Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 55 из 69

– A ten siedzący, co chichotał, to w jakim był wieku? – spytała Elunia na wszelki wypadek. – Jak wyglądał?

– Tak zwyczajnie, że go wcale nie pamiętam. No, śliczny nie był. Gówniarz poza tym. Trzydziestu lat nie miał…

Elunię nagle coś tknęło.

– Babciu, a czy przypadkiem on nie miał nosa…

– Miał nos, moje dziecko, gdyby nie miał nosa, każdy by go zapamiętał. Nawet stara sklerotyczka.

– Nie, mam na myśli taki nos, który rzuca się w oczy. Długi, wyraźny, na końcu grubszy, świecący okropnie i troszeczkę czerwony…

– Znasz go? – spytała babcia podejrzliwie.

– A co? Taki?

– Identyczny, jakbyś go widziała.

– I takie małe, szczeciniaste wąsiki…?

– Zgadza się. Miał i wąsiki. Rozumiem, że trafiłaś na podejrzanego. Teraz powiedz, po co mnie o to pytasz, bo jestem ciekawa.

Elementarna przyzwoitość wymagała wtajemniczenia babci w aferę przynajmniej w pewnym stopniu. Elunia uczyniła to rozsądnie, trzymając się wydarzeń zasadniczych, aczkolwiek ogólnie było jej gorąco już od chwili uzgodnienia z babcią rodzaju nosa.

– …i byłam świadkiem, babciu, jak jeden z tych złoczyńców powiedział o gorzkich żalach – kończyła swoją relację. – Dokładnie tak jak ty, tylko w środku „i” użył. Ty nigdy „i” nie mówiłaś, zawsze stawiałaś przecinek…

– Zgadza się – przyświadczyła babcia. – To jest z przecinkiem.

– Tknęło mnie okropnie, bo od nikogo i

– Bo pomyślałaś także, że to może ja jestem mózgiem afery? – ucieszyła się babcia. – Dziecko, pochlebiasz mi. To nie ja, niestety.

– Nie tylko, to znaczy mózg mi do głowy nie przyszedł…

– On tam u ciebie powinien już tkwić.

– …ale nie chciałam ich na ciebie napuszczać z zaskoczenia. Teraz widzę…

– …że trzeba będzie. Rozumiem, poprzypominam sobie jeszcze trochę. Czekaj, nazwisko tego znajomego od pokera powi

– Graliście w ogóle…?

– Oczywiście! Tamci wrócili. Wygrana wyszłam, ale niedużo, to pamiętam, dostałam z ręki fula na asach i udawałam, że mam strita. Poszukam kalendarza, może znajdę, zanim mnie gliny dopadną.

– To pewnie będzie komisarz Bieżan. Bardzo sympatyczny. Nastaw się duchowo…

Komisarza Bieżana właśnie o mało szlag nie trafił. Od półtorej godziny nie mógł się do Eluni dodzwonić, zajęte było bez przerwy. Biuro napraw powiedziało, że aparat jest w porządku, tylko ktoś po prostu rozmawia. De facto zajęte było z przerwami, ale Bieżan trafiał nieszczęśliwie najpierw na Kazia, który ten ciąg telefoniczny rozpoczął, potem na Jolę, wreszcie na babcię. Na dwie sekundy przed odłożeniem przez Elunię słuchawki nie wytrzymał i pojechał do niej. Skoro gadała przez telefon, musiała być obecna.

– O, jak to dobrze, że pan jest! – wykrzyknęła Elunia na jego widok ze szczerą radością, co ogromnie poprawiło jego stan ducha, bo rzadko policję wita podobny okrzyk. – Właśnie miałam do pana dzwonić, zwlekałam tylko, żeby zostawić babci jeszcze odrobinę czasu. Zaraz panu wszystko powiem.





Bieżan miał do niej własne interesy, ale przezornie wolał zostawić wolne pole świadkowi. Zgodził się napić kawy. Co w tym robi babcia, na razie nie pytał, chociaż poczuł się nieco zaskoczony.

– Ja znów panu czegoś nie powiedziałam – oznajmiła Elunia i nagle postanowiła nie oskarżać się przesadnie – ale nie mogłam sobie od razu przypomnieć, o co mi chodzi i zorientowałam się dopiero później. Tam, u Zielińskiego, pamięta pan…?

Bieżan zapewnił ją, że pamięta.

– Jeden z tych pacanów powiedział takie słowa: „Nie ma państwa w domu, wzięli gorzkie żale i poszli na roraty”. I to był ten z nosem. Od razu mnie tknęło, że ja to znam i potem wykryłam, że mówiła to moja babcia. Od nikogo i

Bieżan też był zdania, że mogłoby mu to coś dać, szczególnie wobec braku i

Bieżan odgadł już, że szajka posługuje się cudzymi samochodami, wybierając chwile, kiedy właścicielom są niepotrzebne, niemożliwe było jednakże, żeby trafiali przypadkiem. Musieli mieć jakieś rozeznanie, ponadto musieli dysponować sposobami łatwego uruchamiania pojazdów. Żadnego wycia alarmu, żadnych zdewastowanych stacyjek, być może duplikaty kluczyków, co też wskazywałoby na stara

Najwięcej widziała Elunia. Blondynowi o prostokątnej twarzy należało zrobić portret pamięciowy, posługując się wspomnieniami trzech osób, które na niego zwróciły uwagę. Jedną z tych osób była Elunia, przy okazji należało wydoić z niej wszystkie spostrzeżenia, a także zapamiętany profil. Bieżan zaprosiłby ją do komendy, gdzie grafik już odwalał robotę, ale właśnie nie mógł się do niej dodzwonić.

– Bardzo dobrze – powiedział teraz. – Pani pojedzie do nas, a ja do babci. Zaraz zadzwonię, żeby na panią czekali, każdy z państwa powie swoje i potem się te trzy wersje porówna. A teraz proszę, żeby pani sobie jeszcze raz przypomniała wszystko spod tego banku, każdy szczegół. Najbardziej mnie interesuje pasażer, majaczył pani, doskonale, ale może jednak coś pani dostrzegła?

W pierwszym momencie Eluni zrobiło się niedobrze, w drugim straciła pewność, że widziała Stefana. Może to rzeczywiście nie był on…? A jeśli nie on, to po diabła ma chronić złoczyńcę…?

Zmarszczyła brwi i z wahaniem wpatrzyła się w okno.

– Nie chcę pana wprowadzać w błąd. Tam było ciemno. Zostało mi wrażenie, że miał brodę. To znaczy, jestem pewna, że miał. Uczynił ruch. Jestem pewna, że włożył okulary, bo błysnęło. Taki refleks…

– W którym momencie włożył okulary?

– Jak ten blondyn wsiadał. Jakoś razem to wypadło. Bieżan zrozumiał w tej chwili jeszcze więcej.

– Zdaje mi się, że mechanizm tego przestępstwa mam już doskonale opanowany – rzekł z rozgoryczeniem. – Żebym jeszcze wiedział, kto to robi…!

– Może babcia panu coś da…?

– Pewno kawy. Chyba wolałbym już herbatę. No nic, skoczę tam. Babcię zastanę w domu?

– Tak, ona o tej porze pracuje. Ale niech pan zaczeka, ja zapisałam, co ona do mnie mówiła, może się to panu przyda. O, dwie osoby, nazwiska i adresy, a trzeciego właśnie szuka.

Bieżan obejrzał kartkę i nie wpadł w euforię.

– W porządku, rozumiem. Niech pani jedzie do komendy zaraz…

Nim jeszcze Elunia zdążyła opuścić dom, żeby spełnić jego polecenie, znów zadzwonił Kazio. Odebrała telefon już w palcie.

– Słuchaj, kochana – rzekł Kazio z wielką stanowczością – ja cię nie zamierzam kontrolować, niech mnie ręka boska broni. Ale zrób mi przysługę i powiedz, jakie masz plany. Co zamierzasz robić, dokąd się wybierasz i kiedy. Powiem ci prawdę, ja się o ciebie boję i wolę trochę na ciebie pouważać. Nie dam rady sterczeć pod twoim domem i trzymać cię za rękę przez całą dobę na okrągło, chyba żeby było trzeba. Więc ułatw mi to i daj namiary.