnąć. Ale żadne z was nawet się nie pofatygowało, żeby zapytać, jak j a się czuję, co się we mnie dzieje i jakie przeżywam frustracje. Niech was wszystkich diabli wezmą! Jestem panią siebie i mogę robić ze swoim życiem, co mi się podoba. Wrócę do Gene'a, kiedy sama zechcę. A jeśli będę miała ochotę spotkać się z jakimś i

Odwróciła się na pięcie, zostawiając zdumionego i zakłopotanego Do