Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 47 из 52

Głupia suka. Spaskudziła mi całą drugą połowę życia, a potem jeszcze wdarła się pod koniec. Żeby ona pękła.

Z wydarzeń aktualnych darowałabym jej właściwie wszystkie, nawet te okropne pierepały z głowami, z wyjątkiem nogi. Nogą mnie ustrzeliła de

Przedawnionego świństwa darować nie mogłam.

Grzegorz nie był kretynem nigdy, nawet we wczesnej młodości. Kobiety zawsze uważał za ludzi. I

Własną kobietę natomiast traktował jak człowieka. Partnera życiowego, nie przeciwnika, nie darmową obsługę. Przyznawał jej pełnię praw takich samych jak sobie.

W gruncie rzeczy łatwo było wspólnie z nim egzystować, o ile samej nie prezentowało się poziomu umysłowego wyjątkowo głupiej krowy i charakteru wyjątkowo złośliwej małpy. Mogłam chyba spędzić z nim życie, urozmaicone i barwne…?

Miziutek mi to odebrał. O nie, nie życzyłam jej dobrze.

Jej się udało wszystko. Wyjechała na saksy, jak chciała, pracę dostała przy mojej pomocy… Pozbyła się pierwszego męża, który poza granicami kraju do niczego nie był przydatny, bo profesjonalnie zajmował się literaturą polską XVIII wieku, dopadła wzbogaconego Renusia, poganiając go nahajem ruszyła na podbój kontynentu za Atlantykiem, wymieniła go potem na ulubionego, acz nieco może kompromitującego amanta z młodości, prosperowała zwycięsko i bez skrupułów… Ja zaś miałam same kłopoty, porzucano mnie lub też byłam zmuszona sama porzucać niewydarzonych partnerów życiowych, a do tego straciłam Grzegorza. Dzięki tej zołzie.

Wyobraziłam sobie, co by było, gdybym jednak, mimo wszystko, przyjechała do Paryża we właściwej chwili. Zgnębiona, wściekła, bez pieniędzy, zajęta głupkowatym ratowaniem nieudanego związku, bliska dna… Biłabym się z nią o to moje, scedowane na nią, miejsce pracy…? W zawodzie, co tu ukrywać, była zdolniejsza ode mnie, nikt by nie wolał mnie od niej, poszłabym zamiatać ulice…? Już widzę zachwyt Grzegorza na widok facetki z miotłą i śmietniczką na długim drągu, cenił wartości wewnętrzne, które powi

Jednak, mimo wszystko, Grzegorz wart był nawet głowy…

Bierz diabli głowę, podwiązki i kapelusze, na Grzegorzu mi zależało, jemu na mnie chyba też, wzajemna tolerancja, przystosowanie się do siebie, dałoby się razem żyć.

Objechałabym z nim pół świata, bo zlecenia miewał wszędzie, no dobrze, sama objechałam ćwiartkę, ale z nim byłoby mi przyjemniej…

Oczyma duszy ujrzałam nagle nas, jak dwie osoby na ekranie, w Tropicanie na Kubie, na plaży w Andaluzie w Algierii, na Hawajach… nie, na Hawajach broń Boże, za dużo tam pięknych dziewczyn, ale w drodze na Nordkapp, na wyspie świętego Edwarda, w Kalkucie, w Tokio i może akurat nie byłoby tam trzęsienia ziemi… Ale mogliby nas napadać egzotyczni bandyci w Ameryce Południowej, doskonale umiem strzelać, a Grzegorz fechtuje się świetnie. W każdym razie fechtował się w młodości i chyba mu to nie przeszło…? Zwyczajnie w Nicei, w apartamencie z widokiem na morze…

Ujrzałam siebie przy jego boku i nagle wyraźnie poczułam, że to byłoby szczęście.

Obojętne gdzie, w komórce na króliki pod Małkinią Górną. Obojętne jak długo, niechby chociaż kilka lat. Grzegorz i ja, razem, jako jednostka rozliczeniowa… Słowo „my” dotyczyłoby nas.

Miziutek mi to odebrał.

Moje uczucia do niej przekroczyły wszystko. Nie byłabym w stanie nawet na nią popatrzeć, nie wspominając o czymś takim jak rozmowa, względnie zabicie jej, bodaj na odległość. Podpalenie jej domu… Wykluczone! Nogi by mi odpadły, gdybym się miała zbliżyć, paraliż by mnie tknął, gdybym miała jej dotknąć. Prędzej udusiłabym się na śmierć, niż do niej odezwała.

Uświadomiłam sobie nagle, że temat Minutka zalągł się we mnie nie bez celu.





Zamierzałam pomyśleć, czy nie udałoby się zrobić jej coś złego. Otóż nie. Nie ja. Nie tknę sprawy, niech się udławi swoim Sprzęgiełem, swoim Renusiem świętej pamięci, swoim majątkiem, swoim życiorysem i swoją niezniszczalną urodą. Mógł sobie Grzegorz gadać o nadgryzieniu zębem czasu, Miziutek należał do kobiet, których czas się nie ima, nie miała skło

Siedziałam spokojnie na tyłku, patrzyłam w okno i nienawidziłam jej z całego serca…

Relacji kryminalno-śledczej Grzegorz wysłuchał z wielkim zainteresowaniem.

– Wynika z tego, że od ciebie się odczepią?

– Z pewnością. Mają drobne kłopoty, z którymi nie mam już nic wspólnego.

Czepianie się mnie mogłoby im tylko zaszkodzić.

– Chwała Bogu. Jak wyglądasz z nogą?

Prawie zdziwiłam się pytaniem, bo o nodze zdążyłam zapomnieć.

– Doskonale. Po schodach schodzę jak człowiek i ona o sobie przypomina tylko w wyjątkowych przypadkach. Ten ortopeda był genialny, miał rację, nic nie robić i spokojnie poczekać. Za miesiąc będę mogła tańczyć.

– Także przyjechać tutaj?

Pomilczałam chwilę z nadzieją, że moje milczenie brzmi potępiająco.

– Jeszcze z półtora tygodnia warto by przeczekać. A zwracam ci uwagę, że zaraz potem nadejdzie sierpień. Sierpień w Paryżu już przeżyłam i dziękuję za więcej. Pozwolisz, że ewentualny przyjazd przesunę na wrzesień?

– W pełni, bo w sierpniu ja też muszę wyjechać. Moja żona…

– No więc właśnie! Co z twoją żoną? Nie pytałam, bo chciałam być taktowna.

Cholera. Że też różne osoby są taktowne z natury, a ja się muszę wysilać…!

– Co ty powiesz? – zdziwił się Grzegorz i wyglądało na to, że szczerze. – Zatem wysilasz się dość skutecznie, bo nie zauważyłem z twojej strony żadnych nietaktów.

Co do mojej żony, to bioterapeuta był tu dopiero ostatnio, przedwczoraj, wcześniej nie mógł, przesuwał wizytę. Trochę pomógł, zdaje się, że ku własnemu zdumieniu. Pełni sił ona już nigdy nie odzyska, ale powiedzmy, że jest z nią mniej źle. Z wielkim naciskiem udzielił jednej cudownej rady, mianowicie sanatorium w Szwecji. Istnieje takie, bardzo specjalistyczne i cholernie drogie, nie szkodzi. Trzy miesiące w tym sanatorium może poprawić stan, mam ją tam ulokować z osobą towarzyszącą. Czy ty możesz sobie to wyobrazić? Pojedzie z nią kuzynka.