Страница 69 из 71
Jakie mam dowody, że tak było? Żadnych. To tylko dedukcja. Jedyne logiczne wyjaśnienie takiego a nie i
Mimo wszystko Michnik zdecydował się taśmę z półrocznym opóźnieniem ujawnić. Może, jak już pisałem, powodowała nim desperacja – Miller z Kwaśniewskim pokazali mu boleśnie, że po upadku Unii Wolności jego pozycja wynika tylko i wyłącznie z ich, prezydenta i premiera, kaprysu, że skończyła się jego władza nad mediami, że rządzą nie żadne „autorytety moralne”, ale ci, którzy mają kasę i układy. Może ta szarża, czyli odpalenie afery Rywina, miała odwrócić nieuchro
Ale – może odpowiedzią znowu jest słowo „pycha”? Adam Michnik, jak można sądzić po jego zachowaniu, zupełnie nie przewidział, jakie będą skutki opublikowania taśm Rywina. Sądził, że je opublikuje, oznajmi: w tej sprawie wi
Jak się to skończyło, Państwo wiedzą. Michnik, do którego chyba wreszcie dotarło, że żył w świecie urojeń, zamilkł, znikł z kraju i ze swojej gazety, gdzie od czasu do czasu pojawia się najwyżej jakiś jego tekst o literaturze albo historii, a postkomunistyczna lewica rozsypała się jak domek z kart. Po pierwszej sejmowej komisji przyszły następne, Miller i Kwaśniewski stali się równie nieaktualni, jak ich mentor, a w odwleczonych wyborach parlamentarnych 70 procent głosów zdobyły łącznie Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, dwie partie postsolidarnościowe, zgodnie głoszące, że trzeba skończyć ze skorumpowanym, przegniłym państwem wytargowanym przez nomenklaturę od Wałęsy i Familii przy Okrągłym Stole, i zbudować Polskę nową, prawdziwą – IV Rzeczpospolitą.
Co z tym poparciem wyborców obie wspomniane partie zrobiły, to już osobna historia. Historia, w której michnikowszczyzna wciąż istnieje, wciąż równie irytująca i rozzuchwalona, ale istnieje już na zupełnie i
A to znaczy, że wszystko, co dalej, to temat na i
Podobno mam skrzywienie na punkcie ekonomii. Tak twierdzą i przyjaciele, i krytycy. Niech będzie, że mam. Więc spójrzmy na koniec na aktywa i pasywa Adama Michnika właśnie z ekonomicznego punktu widzenia. Bez wątpienia, miał on ogromny kapitał – kapitał swej popularności i zaufania, kapitał zasług dla Polski, kapitał podziwu, jaki budził. Wielki kapitał, porównywalny może jedynie z Wałęsą i Kuroniem.
Kapitał się inwestuje. Dobrze ulokowany, przyrasta i przysparza zysków. Źle ulokowany – marnuje się i przepada.
Adam Michnik swój kapitał zainwestował w rehabilitowanie komunizmu, w Jaruzelskiego, Kiszczaka, Kwaśniewskiego, Cimoszewicza, w zakłamywanie pojęć, w nazywanie draństwa odpowiedzialnością, a podłości szlachetnym kompromisem.
Jeśli ktoś lokuje swój kapitał tak źle, to go po prostu traci. I bankrutuje.
Adam Michnik przez kilkanaście lat uparcie inwestował w złe przedsięwzięcia, i w końcu wszystko przeputał. Stracił zasługi, zaufanie, dobre imię, i na końcu – twarz.
Zbankrutował. Po prostu.
I tyle.
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
W listopadową noc 1830 na ulice Warszawy wyszli zbuntowani uczniowie szkoły podchorążych. Wyszli z bronią, aby rozpocząć powstanie – w imię wolnej Polski. Ich dowódcy, starzy generałowie, próbowali ich powstrzymać i zapędzić z powrotem do koszar. Niektórzy przypłacili to życiem.
To jedna z dziwniejszych kart polskiej historii. Dlaczego podchorążowie, patrioci, zwrócili broń przeciwko bohaterom wielkiej napoleońskiej epopei? Przeciwko ludziom, którzy o wolną Polskę walczyli na niezliczonych polach bitew, ryzykowali za nią życiem, krwawili z ran? Albo, jak kto woli, od drugiej strony – dlaczego ci bohaterowie spod Wagram czy Tarutino stanęli przeciwko patriotycznemu zapałowi młodzieży, czemu usiłowali ją zapędzić na powrót pod carski knut?
Otóż dlatego, że zdaniem generałów powstanie nie miało żadnego sensu, bo wolna Polska już przecież istniała; było nią właśnie Królestwo Kongresowe. Miało swojego króla, polskiego, choć będącego zarazem carem Rosji, miało konstytucję i osobną administrację kierowaną przez królewskiego namiestnika. Miało polskie wojsko, w polskich mundurach, z orłami i sztandarami oraz polską kadrą oficerską. A książę Drucki-Lubecki, jako polski minister, mógł dzięki temu wszystkiemu budować drogi i patronować z jak najlepszym skutkiem rozkwitowi gospodarki, którą wcześniej przedrozbiorowe długi i wymuszone przez Napoleona zbrojenia wtrąciły w głęboką ruinę.
Dodajmy, że poza wszystkim – dla generałów to była ich Polska. Państwo wywalczone ich żołnierską służbą i krwią.
Podchorążowie, patrząc na ten sam kraj, widzieli zupełnie co i
Wraca do mnie myśl o tym szczególnym momencie naszych dziejów, ilekroć czytam w prasie bądź czasopismach kolejną filipikę w obronie III Rzeczpospolitej, wysmażoną – nie mówię, przez jakiegoś cymbała, bo z takimi nie mam moralnego i intelektualnego zgryzu, ale właśnie przez któregoś z ludzi, których naprawdę głęboko szanuję. I ilekroć zdarza się, że sam muszę się polemicznie zderzyć z kimś, kto przed laty wydawał mi się świętym i bohaterem, choć potem, przyznaję, bywało, że i żałosnym kunktatorem albo zgoła zdrajcą ludzi, których sam zwoływał na barykady. Dziś już, na szczęście, do siebie nie strzelamy. Najwyżej, jeśli czasem puszczą nerwy, obrzucamy się inwektywami.
Państwo poczęte przy Okrągłym Stole to niepodległe państwo polskie, przekonują oni, i nie wolno tego państwa przedstawiać jako jakiegoś gangsterskiego układu, nie wolno go deprecjonować i odrzucać. Próżna gadanina! Jeśli ktoś III RP przymierza w myślach do gnijącego peerelu lat osiemdziesiątych, jeśli kto pamięta, jak beznadziejne wydawały się wtedy poświęcenia opozycjonistów, borykających się nie tylko z policyjną przemocą, ale także z obojętnością zastraszonego i zniechęconego społeczeństwa – to rzecz jasna, że porównanie zawsze musi wypaść korzystnie. Nawet, jeśli powstawały tu szemrane fortuny, stara nomenklatura blatowała się u koryta z nową, na górze wysocy funkcjonariusze państwa pertraktowali z obcym wywiadem, żeby obhandlować mu bezpieczeństwo energetyczne Polski, a na dole kroku nie dało się zrobić bez łapówek i protekcji – i wszystko, nawet zamordowanie generała policji, uchodziło bezkarnie.
Ale pokolenie, które zaczyna dominować w naszym życiu publicznym, ma zupełnie i