Страница 23 из 27
Nie zdawałem sobie sprawy, że to jedno zdanie może być dla kogoś tak ważne, aby zechciał napisać do mnie poniższe słowa:
Szanowny Panie!
Zapewne pamięta Pan sentencję Epikura – tę o śmierci. („Największe zło, śmierć nie dotyka nas ani trochę, gdyż póki jesteśmy, nie ma śmierci, a odkąd jest śmierć, nie ma nas”). „Pieściłam” owo zdanie, bo cały czas byłam tu i teraz – przynajmniej fizykalnie…: Doszło jednak do zdrady, zakochałam się, już jakieś pół roku temu, podobnie jak w Nicku Cavie, w Pańskiej „Menopauzie”. Konkretnie w jednym zdaniu, które zawsze doprowadza mnie do płaczu: „Bo czas jest, proszę pani, jak grawitacja, która marszczy wszechświat, albo jak spadająca kropla deszczu, która marszczy kałużę lub jezioro. Tylko że niektórzy odchodzą, zanim ta kropla spadnie”. Wie Pan, nie chciałabym w tym absurdalnym niejednokrotnie istnieniu zapomnieć powiedzieć czegoś, co ważne, przestać kochać, zapomnieć wybaczyć, zapomnieć o empatii – zanim ta kropla spadnie. Boję się, że coś przegapię, że pozwolę komuś odejść bez pożegnania, bez przebaczenia, bez nadziei…
Jak Pan mnie wzrusza!!! Dziękuję!!!
Joa
Fascynuje mnie pisanie o nauce, bowiem dla mnie nauka to, oprócz wszystkiego i
O obecności nauki w mojej literaturze mówiłem często w swoich czatach lub wywiadach. Najbardziej wyraźnie mówiłem o tym inspirowany pytaniami A
Jestem wierzącym w Boga fizykiem…
(„KULTURA”, Białystok, styczeń 2003)
A
Janusz L. Wiśniewski (JLW): - Oprócz wypracowań, którymi doprowadzałem do łez wzruszenia moją polonistkę w technikum, do 1998 roku nie pisałem nic z tzw. literatury. Niechętnie poza tym nazywam się prozaikiem. Czuję w takim momencie dyskomfort i uczucie bycia w grupie, do której nie mam prawa (jeszcze) należeć. To nastąpiło nagle. Usiadłem i zacząłem pisać. Jeśli nawet siedziały, jak Pani to ujmuje, we mnie dwie dusze, to do listopada 1998 roku ta „pisarska” była bardzo gdzieś głęboko ukryta i milcząca. Historie są najważniejsze w tym, co piszę. Uważam, że ludzie mają do opowiedzenia wspaniałe historie. I tak naprawdę warto czytać dla przeczytania tych historii. Bo fantazja literacka zatrzymuje się na granicy, za którą są już tylko prawdziwe ludzkie historie.
AZ: Czy to, czym Pan się zajmuje na uniwersytecie, w jakiś sposób oddziałuje na to, o czym Pan pisze?
JLW: Nie pracuję na uniwersytecie. Przynajmniej przez trzy czwarte roku. Na uczelni (Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku) pracuję przez resztę mojego czasu. Oczywiście, że oddziałuje. We Frankfurcie pracuję w firmie, która produkuje komercyjne oprogramowanie dla chemii. Ale jestem otoczony nauką i nieusta
AZ: Bohaterowie Pana powieści spotykają się najpierw (przypadkowo, nie wiedząc o sobie) w Berlinie, potem dopiero w Internecie. A zatem czy – zdaniem Pana – sytuacje, które na pozór wydają się przypadkowe, nie są z góry zaplanowane przez jakąś wyższą siłę? Czy wierzy Pan w przeznaczenie, czy raczej wszystko opiera się na przypadkowości istnienia, zdarzeń itp.? Czy ktoś przypadkiem nie pisze nam scenariusza losu?
JLW: W ramach odpowiedzi na pytanie „przypadek czy przeznaczenie” powstały książki, rozprawy naukowe i pseudonaukowe filozofów, teologów, matematyków, astrologów lub po prostu szamanów. Niektórzy są tak dalece aroganccy, że z kreślenia możliwych przypadków lub przewidywania przeznaczenia zrobili sobie zawód i wróżą za ustaloną stawkę możliwe scenariusze z linii dłoni, układu gwiazd lub kart. Ja, proszę Pani, jestem wierzącym w Boga fizykiem, informatykiem i ostatnio chemikiem, i wiem, że odpowiedź na to pytanie jest funkcją czasu. Są czasy, gdy wierzę, że coś zostało mi przeznaczone, aby tydzień lub godzinę później być pewnym (na tydzień lub następne pół godziny), że wszystko to przypadek. Życie to realizacja programu losu ludzkiego. Nikt nie wie, kto jest Programistą. I może to jest ta magia życia. Dla jednych zbiegi okoliczności to wynik z rachunku prawdopodobieństwa, dla i
AZ: „S@motność w Sieci” to powieść o fascynacji, przyjaźni, wreszcie o miłości, która rodzi się poprzez (w) Internecie. Co Pana skłoniło do napisania takiej powieści? Skąd pomysł? Czy może przeżył Pan osobiście takie emocje, kontaktując się z kimś tylko za pomocą Internetu?
JLW: „S@motność…” to przede wszystkim opowieść o samotności. Wybranej jako model życia lub niezasłużonej, bo wynikającej z zaniedbania przez kogoś. Internet może być miejscem spotkania dwóch takich samotności. W mojej powieści tak się zdarza. Zamiast spotkać się w barze lub kościele, dwoje samotnych ludzi spotyka się na Sieci. I to jest tak samo dobre miejsce jak każde i
AZ: To znaczy, że wierzy Pan w miłość, która rodzi się za pomocą Internetu?
JLW: Oczywiście, że wierzę. Inaczej nie mógłbym napisać takiej książki. Miłość można wykreować na różne sposoby. Szeptem w tańcu, dotykiem, nagością ciała, ale także słowami. W Internecie zaczyna się od słów.
AZ: Kiedy wchodzę na czat, wieje z niego nudą. Jestem zasypywana głupawymi tekstami i zaczepkami, gadkami o wszystkim i o niczym. W Pana powieści jest inaczej: internetowy dialog „iskrzy” od samego początku. Nie ma tam nudy. Czy nie jest to trochę obraz wyidealizowany, „wysterylizowany”, laboratoryjnie pozbawiony internetowych chwastów?
JLW: W mojej powieści bohaterowie spotykają się przypadkowo, ale nie na czacie. Jeśli czatują, to tylko i wyłącznie ze sobą. Poza tym wejście na czat nie różni się wiele od wejścia do pokoju, w którym odbywa się spotkanie zgromadzonych przypadkowo ludzi. Przeważnie prowadzi się tzw. smali talks o niczym. Ale nagle w rogu pokoju stoi ktoś, kto zamiast o pogodzie zaczyna rozmawiać o poezji. I to tej, którą Pani lubi i która Panią fascynuje. Być może nie doszła Pani jeszcze do tego rogu pokoju.