Страница 13 из 84
– Ojej! Z takich zamierzchłych czasów… – powiedziała krzywiąc usta. – Mogę panu dać jedynie fotokopię, bo oryginał jest w Stanowym Towarzystwie Historycznym.
– Potrzebna mi tylko trzecia strona.
– Proszę chwileczkę poczekać. Odszukanie mikrofilmu i wykonanie odbitki potrwa około piętnastu minut.
– Dziękuję. A przy okazji, nie mają państwo przypadkiem spisu przedsiębiorstw w Kolorado?
– Oczywiście, że mamy.
Sięgnęła pod kontuar i położyła spis na poplamionym plastykowym blacie.
Do
Kiedy minął kwadrans, a dziewczyna nie wracała, Do
– Proszę, to dla pana – powiedziała dziewczyna, która tymczasem wróciła. – Należy się pięćdziesiąt centów.
Do
– Czy właśnie tego pan szukał? – spytała dziewczyna.
– To mi musi wystarczyć – odparł i wyszedł.
Fabryka Wyrobów Metalowych Jensena i Thora leżała między stacją rozrządową Burlington-Northern a brzegiem rzeki South Platte. To ogromne monstrum z falistej blachy oszpeciłoby każdy krajobraz poza okolicą, w której było usytuowane. Wewnątrz hall fabrycznej suwnice przenosiły pordzewiałe rury ogromnej długości z jednego miejsca na drugie, a stemplownice waliły z nieznośnym łoskotem, który Do
Atrakcyjna sekretarka o wydatnym biuście zaprowadziła Do
– Dziękuję, że pan poświęcił swój czas na spotkanie ze mną, panie Jensen.
Jensen uśmiechnął się ostrożnie.
– Sprawa wygląda na ważną. Jakże mógłbym odmówić tak wysoko postawionej osobie z Waszyngtonu?
– Jak już powiedziałem panu przez telefon, sprawdzam tylko pewne dawne akta.
Uśmiech na twarzy Jensena przygasł.
– Mam nadzieję, że pan nie jest z Urzędu Skarbowego? Do
– Nic podobnego. Zainteresowanie rządu ma charakter czysto historyczny. Chciałbym przejrzeć wasze księgi sprzedaży z okresu od lipca do listopada tysiąc dziewięćset jedenastego roku, jeżeli jeszcze państwo je mają.
– Proszę sobie ze mnie nie żartować – roześmiał się Jensen.
– Zapewniam pana, że to poważna prośba.
Jensen spojrzał na niego wzrokiem pozbawionym wyrazu.
– Czy jest pan pewien, że trafił pod właściwy adres?
– Jestem, jeżeli pańska firma jest spadkobierczynią odlewni Thora – bez wahania odparł Do
– To dawna spółka mojego pradziadka – potwierdził Jensen. – Mój ojciec wykupił ją w tysiąc dziewięćset czterdziestym drugim roku i zmienił nazwę.
– Czy państwo mają jeszcze jakieś związane z nią dokumenty? Jensen wzruszył ramionami.
– Jakiś czas temu wyrzuciliśmy wszystkie starocie. Gdybyśmy przechowywali wszystkie dowody sprzedaży od czasu, gdy mój pradziadek otworzył odlewnię w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym siódmym roku, potrzebowalibyśmy magazynu wielkości stadionu Bronco wyłącznie do tego celu.
Do
– Jednakże dzięki dalekowzroczności Carla Jensena Starszego – ciągnął Jensen – mamy wszystkie nasze dawne dokumenty na mikrofilmach.
– Na mikrofilmach?
– To jedyne wyjście. Po pięciu latach wszystko fotografujemy. Pracujemy nowocześnie.
Do
– A więc dostanę dowody sprzedaży z drugiego półrocza tysiąc dziewięćset jedenastego roku?
Jensen nie odpowiedział. Pochylił się nad biurkiem, połączył z sekretarką i rzucił jej kilka słów do mikrofonu. Potem odchylił się do tyłu w swoim dyrektorskim fotelu.
– Czy mógłbym tymczasem poczęstować pana kawą, panie Do
– Wolałbym coś ciut mocniejszego.
– Od razu widać, że jest pan z wielkiego miasta – powiedział Jensen. Wstał i podszedł do świecącego lustrami barku, z którego wyjął butelkę chivas regal. – Denver to niemal pipidówka. Tutaj ludzie na ogół krzywo patrzą na barki w gabinetach. Miejscowym zwyczajem, chcąc ugościć jakąś ważną osobę, zaprasza się ją na dużą coca-colę i suty obiad do eleganckiej restauracji. Ale tak się szczęśliwie złożyło dla naszych lepszych klientów z i
Do
Jensen obrzucił go taksującym spojrzeniem i ponownie ją napełnił.
– Proszę mi powiedzieć, panie Do
– Nic ważnego – odparł Do
– Czyżby? Chyba rząd nie wysyłałby nikogo tak daleko tylko po to, żeby dla żartu liczył pozycje w dowodach sprzedaży sprzed siedemdziesięciu sześciu lat?
– Rząd często załatwia swoje tajne sprawy w dziwny sposób.
– Tajne sprawy z tysiąc dziewięćset jedenastego roku? – powiedział Jensen, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Naprawdę zdumiewające.
– Powiedzmy, że po prostu próbujemy rozwikłać pewne przestępstwo, którego sprawca korzystał niegdyś z usług pańskiego pradziadka.
Jensen uśmiechnął się i kurtuazyjnie udał, że bierze to kłamstwo za dobrą monetę.
Do gabinetu tanecznym krokiem weszła czarnowłosa dziewczyna w długiej spódnicy i botkach, rzuciła Jensenowi uwodzicielskie spojrzenie, położyła na biurku kserokopię, po czym się wycofała.
Jensen podniósł kartkę i przeczytał ją.
– Odlewnia mojego przodka musiała przechodzić kryzys w okresie od czerwca do listopada. Niewiele sprzedała w ciągu tych miesięcy. Czy interesuje pana jakaś szczególna pozycja, panie Do
– Sprzęt górniczy.
– Tak, to musi być to… świdry. Zamówione dziesiątego sierpnia i odebrane przez nabywcę pierwszego listopada – powiedział Jensen i pokazał zęby w szerokim uśmiechu. – Ktoś chyba sobie z pana zażartował.
– Nie rozumiem.
– Nabywcą albo, jak pan mnie poinformował, przestępcą… – tu Jensen zawiesił głos, żeby wywołać większe wrażenie -…był rząd USA.