Страница 46 из 51
O czym Janusz opowiadał jeszcze? Na pewno nie o pracy zawodowej, tam miał jakieś złe doświadczenia, o których rozwodzić się nie lubił. Czasami mówił o wypracowaniach córki i o programie szkolnym… Najczęściej o polskiej science fiction, Janusz systematycznie czytał nową prozę, czytał krytyków. Czasem miał nam za złe, że zbyt pospiesznie lansujemy nowe wielkości. Był w tym bliski Lemowi, od prozy oczekiwał racjonalizmu, trzeźwości, poprawnego działania literackich światów. Nie lubił mgieł se
2.
Janusz był namiętnym palaczem. Palił od szesnastego roku życia, pamiętam, jeszcze na początku 1984 roku, zaczepiony przeze mnie, wygłosił zdecydowaną pochwałę tytoniu, ale już w maju musiał iść na operację. Lekarze zrobili swoje, powiedzieli mu później, że nowotwór w lewym płucu częściowo usunęli, zalecili naświetlania, a żonie dodali po cichu, że przed Januszem pół roku życia. Nikt chyba oprócz Jadwigi o tym nie wiedział, a Janusz może się i domyślał, ale nie robił problemów. Po sześciu miesiącach rekonwalescencji i naświetlaniach kobaltem zaczął chodzić do pracy, wstawał rano, wracał po południu, trochę czytał, zażywał leki, odpoczywał. Gości przyjmował najczęściej już nie w małym pokoiku, lecz w dużym, gości
W tym ostatnim okresie przeżywał duży i zasłużony sukces pisarski. Żartobliwie mawiał o sobie, że jest pierwszy po Lemie, a my powtarzaliśmy to niezależnie od niego. Zresztą raczej on powtarzał to po nas. Jeśli Lem zdawał się być górą odległą, skalistą i wyniosłą, to Janusz był osobą znacznie bliższą, kimś w rodzaju przyjacielskiego guru. Góra i guru. Prawie do końca, także po operacji, kiedy tylko było to jeszcze możliwe, Janusz spotykał się z czytelnikami. Pamiętam bardzo dobre spotkanie Janusza zimą 1983/1984 z pełną salą studenckiego Remontu/Kwantu i triumfalny pobyt w Staszowie jesienią 1984. W tym ostatnim okresie dostał parę nagród klubowych, jego książki zdobywały pierwsze miejsca w różnych plebiscytach, dostał nawet nagrodę „Fantastyki” – za „Wyjście z cienia”, a później także pośmiertną, za cały dorobek twórczy. Ale radość człowieka, który zdążył powiedzieć dużo z tego, co miał do powiedzenia, został wysłuchany, zrozumiany, zaakceptowany – była Januszowi dana już wcześniej. Jego sposób demaskowania przeróżnych społecznych Lewiatanów podobał się, wzbudzał zaufanie, dawał intelektualną satysfakcję. Czytelnicy na spotkaniach sugerowali, żeby z najcelniejszych, ostatnich powieści Janusza egzaminować na maturze. Uśmiechnął się tylko, kiedy mu to powtórzono. Był już w szpitalu, bóle atakowały go falami. To wtedy, na trzy tygodnie przed śmiercią, ze szpitalnego fotela udzielił przez telefon wywiadu Jerzemu Łuczakowi z katowickiej TV. Była okazja, Śląski Klub Fantastyki przyznał Januszowi doroczną Śląkfę. Janusz mówił wolno, precyzyjnie, z wysiłkiem. Z powodu telefonicznych zakłóceń musiał wielokrotnie odpowiadać na te same pytania. Nie powtarzał się dosłownie, potem analizował swoją wypowiedź. Widać było, że jest bardzo zmęczony, ale tym rodzajem zmęczenia, które raczej przedłuża, niż skraca życie.
Do ostatnich dni był otwartym na życie i książki pisarzem, cierpliwym człowiekiem. Zdobył w ciągu krótkiego życia wielu przyjaciół. Za sprawą fantastycznego boomu poznał w ostatnim okresie kilkanaście nowych osób – widać było, że staje się Janusz liderem wszystkich polskich pisarzy fantastyczno-naukowych. Przy jego łóżku spotkali się Boruń z Wolskim, Nidecka z Weinfeldem, Jęczmyk z Rodkiem, Szymański z Nowowiejskim… Na pogrzebie oprócz rodziny, wydawców i pisarzy-fantastów żegnały go liczne delegacje fanów z całej Polski. Nie był za życia kompanem bezkrytycznym, miał swoje antypatie, ale generalnie szukał ludzi, lubił ich, byli mu potrzebni. I on był im także potrzebny. Na uznanie zasłużył nie tylko przemyślanym, uczciwym pisarstwem wypełniającym lukę literatury politycznej w polskim piśmie
Czy domyślał się, że śmierć jest blisko, czy się jej bał? Żona, Jadwiga, mówi, że po śmierci znalazła wszystkie papiery uporządkowane, sprawy finansowe wyprowadzone na czysto, był nawet list pożegnalny, był testament, był przejmujący wiersz pisany z wyraźną świadomością nadchodzącej śmierci. Więc wiedział czy nie, miał nadzieję, czy ją utracił? Gdyby przeżył, czekało na niego pisanie, pomysły, konspekty, czekał ruch, w którym czuł się dobrze – byłoby zajęcia na lata. W tym drugim wypadku pozostawała wiara, nigdy jej nie ukrywał, że śmierć nie kończy wszystkiego, lecz jest nowym początkiem. Był więc dobrze przygotowany na obie możliwości. Może dlatego nie okazał strachu.
Skończył swoją pisarską walkę przed czasem, w czterdziestym siódmym roku życia. Walczył pięknie i do końca wysoko prowadził na punkty. Opublikował dwanaście książek; pięć z nich ukazało się w ciągu ostatnich trzech lat życia. O czym tu mówić – o przeczuciu czy o dobrym finiszu, dobrej końcówce?
3.
Mimo choroby aktywny, zapalony, chło
Miał też oczywiście upersonifikowane antypatie, na tych po prostu się złościł. Syntetyczny portret swoich antagonistów zostawił nam w postaci Jedenastki, kieszonkowego Wallenroda w „Całej prawdzie o planecie Ksi”. Zostawił wizerunek i problem – co zrobić, by ocalić dla humanistycznego świata tę przeklętą i nieszczęsną planetę. Janusz nie cierpiał ludzi podobnych do bohatera tej powieści – zakłamanych, cynicznych, wysługujących się ciemnym siłom, żeby tylko poprawić swój los, swoją pozycję. Nie znosił ich, ale obiektywnie i plastycznie ukazał ciężar wydarzeń, które mogą doprowadzić nieodpornych do skarlenia. Musiał wiele podobnych i kreatur, i sytuacji widzieć w krótkim życiu.
Był nam, był mi bliski nie tylko z powodu swej opcji duchowej i literackiej. Mówiło się o nim przecież, że zapoczątkował nurt polskiej socjologicznej SF. Zresztą to niezupełnie ścisłe, wystarczy policzyć książki, Janusz sam jeden był nurtem. Ale łączyło nas coś jeszcze, to samo co z Oramusem, Żwikiewiczem, Nidecką, Zimniakiem – wykształcenie ścisłe, produkcyjna bądź instytutowa praktyka. To był kolejny konik Janusza opierający się na przekonaniu, że inżynier, chemik, fizyk mogą drogą samouctwa przyswoić sobie arkana psychologii, socjologii, historii, mogą ze zrozumieniem zagłębić się w filozofii. Pozwala im na to ścisły umysł i skomplikowane życie zawodowe. Natomiast dla większości humanistów wiedza ścisła jest niedostępna. Ergo tradycyjny humanista to człowiek niepełny. Powtarzał to Janusz w prywatnych rozmowach i oficjalnych wywiadach. Zapalał się. Budowane świadomie poczucie wyższości było odpowiedzią na próby wpędzenia go w kompleksy niepełnego humanisty. Było rewanżem za niektóre zarzuty dotyczące jego pisarstwa.