Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 11 из 16



Następnego dnia namówiła mnie na jazdę jej Ferrari. Bałem się tej podróży; zastanawiałem się, czy nie zacznie szaleć. Ale jeśli Lisie można było cokolwiek zarzucić, to tylko to, że jechała za wolno. Jadący z tyłu często na nas trąbili. Z tego, z jak przesadną uwagą wykonywała każdy ruch, mogłem wywnioskować, że nie ma zbyt wielkiego doświadczenia. – Szkoda chyba dla mnie tego Ferrari – przyznała w którymś momencie. – Nigdy nie jadę szybciej niż dziewięćdziesiątką. Udaliśmy się do sklepu wnętrzarskiego na Beverly Hills, gdzie Lisa kupiła za zbójecką cenę lampę biurową o niskiej mocy. Nie mogłem zasnąć tej nocy. Chyba bałem się kolejnego ataku, aczkolwiek nie było obawy, że nowa lampa Lisy może go wywołać tak jak świeca. Ciekawa sprawa jest z tymi atakami. Kiedy miałem je po raz pierwszy, nazywano je drgawkami. Potem stopniowo zaczęto o nich mówić jako o atakach, zaś słowo "drgawki" nabrało charakteru cokolwiek niesmacznego. Chyba jest to oznaka starzenia się, gdy czujesz, jak zmienia się język. Były całe masy nowych słów. Wiele z nich dotyczyło rzeczy, które nie istniały, kiedy dorastałem. Na przykład program. Dla mnie wyraz ten oznaczał porządek audycji radiowych. – Co cię napadło, Lisa, że wzięłaś się za komputery? – spytałem ją. – W nich leży potęga, Jankesie.

– Uniosłem wzrok. Lisa była obrócona do mnie twarzą.

– Czy wszystkiego nauczyłaś się tutaj?

– Miałam pewne początki. Nie mówiłam ci o kapitanie, prawda? – Chyba nie. – On był dziwny. Wiedziałam o tym. Był Amerykaninem i zainteresował się mną. Wynajął mi ładne mieszkanie w Sajgonie. I posłał mnie do szkoły. Przyglądała mi się, czekając na moją reakcję. Ale ja nie zareagowałem. – Na pewno był pedofilem i chyba ze skło

– Czy to dla pieniędzy?

– Na początku tak. Ale to jest przyszłość, Victor.

– Sam Pan Bóg wie, że czytałem o tym wiele razy.

– Bo to prawda. To już się stało. To potęga, jeśli ktoś wie, jak tego używać. Widziałeś, co Kluge mógł zrobić. Można na tym zrobić wielkie pieniądze. I nie mam na myśli zarobić, ale zrobić, tak jakby ktoś je sobie wydrukował. Pamiętasz, jak Osborne mówił, że dom Kluge'a nigdy nie istniał? Czy zastanowiłeś się, co to znaczy? – To, że wytarł go ze wszystkich banków pamięci. – To był pierwszy krok. Ale przecież ta działka istniała w tutejszych księgach wieczystych, jak myślisz? W tym kraju jeszcze nie całkiem zarzucono rejestry sporządzane na papierze. – Tak więc tutejsze władze mają wpis o tym domu.

– Nie. Odpowiednia stronica została wydarta.

– Nie rozumiem. Kluge nigdy nie wychodził z domu.

– Sposób stary jak świat, przyjacielu. Kluge przejrzał rejestr policyjny, aż znalazł człowieka, którego wszyscy nazywają Sammym. Posłał mu czek na tysiąc dolarów, a wraz z nim list, w którym napisał, że Sammy może zarobić dwa razy tyle, jeśli uda się do biura notarialnego. Sammy nie dał się na to wziąć, podobnie jak McGee czy Molly Unger. Ale Mały Billy Phipps dał się namówić i dostał potem czek, jak zapowiadał list; od tego czasu on i Kluge utrzymywali przez wiele lat swoistą spółkę. Mały Billy jeździ teraz nowym Cadillakiem i nie ma najmniejszego pojęcia, kim był Kluge i gdzie mieszkał. Kluge nie troszczył się o to, ile wydaje. Pieniądze brał po prostu z powietrza. Zastanowiłem się nad tym chwilę. Chyba to prawda, że jak się ma dość pieniędzy, to można wszystko, a Kluge miał całe złoto świata. – Czy powiedziałaś Osborne'owi o Małym Billym?

– Skasowałam ten dysk, podobnie jak ten z twoimi siedmiuset tysiącami. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać ktoś taki, jak Mały Billy. – Nie boisz się kłopotów z tego powodu?





– Życie to ryzyko, Victor. Najlepsze kawałki zatrzymuję dla siebie. Nie dlatego, że mam zamiar ich użyć, ale dlatego, że jeśli kiedyś potrzebowałbym ich i nie miała, czułbym się strasznie głupio. Przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy, które dzięki temu praktycznie znikły. – Powiedz mi coś, Jankesie. Kluge wybrał cię spośród wszystkich sąsiadów, bo przez trzydzieści lat byłeś grzecznym harcerzykiem. Jaka jest twoja reakcja na to, co robię? – Jesteś radośnie amoralna, udało ci się przeżyć piekło, a przy tym jesteś zasadniczo porządna. Żal mi każdego, kto wszedłby ci w drogę. Uśmiechnęła się, wyprostowała i wstała. – "Radośnie amoralna". Podoba mi się to.

– Usiadła obok mnie wzbudzając wielkie kołysanie w łóżku. – Chcesz się znowu trochę poamoralnić? – Za chwilę.

– Zaczęła nacierać moją pierś.

– A więc trafiłaś do komputerów, bo to trend przyszłości. Czy nigdy one ciebie nie niepokoją?… No nie wiem, może to zabrzmi staroświecko… ale czy myślisz, że one mogą przejąć kontrolę nad światem? – Każdy tak myśli, dopóki sam się do tego nie weźmie – powiedziała. – Musisz zdać sobie sprawę z tego, jakie one są głupie. Bez oprogramowania nie nadają się dosłownie do niczego. Natomiast ja wierzę w to, że ludzie, którzy parają się komputerami, przejmą kontrolę. Już to się stało. Dlatego też zajmuję się nimi. – Chyba nie o to mi chodziło. Może nie umiem tego wyrazić. Zachmurzyła się. – Kluge w coś wdepnął. Podsłuchiwał laboratoria pracujące nad sztuczną inteligencją, a poza tym czytał wiele o badaniach neurologicznych. Myślę, że próbował znaleźć wspólny wątek. – Między ludzkim mózgiem i komputerem?

– Nie całkiem. Myślał o komputerach i neuronach. Komórkach mózgu. – Pokazała na swój komputer.

– Ta maszyna, a także każdy i

– Wygląda na to, że nic. Model ośmiobitowy jest bardziej złożony niż neuron, a żaden komputer nie jest w tej samej galaktyce, co mózg organiczny. Ale widzisz, słowa są tu nieprecyzyjne. Powiedziałam, że Atari jest bardziej złożony niż neuron, ale właściwie trudno je porównywać. To tak, jakby konfrontować kierunek z odległością albo kolor z masą. Nie te same jednostki. Z wyjątkiem jednego podobieństwa. – Co to takiego?

– Połączenia. I znowu jest to różnica, ale pojęcie sieci jest to samo. Neuron jest połączony z wieloma i