Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 63 из 87

– Muszę ci się przyznać, że też dostrzegłam w tobie jakąś dziwną zmianę – mówiła dalej Ewelina tak zmieszana, że prawie ze łzami w oczach. – Nie chciałam o tym nawet napomykać, bo mogło mi się tylko wydawać, ale widzę, że jednak… Plotki o tobie wprost wybuchły!

– Przecież to pan Guillaume… – zaczęłam, ale Ewelina zaraz mi przerwała.

– O tym tylko my obie wiemy, a za to ty mu fundamenty dajesz! Już o płci twojej nawet nie wspominam, cóż ty robiłaś w tej Francji, jak mogłaś karnację do takiego pociemnienia doprowadzić?! Ale słyszałam… i wiary temu nie chciałam dać, że sama spacery ko

Mogłam jej zaraz pokazać, co mam pod suknią, trzy sztuki skąpej garderoby i pończochy samoprzylepne, i aż mnie skręciło z chęci, ale zlitowałam się nad nią, ponadto bałam się, że przestanie ze mną rozmawiać albo zgoła trupem na miejscu padnie. Spróbowałam się usprawiedliwić, ale Ewelina nie czekała.

– Ty podobno gorsetu nie nosisz…?! – wykrzyknęła strasznym szeptem, zbulwersowana niebotycznie.

– O, nie! – zaprzeczyłam z wielce godnym oburzeniem, choć razem śmiać mi się chciało i płakać. – Gorset mam, tylko mniejszy i delikatniejszy. Wielkie domy mody mnie na to namówiły!

Była to sama prawda, ponieważ taki gorset do sukni wieczorowej był niekiedy niezbędny, doskonale kształtował figurę. niczym się nie zaznaczając. Miałam ich kilka, ale przywiozłam tylko jeden i przez moment zastanawiałam się, czy pozostałe nie znikły.

– Domy mody! – przeraziła się Ewelina. – W Paryżu bywam ustawicznie, więcej tam u babki siedzę niż tu, a noga moja w czymś takim nie postała! Wszak to krawcy dla kurtyzan!

– Nic podobnego. W każdym razie nie wszyscy. W jednym salonie księżniczkę duńską widziałam…

Pohamowałam ugryzienie w język, bo jeszcze mnie trochę, bolał, ale i tak zdołałam się powstrzymać. Którąż, na Boga, mogłam widzieć, nie Benedictę przecież, zaraz, Alix chyba…? Ewelina ręce załamała.

– Kasiu, zlituj się, czyż ty w swoim postępowaniu nic naga

Gapiłam się na nią bezradnie, mocno stropiona, bo zaledwie przed dwoma miesiącami żywiłam dokładnie takie same poglądy. Teraz zaś na myśl, że miałabym się do nich ściśle stosować, aż mnie dreszcze przeszły. Sługę za sobą włóczyć po lasach i łąkach, dla wyjścia do ogrodu kapelusza szukać, usztywnić się gorsetem i licznymi halkami, pa

Bunt mnie ogarnął wewnętrzny, którego na zewnątrz postarałam się nie okazać. Ewelina z dobrego serca i przyjaźni te uwagi czyniła, uświadamiając mi przy okazji, jak daleko od uciążliwości obecnego świata odbiegłam. I doprawdy, wcale nie chciałam wracać!

– Wizyt w terminie nie oddałaś! – krzyknęła jeszcze rozpaczliwie.

Z ciężkim westchnieniem wykrzesałam z siebie objawy skruchy.

– Masz rację i wdzięczna ci jestem, że mi na to uwagę zwracasz – rzekłam obłudnie i kłamliwie. – W skłopotaniu, o którym wiesz, przyzwoitość trochę zlekceważyłam. Może nadmiernie przyjęłam nowe paryskie obyczaje…





– Pozwól sobie powiedzieć, że od lat tam mieszkam i znam te paryskie obyczaje może lepiej od ciebie – przerwała mi znów cierpko i z lekką urazą. – W przyzwoitym towarzystwie takie zmiany nie zaszły, tego mi nie mów. Z kimże się tam stykałaś, na Boga?

Przypomniałam jej, że głównie załatwiałam interesy, co nie odbywa się w salonach. Do i

Później od służby dowiedziałam się, że w trakcie naszej rozmowy zawrócił do mnie i Armand. Ujrzawszy jednak powóz państwa Borkowskich na podjeździe, zrezygnował z wizyty i nawet z konia nie zsiadł. Wywnioskowałam z tego, że tym razem dla zabicia mnie przyjechał, nie zaś tylko dla kompromitacji, i świadkowie go zniechęcili.

Roman krótko potem się pokazał, tak wyraźnie wzburzony, żem go od razu na rozmowę do gabinetu wezwała, znów drzwi zamykając, smętnie zaciekawiona, kiedy też plotka o moim romansie z koniuszym rozejdzie się powszechnie.

– Już wiem, proszę jaśnie pani, skąd pochodzi pomyłka pana Guillaume – oznajmił bez wstępów. – Udało mi się. Szmul wie, co ma czynić, i tylko na pana Guillaume czyhał, żeby mu się swoim świadczeniem dyplomatycznie pochwalić, ale pan Guillaume na oczy mu się nie pokazał. Noc gdzie indziej spędził, wpadł o świtaniu po moderunek myśliwski i wypadł, nim ktokolwiek zdążył z nim słowo zamienić.

– Ciekawe, gdzie tę noc spędził, bo u nas w domu był spokój – mruknęłam zgryźliwie.

– Jeśli jaśnie panią plotki obchodzą, to na symulowanym wyjeździe do Warszawy, a naprawdę w oranżerii pani baronowej Tańskiej – odparł mi Roman spokojnie. – Ale ja wiem, że rzeczywiście był i w Warszawie, bo to właśnie sprawdziłem. Dependentów pana Jurkiewicza poił i podpytywał, ściśle dwóch, oni zaś mu przysięgli, że żadnego testamentu nie ma. Jaśnie pani nie napisała.

Przeraziłam się.

– Na litość boską, to co pan Jurkiewicz z nim zrobił?!

– Schował u siebie i przez żadne rejestry nie przepuścił. Tego też się właśnie dowiedziałem, mieniąc się zaufanym posłańcem jaśnie pani. Posiadanie dokumentu utrzymał w tajemnicy, choć wszyscy tam wiedzą, że owszem, testament jaśnie pani jest w trakcie tworzenia i jakieś trudności formalne napotyka. Jest to nic i

– Świetnie! – rozzłościłam się. – A przez jego arcydzieło ja życie stracę!

– Na to wygląda. Boję się, że nawet gadanie Szmula nie pomoże, bo pan Guillaume weźmie to za plotki albo też przypuści, że coś tam zostało źle napisane i nie ryska ważności. Albo jeszcze gorzej, że pan Jurkiewicz wcale tego nie ma, tylko jaśnie pani gdzieś u siebie schowała. Zacznie się wdzierać i dom przeszukiwać, a już na pewno nie straci nadziei, że po, Boże nie dopuść, śmierci jaśnie pani znajdzie i zniszczy.

– Do licha… Trzeba było może wikaremu powiedzieć… – Też źle, bo w razie zmiany kościół się obrazi… Popatrzyliśmy na siebie, Roman głęboko zatroskany, ja zirytowana i stropiona.

– Ze wszystkiego wynika, że naprawdę muszę go otruć wyrwało mi się.

Roman, wcale tą myślą nie wstrząśnięty, pokręcił głową. – Osobiście jaśnie pani nie da rady. Natomiast w razie gdyby się nocą włamał do domu… Włamywacza zastrzelić, rzecz zwykła. Pułapkę nawet można by zastawić, drzwi nie zamknąć… No, skandal byłby okropny, bo nikt by nie uwierzył, że on nie z wolą jaśnie pani przyszedł, ale chyba lepszy skandal niż grób?

Też byłam tego zdania, nawet na sto skandali gotowa, żeby życie ocalić. Jedyne, co mnie niepokoiło, to Gaston, kto wie jak by tę kwestię potraktował, jak by przyjął moją rzekomą rozpustę… I to jeszcze z Armandem…