Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 10 из 90

– Mówi o tym całe miasto – ciągnął Jean-Pierre. – Dzisiaj rano aresztowano Rahmiego Coskuna i wszyscy twierdzą, że to sprawka Ellisa.

– Za co aresztowano Rahmiego? Jean-Pierre wzruszył ramionami.

– Bez wątpienia za działalność wywrotową. W każdym razie Raoul Clermont ugania się po mieście szukając Ellisa. Są tacy, którzy pragną zemsty.

– Och, Jean-Pierre, to śmiechu warte – powiedziała Jane. Nagle zrobiło jej się gorąco. Podeszła do okna i rozwarła je na oścież. Spojrzała w dół, na ulicę i zobaczyła jasną głowę Ellisa, znikającą w drzwiach klatki schodowej. – No, idzie – powiedziała do Jean-Pierre’a. – Teraz będziesz musiał powtórzyć tę niedorzeczną historię w jego obecności. – Słyszała już kroki Ellisa na schodach.

– Taki mam zamiar – powiedział Jean-Pierre. – Myślisz, że po co tu jestem? Przyszedłem go ostrzec, że jest poszukiwany.

Jane uświadomiła sobie, że Jean-Pierre jest naprawdę szczery; rzeczywiście wierzył w to, co mówi. No nic, Ellis wyprowadzi go zaraz z błędu.

Drzwi otworzyły się i wszedł Ellis.

Sprawiał wrażenie ogromnie uszczęśliwionego, rozpieranego dobrymi wiadomościami i kiedy ujrzała jego pełną, uśmiechniętą twarz ze złamanym nosem i przenikliwymi błękitnymi oczyma, serce ścisnęło się jej w piersiach w poczuciu winy, że flirtowała z Jean-Pierre’em.

Ellis zatrzymał się w progu zaskoczony widokiem Jean-Pierre’a. Uśmiech spełzł mu z twarzy.

– Cześć wam obojgu – powiedział. Zamknął za sobą drzwi i tak jak zawsze zasunął zasuwę. Jane uważała to jego przyzwyczajenie za dziwactwo, ale teraz przyszło jej do głowy, że tak właśnie zachowałby się szpieg. Natychmiast odrzuciła od siebie te myśl.

Pierwszy odezwał się Jean-Pierre.

– Szykują się na ciebie, Ellis. Już wiedzą. Szukają cię.

Jane przenosiła wzrok z jednego na drugiego. Jean-Pierre był wyższy od Ellisa, ale Ellis był szerszy w ramionach i miał bardziej rozbudowaną klatkę piersiową. Stali patrząc na siebie jak dwa taksujące się nawzajem koty.

Jane zarzuciła Ellisowi ramiona na szyję i pocałowała go przepraszająco.

– Jean-Pierre opowiedział mi jakąś absurdalną historię o tym, że jesteś jakoby szpiegiem na usługach CIA – powiedziała.

Jean-Pierre wychylił się przez okno i przeczesał wzrokiem ulicę. Odwrócił się i spojrzał na Ellisa.

– Powiedz jej, Ellis.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytał go Ellis.

– Całe miasto o tym mówi.

– A od kogo konkretnie to usłyszałeś? – pytał dalej Ellis twardym jak stal tonem.

– Od Raoula Clermonta. Ellis pokiwał głową.

– Może byś usiadła, Jane? – powiedział przechodząc na angielski.

– Nie chce siadać – burknęła z irytacją.

– Mam ci coś do powiedzenia – nalegał.

To nie może być prawda, nie może. Jane czuła, jak panika ściska jej gardło.

– No to mów – parsknęła – i przestań mnie prosić, żebym usiadła! Ellis spojrzał na Jean-Pierre’a.

– Mógłbyś nas zostawić samych? – zwrócił się do niego po francusku. W Jane zaczynała wzbierać złość.

– Co mi zamierzasz powiedzieć? Dlaczego nie powiesz od razu, że Jean-Pierre się myli? Powiedz mi, że nie jesteś szpiegiem, Ellis, bo zaraz oszaleję!

– To nie takie proste – mruknął Ellis.

– Właśnie że proste! – Nie potrafiła już dłużej powstrzymywać histerycznego brzmienia swego głosu. – On twierdzi, że jesteś szpiegiem, że pracujesz dla amerykańskiego rządu i że od chwili, gdy się poznaliśmy, przez cały czas bezwstydnie i podstępnie mnie okłamywałeś. Czy to prawda? Prawda czy nie? No?

– Wygląda na to, że prawda – westchnął Ellis. Jane poczuła, że za chwilę wybuchnie.

– Ty sukinsynu! – wrzasnęła. – Ty pieprzony sukinsynu! Twarz Ellisa zastygła w nieruchomą jak kamień maskę.

– Zamierzałem ci to dzisiaj powiedzieć – wycedził. Ktoś zapukał do drzwi. Oboje nie zwrócili na to uwagi.





– Szpiegowałeś mnie i wszystkich moich przyjaciół! – krzyknęła Jane. – Tak mi wstyd.

– Moja misja tutaj dobiegła końca- powiedział Ellis. – Nie muszę cię już okłamywać.

– Nie będziesz miał okazji. Nie chcę cię więcej widzieć. Znowu rozległo się pukanie.

– Ktoś dobija się do drzwi – powiedział po francusku Jean-Pierre.

– Nie mówisz chyba poważnie, że… – Ellis zająknął się – że nie chcesz mnie więcej widzieć.

– Ty w ogóle nie rozumiesz, co mi zrobiłeś, prawda? – powiedziała.

– Otwórzcie te cholerne drzwi, na miłość boską! – wtrącił się Jean-Pierre.

– Jezu Chryste – westchnęła Jane i podeszła do drzwi. Odsunęła zasuwę i otworzyła je. W progu stał ogromny, barczysty mężczyzna w zielonej, sztruksowej marynarce rozdartej na rękawie. Jane nigdy przedtem go nie widziała. – Czego pan, do diabła, chce? – zapytała i wtedy dostrzegła w jego dłoni pistolet.

Następne sekundy mijały niczym na zwolnionym filmie.

Jane uświadomiła sobie błyskawicznie, że jeśli Jean-Pierre nie myli się i Ellis naprawdę jest szpiegiem, to nie myli się również twierdząc, że ktoś chce się na nim zemścić; i że w świecie, w którym potajemnie obracał się Ellis, słowo „zemsta” rzeczywiście mogło oznaczać stukanie do drzwi i stojącego za nimi człowieka z pistoletem.

Otworzyła usta do krzyku.

Nieznajomy zawahał się na ułamek sekundy. Wyglądał na zaskoczonego widokiem kobiety. Jego wzrok powędrował od Jane do Jean-Pierre’a i z powrotem: wiedział, że to nie Jean-Pierre jest jego celem. Ale nie widząc nigdzie Ellisa, ukrytego za uchylonymi do połowy drzwiami, na moment stracił głowę.

Zamiast krzyknąć, Jane spróbowała zatrzasnąć facetowi drzwi przed nosem. Gdy pchnęła je w kierunku rewolwerowca, ten zorientował się w jej zamiarach i błyskawicznie wsunął nogę między framugę a drzwi. Odbiły się od jego buta i rozwarły z powrotem. Ale intruz, robiąc wykrok w przód, rozłożył dla utrzymania równowagi ramiona i lufa jego pistoletu wycelowana była teraz w róg sufitu.

Chce zabić Ellisa, pomyślała Jane. On chce zabić Ellisa.

Rzuciła się na napastnika, waląc go po twarzy pięściami, bo chociaż nienawidziła Ellisa, uprzytomniła sobie nagie, że nie chce jego śmierci.

Mężczyzna tylko na ułamek sekundy stracił orientację. Brutalnie odepchnął Jane na bok silnym ramieniem. Padając ciężko na podłogę, stłukła sobie boleśnie kość ogonową.

Wszystko, co się później działo, widziała z przerażającą wyrazistością.

Ramię, które odsunęło ją na bok, cofnęło się i silnym pchnięciem otworzyło drzwi na oścież. Mężczyzna stanął niezdecydowanie w progu, wodząc po pokoju ręką ściskającą pistolet. W tym momencie Ellis runął na niego z uniesioną wysoko nad głową butelką wina. Butelka opadła i jednocześnie wypalił pistolet; huk strzału zlał się z brzękiem tłuczonego szkła.

Jane nie odrywała przerażonego wzroku od obu mężczyzn.

Po trwającej wieczność chwili człowiek z pistoletem osunął się na podłogę. Ellis zaś stał nadal i wtedy dotarło do niej, że pocisk chybił celu.

Ellis schylił się i wyrwał pistolet z ręki mężczyzny. Jane z wysiłkiem podźwignęła się na nogi.

– Nic ci nie jest? – spytał ją Ellis.

– Żyję – odparła łamiącym się głosem.

– Ilu jest na ulicy? – zwrócił się Ellis do Jean-Pierre’a. Jean-Pierre spojrzał za okno.

– Nie ma nikogo.

Na twarzy Ellisa pojawiło się zdziwienie.

– Pewnie się kryją. – Wepchnął pistolet do kieszeni i podszedł do regału z książkami. – Odsuńcie się – powiedział i przewrócił go na podłogę. Za regałem znajdowały się drzwi.

Ellis otworzył je.

Popatrzył przeciągle na Jane, jakby chciał jej coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Potem przekroczył próg i zniknął im z oczu.

Po chwili Jane podeszła wolno do ukrytych drzwi i wyjrzała. Prowadziły do drugiego skromnie umeblowanego pokoiku, tak straszliwie zakurzonego, jakby od lat nikt do niego nie wchodził. Pokoik miał drugie drzwi, które stały teraz otworem. Za nimi znajdowała się klatka schodowa.

Jane odwróciła się i popatrzyła na pokój Ellisa. Rewolwerowiec leżał bez czucia w kałuży wina na podłodze. Usiłował zabić Ellisa, tu, w jego pokoju; teraz wydawało się to już nierealne. Wszystko wydawało się nierealne: Ellis w roli szpiega, wiedzący o tym Jean-Pierre, aresztowany Rahmi i sposób ucieczki Ellisa.