Страница 70 из 71
Fakt, tłumaczyć niełatwo. Polactwo nie uwierzy, że od lat żyje ponad stan. „Ponad stan” w potocznym rozumieniu oznacza luksusy, a przecież to oczywiste, że te kilkaset złotych miesięcznie zasiłku czy renty to żaden luksus. Ale fakt jest faktem, wystarczy porównać strukturę wydatków u nas i u sąsiadów, którzy mają dochód na głowę mieszkańca znacznie wyższy, a żyją o wiele od Polski skromniej. Pewien zachodni dzie
W latach siedemdziesiątych, mając w pamięci los swego poprzednika, Gierek nakazał rzucić znaczną część zaciąganych pożyczek na konsumpcję. A że osiągnięty w ten sposób wzrost poziomu życia mas nie zadowolił, odsetek ten stopniowo zwiększano. Oczywiście, kosztem inwestycji, infrastruktury, odnawiania parku maszynowego przedsiębiorstw. Potem przyszedł Jaruzel, któremu tym bardziej zależało na kupieniu sobie społeczeństwa, więc wszystko, co tylko dało się jeszcze wyskrobać z dna kasy i pożyczyć, znowu szło na zawyżenie stopy życiowej. A potem zaczęła się wolna Polska i licytacja pomiędzy partiami i partyjkami, kto rozda więcej, kto jest bardziej wrażliwy społecznie i bardziej „po stronie ludzi”, bo to przecież „człowiek jest najważniejszy”, a nie ekonomiczne doktryny.
Jak pan możesz mówić ludziom, że żyją ponad stan, jak oni żyją w biedzie? Ależ oni właśnie dlatego żyją w biedzie, że od dziesięcioleci – ponad stan! Wcale nie trzeba wkuwać tej tak pogardzanej przez większość naszych polityków ekonomii, żeby to zrozumieć. Roczny Produkt Krajowy Brutto – to jak wór zboża, plon z pola. Im więcej zjesz, tym mniej zasiejesz. Im więcej zasiejesz, tym więcej zbierzesz w przyszłym roku. Jeśli zaciśniesz pas na rok, parę lat, będziesz się bogacił szybko, a jeśli nie odmówisz sobie jedzenia do syta, będziesz się bogacił wolniej albo w ogóle.
Jeśli od lat prawie całe plony są zżerane i sieje się za mało, to bieda na naszym folwarku trwa i trwa, wyrwać się z niej ciągle nie można, ciągle na wszystko brak i brak. Gdyby drobną część tego, co przez ostatnie trzydzieści lat poszło na rozkurz i zostało zećpane, zasiano, dziś byśmy żyli o wiele lepiej. I jeśli dalej będziemy wszystko, co się da, przeżerać, ledwie urośnie, to się z tej bylejakości nie wyrwiemy nigdy. Z wyjątkiem oczywiście tych, którzy machną ręką i pojadą szukać szczęścia do i
Nie trzeba ciąć socjalu, reformować finansów państwa, uznali przywódcy wolnej Polski, podtrzymamy go na dotychczasowym poziomie dzięki wpływom z prywatyzacji. W ten sposób prywatyzację, która powi
Nie trzeba ciąć socjalu ani reformować finansów państwa, uznawano nadal, kiedy okazało się, że niewiele już zostało do sprzedania, dostaniemy fundusze z Unii Europejskiej. I publiczne pieniądze wciąż szły w większej części na rozkurz i opędzanie roszczeń co silniejszych grup zawodowych, niż na inwestycje.
Nie trzeba ciąć socjalu ani reformować finansów państwa, uznała postkomuna, kiedy się okazało, że rozszerzenie nie nastąpi tak szybko. Trochę zwiększymy deficyt, pożyczymy, potem przyjdzie wzrost gospodarczy, przyjdą w końcu te fundusze z Unii, się jakoś pospłaca. Każdy kolejny rząd zadłużał nas coraz bardziej, ale to, co rozpoczął Miller, to była już istna orgia zaciągania długów na prawo i lewo. W ciągu dwóch lat nabrał ich Miller drugie tyle, co jego poprzednicy przez dziesięć. Nie na inwestycje – na podtrzymanie tego marnotrawczego systemu, na dalsze przejadanie zasobów.
Jest wiosna 2004, towarzysz Miller obrzydł w końcu do cna nawet własnemu „żelaznemu elektoratowi” i schował się na zapleczu, SLD się rozpękł, na lidera obozu postkomunistycznego wyrósł Lepper, gospodarcze wskaźniki drgnęły – i oto z Sejmu Rzeczypospolitej dobiega wrzawa przekrzykujących się lewicowych i lewicujących politykierów, że oto wreszcie jest, jest wzrost gospodarczy, trzeba go zaraz jak najszybciej „zdyskontować na rzecz potrzebujących”, skonsumować, uchwalić nowe zasiłki, nowe dopłaty, wziąć na utrzymanie budżetu jeszcze liczniejszą grupę obiboków, żeby pozyskać w zamian ich głosy, i pod pozorem nasilenia państwowej opiekuńczości naustawiać nowych biurek dla kolesiów.
A tu w istocie nie ma żadnych owoców wzrostu, są gigantyczne długi, zaciągnięte pod ich zastaw zanim jeszcze wykiełkowały – długi, od których bieżące odsetki pochłaniają już bez mała piątą część rocznego budżetu państwa! I które, jeśli jakieś zawirowanie światowej gospodarki spowoduje gwałtowny ruch kursów walut, w kilka tygodni mogą doprowadzić Rzeczpospolitą do bankructwa. A bankruta się licytuje i nie ma on już nic do gadania.
Nie będzie tak źle, pocieszają niektórzy ekonomiści. Jakoś tam się uda utrzymać deficyt pod kontrolą. Nie wiem, czy to nie jeszcze gorzej. Czy już nie byłoby, z dwojga złego, lepiej zbankrutować i zacząć od zera, na nowo, niż jeszcze przez wiele lat spłacać koszty szaleństwa, patrząc bezradnie, jak ucieka nam świat, jak ucieka stąd marząca o lepszym życiu, najzdolniejsza młodzież, a w końcu, kiedy odwrócą się przychylne międzynarodowe koniunktury, jak nasz wiecznie na poły zdechły i słaby kraj znowu nie jest w stanie oprzeć się działającym nam siłom?
Z każdym dniem przegrywamy przyszłość, odbieramy własnym dzieciom szansę życia w wolnej i normalnej Polsce. Codzie
Nic w tym dziwnego. Zaraza socjalizmu daje te same skutki wszędzie, gdzie się pojawi – czy choroba przebiega w ostrej, totalitarnej formie, czy w łagodnej, demokratycznej, to kwestia drugorzędna. Bogate i zepsute tym bogactwem państwa zachodniej Europy ugrzęzły w tym samym bagnie co i my – tłumy wychodzą dziś na niemieckie i francuskie ulice przeciwko każdej, najdelikatniejszej nawet próbie ograniczenia ich „praw socjalnych”, choć kraje te pod ciężarem rozdętego socjalu zupełnie już przestały się rozwijać. Te tłumy nie różnią się wiele od polactwa. Tyle, że tam spada się z wyższego poziomu. I że tamtejsi politycy, rozpaczliwie szukając, czym by tu do najbliższych wyborów opędzić narastające roszczenia, mają jeszcze po co sięgać. Między i
Pomóc to nie pomoże – wiemy na pewno, bo widzieliśmy u siebie. Im bardziej „państwo opiekuńcze” wyprzedaje się i zadłuża, by podołać żądaniom milionów swych beneficjentów, tym bardziej ci ostatni są niezadowoleni. Im więcej rozda socjalu, tym więcej go musi rozdać w roku następnym. Im większa część produktu krajowego znajdzie się w rękach państwa, tym wolniejszy rozwój, i tym większą część trzeba z kolei zabrać potem. Rozwścieczeni niewolnicy socjalu odrzucają więc gniewnie swe polityczne elity, obdarowując sympatią radykalnych populistów. Europa, zwłaszcza Francja i Niemcy, stanem ducha coraz bardziej przypominają Republikę Weimarską. Dojrzewa do oddania się duszą i ciałem jakimś neobolszewikom, którzy mają na wszystko proste wyjaśnienia: wszystko przez globalny kapitalizm, przez syjonizm i amerykański imperializm. Jeśli w chwili, gdy to się stanie, Polska wciąż będzie krajem beznadziejnie chorym, słabym i niereformowalnym, to marny jej los.