Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 23 из 55

Wyobraźnia podsuwała mi rozmaite obrazy, wybrałam ten, który budził jakieś nadzieje.

– Zatem to drugie. Kretynka odniosła cudzy pakunek. Może oddadzą w zamian torbę Mikołaja…

– Nie uwierzą, że nie zaglądałaś do środka.

– Nawet jeśli, to co? Myślałam, że to soda oczyszczona. Gorzej, że oni zajrzą i połapią się w drugiej aferze…

Nie udało nam się rozstrzygnąć kwestii. Paweł żądał, żebym się odczepiła od fałszerstw, twierdził, że w gruncie rzeczy nic mu nie grozi, wybroni się, weźmie dobrego adwokata. W oczy bije, że nie miał z tym nic wspólnego i żadnych zysków nie ciągnął, banknot narysował po pijanemu, matrycę obmacał też na bani, myślał, że to głupie żarty, nie ja jedna mogę z siebie robić kretynkę, on też potrafi udawać imbecyla! W dodatku może w ogóle do niego nie dojdą, jego odcisków palców mogą wcale nie mieć!

– Głupi jesteś! – zirytowałam się. – Wrobią cię wspólnicy, z dużym zapałem i w pierwszej kolejności!

– Pojadę do Stanów. Nie, lepiej do Afryki Południowej! już miałem stamtąd propozycje, ile jeszcze zostało…? Dwa lata do przedawnienia, te dwa lata przetrzymam, nawet nie pracując wcale! Tobie grozi więcej, idiotko, zrozum to wreszcie!

Nagle dokonałam odkrycia. Przyszła mi do głowy mieszanina tych wszystkich możliwości. Trzeba zrobić jedno i drugie razem, demonstracyjnie zwrócić im towar, a poufnie zawiadomić gliny. Z glinami dogadać się dyplomatycznie, przy pomocy mojej teściowej.

– Bo co? – spytał Paweł podejrzliwie.

– Bo ona ma byłego policjanta za stałego kochasia. Porządnie go ma, on ją kocha, możliwe nawet, że wzięliby.ślub, gdyby nie jej niechęć do ślubów. Znasz ją przecież. O ile wiem, on już wyszedł ze służby, ale robi za konsultanta i przez niego dałoby się wszystko załatwić bezszmerowo.

– To nie jest zły pomysł – zgodził się Paweł. – Masz się gdzie schować przez ten czas?

– Mam. Oficjalnie mieszkam w wynajętym pokoju u samotnej osoby na Mokotowskiej i tam jestem zameldowana. A naprawdę mam do dyspozycji mieszkanie mojej ciotki, ciotka jest w Szwecji i najwcześniej wróci za dwa lata, a wątpię, czy w ogóle. U córki siedzi, mojej kuzynki i waha się, czy nie wyjść za mąż, zdaje się, że ma kandydata. Lokal cudo, na Wilczej, trzy wejścia, przejście przez strychy i nie ma ciecia, mieszka w sąsiednim domu. Pies z kulawą nogą nie zwróci na mnie uwagi, mogę tam przywarować i wychodzić wyłącznie w postaci starszej pani. Nawet z laską, jakbyś chciał.

– Chcę. Boję się o ciebie cholernie.

– Wzajemnie…

Na wyścigi w Charlotteniund pojechałam w charakterze Murzynki. Obfitość przygarniętych z litości przez Danię południowych narodów sprawiła, że nie budziłam najmniejszego zainteresowania. Paweł załatwiał swoje, postanowiłam odetchnąć i odzyskać nieco równowagi, a nie było na to lepszego sposobu niż konie.

Pieniędzy miałam niewiele. Trzy pierwsze gonitwy przeleciały ulgowo, wyszłam z nich na zero, bo trafiłam fuksa dołem i zasadziłam się na piątą. 17 koni i tiers. Wychodziło mi, że ósemka powi

Wyścigami zainteresowała mnie dziesięć lat temu moja teściowa. Pomysły miała genialne, ale niefart w grze, urodziła się w kwietniu, ci kwietniowi podobno zawsze przegrywają. Byłam w lepszej sytuacji niż ona, urodziłam się w styczniu i zdarzało mi się wygrywać, ale nie miało to wielkiego znaczenia, bo poddawanie się namiętności napełniało mnie szczęściem bez względu na rezultat. Koń z piątej gonitwy biegał po torze, przyjrzałam mu się, z rodziny Rangerów, te Rangery to zawsze były dobre konie. Miał przerwę dwumiesięczną, szedł pierwszy raz, piątka, łupał kopytami i pięknie wyrzucał tylne nogi, nie prezentując najmniejszych skło

– Patrz, kurwa, za stówę dołem, o krótki pysk! – powiedział ktoś w pobliżu i przez moment wydawało mi się, że jakimś cudem tak świetnie opanowałam duński język. – Ty masz pojęcie, ile by płacili?

– A tam, dołem! – prychnął wzgardliwie ktoś drugi. – Wyrzuć w cholerę tego śmiecia, Ole powiada, że dwójka musi być w porządku. Wszystko do niej…





– Pierwsza gra, frajerze!

– No to drożej! Mam grać za stówę, wolę porządek niż dół. U mnie czwórka przychodzi, gramy dwa cztery?

– Jak przegramy, leżymy martwym bykiem. Mafiozo pieprzony grosza nie da, póki tej głupiej raszpli nie znajdziemy. W obrazach nic nie było.

– To gdzie ona to zadołowała? Nic i

Podziękowałam Bogu za pomysł Murzynki. Stałam tuż obok, nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi. Udało mi się nieznacznie spojrzeć na nich, rozpoznałam jednego, to on usiłował wyrwać bagaż Kajtkowi na lotnisku, być może towarzyszył mu ten drugi, ale na drugiego prawie nie patrzyłam. Szukają mnie, bardzo dobrze, na razie to ja ich znalazłam, należałoby to może wykorzystać…

Zdecydowałam się na Christinę Ranger, piątka pierwsza, ósemka trzecia, co będzie drugie? Nadawały się co najmniej trzy konie, może być, zagram trzy tiersy, piętnaście koron nie majątek. Wypełniłam papier do komputera i nauczona smutnymi doświadczeniami, postawiłam od razu. Już mi się kiedyś zdarzyło zapomnieć o wypełnionym formularzyku, moje typy przyszły i o mało mnie szlag nie trafił. Dobrze jeszcze, że były to faworyty, stratę tysiąca dwustu koron mogłam jakoś przeboleć, dwanaście tysięcy zadławiłoby mnie na śmierć.

Załatwiłam kwestię gry i delikatnie przystąpiłam do pracy śledczej. Rozmawiali swobodnie, polski język nie jest w Danii zbyt rozpowszechniony. Na uzyskanie personaliów nie miałam szans, ale dowiedziałam się, że jeden ma ksywę Patyk, a drugi Lawina. Patyk mówił po duńsku dość dobrze i z niezłym akcentem, ponadto rozumiał wszystko, z czego wynikało, że musi tu mieszkać już długo. Lawina operował angielskim. Ciekawiły mnie wyłącznie uwagi w ojczystym języku, tajemniczy Ole, typujący dwójkę, nie wstrząsnął mną, znałam takich wtajemniczonych, ale na dwójkę na wszelki wypadek popatrzyłam. No, owszem, wychodziła zarówno z programu jak i z prezentacji i wcale nie była pierwszą grą, tylko drugą. Bez Olego też bym ją grała. Dołożyłam jej trzy konie i zagrałam sześć porządków, bo od wieków wiedziałam, że na kłusakach nie odwracać nie wolno.

Ole mówił prawdę, dwójka przyszła, w dodatku z fuksem, zapłacili 180 koron i zaczęłam być zadowolona. Tiersa już miałam postawionego, dograłam jeszcze trzy porządki z piątką i znów zajęłam się śledztwem. Ciekawiły mnie ich zamiary w stosunku do głupiej raszpli, pojawiła się, być może, nikła szansa przeciwdziałania. Bałam się trochę, że w końcu wpadnę im w oko, ale ryzyk-fizyk, w każdej chwili mogłam zmienić wygląd zewnętrzny w damskiej toalecie. Usunięcie peruki, makijażu i tego z nosa nie wymagało więcej niż 10 minut.

– Ja tam nie wiem, Bolo naszklił, ja uważam, że ona tego wcale nie przywiozła – powiedział ponuro Lawina.

– Do trójki bym grał – odparł Patyk. – To co z tym zrobiła? Że rąbnęła, rzecz pewna, Bolo widział na własne oczy. I prosto do awionu, biegiem leciała do wagi, a przez głośnik pysk na nią darli. Bolo podobnież oka od niej nie oderwał, o zmyłce nie ma mowy.

Lawina prezentował większą skło

– Toteż właśnie – rzekł następnie. – Gapił się jak chora krowa i nic więcej nie widział. Mnie się zdaje, że miała wspólnika albo co. Kto i

– Przez głośnik o i

– No to co? Podręczny wziął, a resztę mógł oddać wcześniej i już go zaptaszkowali. I nas też stary skołował, tylko ta dziwka i ta dziwka. Patrzyłeś, czy kto i

– Nie. Nie było czasu.

– No więc właśnie.

Z przyjemnością upewniłabym ich, że oczywiście, pomysł jest słuszny, zieloną torbę miał gruby, zezowaty facet. Albo młoda panienka w wieku szkolnym z warkoczem do pasa. Albo rudy i piegowaty chłopak, wzrostu metr dziewięćdziesiąt. Nie miałam jak, chyba telepatycznie…