Страница 23 из 52
Wynieśli nosze do normalnej karetki, erka to była, zwłok tym nie wożą, zatem w księdzu kołatało się życie, może jest jeszcze szansa, może go uratują! Gliny… Jezus Mario, aby nie gliny, jeśli mnie tu złapią, nie wyłgam się! Nawet gdybym ten list od Heleny przeczytała dzisiaj, już po wyjściu z komendy, należało do niej wrócić, przekazać dowód rzeczowy, a nie wygłupiać się z księdzem…!
Siedziałam tak aż do chwili, kiedy po nabożeństwie majowym naród zaczął się rozchodzić. Z determinacją znów wjechałam na dziedziniec, przed kościelnymi wrotami dojrzałam jeszcze dwóch księży, w tym chyba proboszcza. Policja wycofała się już wcześniej, przeczekałam ich. Wysiadłam i poszczekując zębami ze zdenerwowania, kulejąc niczym ostatnia pokraka, bo podłoże było nierówne, podeszłam.
– Przepraszam, ksiądz proboszcz, prawda? – zwróciłam się dość rozpaczliwie do starszego z kapłanów. – Teraz już do reszty nie wiem, co zrobić, jeśli na księdza wikarego dokonano napaści, ja chyba temu zawiniłam i, na litość boską, niech ksiądz ze mną porozmawia!
Jasne, że nie wytyczałam tych słów pełną piersią, bo resztki wiernych mogłyby mnie zlinczować, proboszcz jednakże głuchy nie był, dosłyszał. Odwrócił się, spojrzał, skinął głową i ujął mnie pod rękę.
– Przejdźmy… – zaczął.
Trafiłam stopą na nierówne kamienie i nie zdołałam powstrzymać okrzyku, na szczęście bez pełnej treści, z „o, kurwa!” pozostało tylko „o…!” Ksiądz się nie zgorszył, zaniepokoił tylko.
– Pani coś jest?
– Nic takiego, mam złamaną kość w stopie. Ale przejdę, byle blisko…
Blisko znajdowało się jakieś pomieszczenie gospodarcze. Proboszcz usadowił mnie na biskupim fotelu, mocno wiekowym, nadwerężonym i do celów reprezentacyjnych z pewnością już nie używanym, sam usiadł w konfesjonale bez górnych ścianek.
Wzięłam głęboki oddech i po raz trzeci tego dnia opowiedziałam wszystko. Słuchacza miałam cierpliwego i uważnego.
– Nie najlepiej to pani wyszło – stwierdził z łagodnym wyrzutem, kiedy skończyłam. – Gdzie pani ma ten list świętej pamięci Heleny?
– Nigdzie. Zostawiłam księdzu wikaremu. Co się stało z księdzem, niech ja się wreszcie dowiem, bo mnie sumienie zagryzie na śmierć!
Proboszcz westchnął.
– Strzelono do niego w zakrystii. Ktoś musiał tam czekać, drzwi były otwarte.
Z tłumikiem, nie głośno, księża też, proszę pani, oglądają czasem telewizję… Nie został zabity, jest ciężko ra
To doskonały chirurg. Szczęśliwie się złożyło, że w momencie strzału drugimi drzwiami weszła penitentka, więc napastnik strzelił tylko raz i nie poprawił, uciekł. Penitentka, niestety, raczej wiekowa, nie zachowała się rozsądnie i na ucieczkę zyskał dużo czasu.
No, zaraz potem, oczywiście, wezwaliśmy pomoc.
Moje westchnienie ulgi mogłoby wydąć żagle Daru Pomorza.
– Uklęknąć nie zdołam, ale Bogu niech będą dzięki! Do końca życia bym sobie nie darowała… Strasznie głupio wypadło, ale powiem księdzu, że ten list Heleny… Czy ja wiem, jakoś mnie zobligował. Mogę mniej więcej powtórzyć treść. Poza tym, wozić po obcych krajach ludzką głowę, do tego w końcu ukradzioną, to nie jest coś, o czym się łatwo zapomina. Leży w tym jakiś potężny szwindel, nie wiem, co ja mam z tym wspólnego, nic nie rozumiem i chcę wykryć sens. Byłam na policji, wierzą mi średnio, pojęcia nie mam, co zrobią, a że nic mi nie powiedzą, to pewne. Do księdza wikarego pchnęło mnie siłą rozpędu.
– Możliwe, że była pani śledzona…?
– A właśnie nie wiem. Helena, zanim umarła, mogła dużo powiedzieć. Czy ten złoczyńca nie zabrał księdzu wikaremu listu? Bo może o to mu chodziło?
– Raczej o wiedzę księdza wikarego. Ksiądz wikary dużo wiedział, a on, ten zbrodniarz, może nie wierzyć ani w ludzką uczciwość, ani w tajemnicę spowiedzi.
Patrzyłam pytająco, bo ksiądz proboszcz wyraźnie dawał mi coś do zrozumienia.
– Księża się też spowiadają – zauważyłam ostrożnie. – U kogo spowiadał się ksiądz wikary?
– Jakże niesłuszne jest mniemanie o niższości umysłowej kobiet! – westchnął ksiądz proboszcz. – U mnie, moja córko. U mnie.
– Znaczy, ksiądz proboszcz też wszystko wie?
– Wszystkiego na pewno nie. A nie powiem nic. Poczekam, aż ksiądz wikary odzyska przytomność. Mam nadzieję, że nikt nie spróbuje mnie zabić.
– Daj Boże, amen. Mam tu przyjeżdżać co drugi dzień czy uda się może porozumieć z księdzem przez telefon?
– Przez telefon wystarczy, ludzkie wynalazki też są dziełem boskim. Dam pani nasz numer, a pani zostawi swój…
Już się podniosłam z tego fotela biskupiego i zamierzałam wyjść, kiedy coś mi przyszło do głowy. Grójec nie Londyn, ludzie się tam znają.
– Tu ona musiała bywać, ta Helena, skoro jako miejsce spotkania wymyśliła kościół – powiedziałam, odwracając się do księdza proboszcza. – Czy nie miała jakiejś rodziny? Kogoś znajomego? Trudno stanąć na rynku i ryczeć „uwaga, proszę państwa, kto znał Helenę Wystrasz?”, ale może dałoby się dowiedzieć jakoś inaczej?
Ksiądz odczepił suta
– Tak – przyświadczył. – Nazwisko łatwe do zapamiętania i ja sam mam wrażenie, że coś wiem o jej krewnych. Niejasno mi się majaczy muszę sprawdzić. Zawiadomię panią, jak się czegoś dowiem.
Podziękowałam grzecznie, wyszłam, do domu dojechałam szczęśliwie i wreszcie potraktowałam moją nogę tak jak powi
Grzegorz zadzwonił późnym popołudniem, tuż przed końcem dnia pracy. Przezornie siedziałam przy telefonie.
– Renuś znikł z horyzontu razem z Miziutkiem – powiedział na wstępie.
– Przypomniałaś mi go i zaciekawiłem się lekko. Jak wiesz, po drugiej stronie oceanu mam liczne znajomości, podzwoniłem trochę, okazuje się, że już od paru lat zrywał kontakty towarzyskie, po czym zmył się radykalnie. Ogólnie jest obecnie uważany za świnię. Padały supozycje na temat Południowej Afryki, szejkanatów, Hong Kongu i tak dalej, wszyscy przypuszczają, że wił sobie ciepłe gniazdko, nie wiadomo z czego, bo o dużych kantach napomykano bardzo niejasno. Podobno dostał spadek. Mówię ci to w charakterze plotek, plotkować wszyscy lubią.
– Niektórzy się z tym ukrywają. Ciekawe, mnie też się jakoś ten Renuś czepia…
Jeszcze wchodzi w grę Południowa Ameryka, ale nie umiem sobie wyobrazić, po co byłaby mu potrzebna. Znaleziska po Inkach i Aztekach…?
– A wiesz, że to jest myśl! Szczególnie przy Miziutku… Ale w gruncie rzeczy to stadło gówno mnie obchodzi, co u ciebie?
– Dużo i okropne. Powiem ci, chociaż węszę podsłuch na telefonie. Jeśli jednak drukują coś w prasie, nie może to być sekretem. Kuruję nogę… nie, o mojej nodze w prasie nie było, ale przez nogę właśnie niewiele zrobiłam, poza wypadem do Grójca. Spuchła mi, wlazłam na kamień…
Powiedziałam o księdzu wikarym, na wszelki wypadek omijając księdza proboszcza.
Grzegorz wywęszył drugie dno, bo przy księdzu wikarym nie dostrzegł tego kamienia, na który wlazłam.
– Mniej więcej rozumiem – powiedział i powstrzymał się od dalszych komentarzy.
Znów doznałam przypływu szczęścia i ulgi, że rozmawiam z kimś, kto rozumie mnie w pół słowa.
Skorupka Jasia wciąż się za mną wlokła. Inteligencja u mężczyzny to jednak najważniejsze, no dobrze, nie tylko inteligencja, sama w sobie nie wystarczy, musi mieć podkład. Tę chęć współmyślenia z kobietą, zainteresowanie jej sprawami, nawet gdyby chodziło tylko o fason spódnicy, coś w rodzaju uczuć. Musi mu na niej w ogóle zależeć i nie tylko w łóżku. I nie koniec na tym, ta baba musi mieć w głowie też nie same trociny…
– Teraz poczekam jako tako grzecznie, bo może gliny będą miały do mnie jakieś interesy – powiedziałam smętnie i była to nawet prawie sama prawda.
O tym, jak ciężką zgryzotę miała policja, dowiedziałam się znacznie później.
W gruncie rzeczy moja wizyta z głową, która przemieniła się w ananasa, była dla nich czystym błogosławieństwem i w pewnym stopniu nawet mnie polubili, nie posunęli się jednakże tak daleko, żeby od razu udzielać mi informacji. Z informacjami zgłosił się do mnie ksiądz proboszcz i też nie od razu, a dopiero po trzech dniach. Te trzy dni, przesiedziane z konieczności spokojnie, doskonale zrobiły mi na nogę i fatalnie na samopoczucie. Pozbawiona tak wiedzy, jak i możliwości działania, napęczniałam nie zużytym wigorem wręcz do wypęku.