Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 23 из 69

Kiedy wreszcie przegrała wszystko i na każdym z dwóch automatów zostało jej po dziesięć złotych, Elunia doznała ulgi niebotycznej, obok niej bowiem zapanowała cisza. Pani nie zamilkła, cóż znowu, zajęła sobie oba urządzenia i odeszła. Elunia miała niejasne wrażenie, iż poszła gdzieś pożyczać pieniądze. Odetchnąwszy głęboko, zajęła się wreszcie w spokoju własną grą.

Dziesięć minut trwała ta ulga. Pani wróciła, jeszcze bardziej rozgorączkowana niż poprzednio.

– No i ma pani, zgodziłam się, bo inaczej się nie dało, wyraźnie mi powiedzieli, zastawiłam dowód. Zastaw tysiąc złotych, jak nie wykupię do jutra, to mi przepadnie i co ja wtedy zrobię… Powiem, że mi ukradli. Na co im ten dowód, no tak, liczą na to, że każdy wykupi, oczywiście z procentem, ale jak nie, to ja nie wiem…

Elunia nagle zaczęła słuchać uważnie.

– …za sprzedaż dają nawet tysiąc dwieście, nic nie rozumiem, do czego to komu, ale dla mnie dzisiaj akurat jedyna szansa, no trudno, ostatecznie sprzedam i dołożą mi dwieście… No, nareszcie! Jest! Jest! Kochany, złoto moje…!

Ustawiły jej się owe upragnione złote siódemki i na kredyt przeleciało pięć tysięcy. Nie była to jeszcze najwyższa wygrana, Elunia nie mogła się zorientować, jaki układ właściwie daje owego jackpota, dziesięć czy dwadzieścia tysięcy złotych, ale rozgadanej pani już i te pięć wystarczyło do euforii. Wypuściła je z automatu wśród okrzyków i objawów sympatii do otoczenia.

– No widzi pani? Widzi pani? Mówiłam, że tego tak zostawiać nie można, w końcu musi coś dać! Odegrałam się, jeszcze tu, na tamtym będę grała, ten dowód mi szczęście przyniósł, wykupię od razu, chociaż to też z procentem, albo może tam pójdę, do tamtych, na jajkach niedużo, czternaście tysięcy, ale tam one częściej chodzą, zajmę sobie… Tu też zajmę, pani popilnuje, o, pani też coś dał…! Zaraz tam pójdę do tego lichwiarza, no, zapłać coś…! Zapłać!

Wykorzystując chwilę, kiedy pani zamknęła gębę i wygarniała z korytka wysypane złotówki, Elunia zdołała się odezwać.

– Jak to, dowód? – spytała. – Jaki dowód? Osobisty?

– No tak, na dowód osobisty pożyczają, to jakaś nowa moda, jest tu jeden taki, pokazali mi go, to taka ostateczność. Lombard owszem, naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, ale tam strasznie marnie płacą. Ten pierścionek chciałam zastawić, o, proszę, brylant, trzy karaty, wie pani, ile mi zaproponowali? Trzysta złotych! A to warte co najmniej trzy tysiące, nie zgodziłam się, już wolę dowód…

– I tak każdemu pożyczają na dowód?

– Nie wiem, chyba każdemu. Albo może niektórym. Mnie znają, ja tu bywam. No, gdzież oni są, z tymi pieniędzmi…?!

Nie wiedząc, o co dalej pytać, Elunia zamilkła, ale zrobiło się jej gorąco. Wróciło nagle zainteresowanie aferą, w którą została wplątana. Dowód osobisty, z tego co mówił komisarz Bieżan, całe przestępstwo oparte było na dowodach osobistych, ktoś tu musiał chyba zgłupieć doszczętnie, jeśli aż tak jawnie pchał się do nich i tak drogo za nie płacił. Wystarczyłoby przecież złapać go i przesłuchać…

Pani obok odebrała swoją gotówkę, uszczęśliwiona, włączono automat na nowo. Elunia popadła w rozterkę, z jednej strony chciała sobie wreszcie pograć spokojnie, miała już za co, bo przez to grzecznościowe dublowanie wzbogaciła się zupełnie nieźle, z drugiej zaś nabrała ogromnej chęci, żeby się czegoś więcej dowiedzieć. Pani obok była niewyczerpanym źródłem informacji. Z trzeciej strony jednakże wyglądało na to, że powiedziała wszystko, co wie, i żadnego dalszego ciągu już się z niej nie wydusi. Chyba że pokaże palcem tego faceta od dowodów…

Panią skusił optymizm i na nowo zaczęła grać na obu automatach. Elunia zdobyła się na brutalność i przerwała jej gadanie.

– Czy nie powi

– Ale tak, o tak, zaraz tam pójdę do niego. To znaczy, on tu jest. Zaraz…





Niewątpliwie pani mówiła coś jeszcze, ale Eluni nie udało się tego usłyszeć, bo odwróciła się i nawet kawałek odeszła, wpatrując się w salę. Wróciła po chwili.

– …tam stoi, przy bufecie. Zaraz go…

– Który to? – przerwała Elunia, nie kryjąc ciekawości. – Pokaże mi go pani? Na wszelki wypadek, bo to nigdy nie wiadomo, może się przydać.

Zsunęła się z krzesła, pani bez namysłu powlokła ją za rękę i wyjrzała zza sąsiedniej grupy automatów.

– A o, ten! Ten, który rozmawia z panem Januszkiem, z tym siwym. To bardzo przystojny facet, pan Janusz, prawda? Sama bym na niego poleciała. Ten za nim, na drugim stołku.

Elunia energicznie odebrała jej ramię i przeszła kilka kroków dalej. Nieznacznie przyjrzała się facetowi na drugim stołku. Nie znała go, dotychczas nigdy nie wpadł jej w oko. Pamiętna złożonej Bieżanówi obietnicy postarała się obejrzeć go porządnie i zapamiętać, zatem podejść bliżej… Zamówić coś w bufecie! Wprawdzie kelnerki chodziły po sali, ale co to szkodziło, mogła je przeoczyć.

Zamówiła ziołową herbatkę, zaczekała na nią, zamierzała od razu zapłacić, ale uświadomiła sobie, że nie ma czym. Torebkę z portmonetką zostawiła przy automacie. Mimo to herbatkę jej oddano, a kelnerka miała za chwilę podejść i odebrać zapłatę. Wszystko razem trwało tyle czasu, że Elunia zdołała nauczyć się faceta na pamięć.

Rozgadana pani wiernie pilnowała jej dóbr.

– Zaczekałam, żeby tu pani nikt nie wlazł, ale zaraz tam idę. Tu zajmę, pani spojrzy, dobrze? Na tym już nie gram, przestał dawać, a tu kredyt zostawiam…

O jedenastej wieczorem Elunia wciąż była średnio wygrana i niewątpliwie grałaby dalej, z nadzieją na dużego pokera, taką nadzieję bowiem mieli wszyscy i działała zaraźliwie, gdyby nie to, że pani wróciła i na nowo zaczął się terkot. Tam, na tamtych z jajkami, przegrała okropnie, może na tym tutaj się odegra, a w dodatku ten od dowodów poszedł sobie i już dziś dokumentu nie wykupi, chyba że on jeszcze przyjdzie, ale czy jej nie zabraknie w końcu pieniędzy, to już trudno, Wykupi jutro…

Terkot sprawił, że Elunia zreflektowała się. Poczuła się ciężko zmęczona, straciła nawet ochotę na ruletkę, poza tym przypomniała sobie, że nie dla gry przyszła. Tej pani nie wytrzyma ani przez jedną chwilę dłużej, iść stąd i pogrążyć się w ciszy i niech nikt do niej nic nie mówi, nawet przez telefon! Jutro nie przyjdzie za skarby świata, ale pojutrze bezwzględnie tak!

Zanim położyła się spać, wpisała jeszcze w swój komputer dość nietypową treść.

„Około 40. Wzrost 175. Blondyn, niebieskie oczy, włosy krótkie. Bezbarwny, brwi gęste, ale bardzo jasne. Duże uszy. Nos trochę wypukły, cienki. Chudy, żylasty. Spokojny, ale żywy, szybkie ruchy. Elegancko ubrany. Na palcu prawej ręki złoty sygnet z arabskim wzorkiem. Buty numer 8. Wystająca grdyka. Długa szyja”.

Po czym uprzytomniła sobie, że nie ma żadnych szans uszczęśliwić tym opisem Bieżana, ponieważ nie zostawił jej numeru telefonu…

Kazio zadzwonił o poranku ze Sztokholmu z informacją, że jeszcze przez jakiś czas go nie będzie. Ze dwa tygodnie, a może nawet odrobinę dłużej, objeżdża całą Skandynawię, panuje tu zima i swobodna komunikacja sprawia mu drobne kłopoty. Stęsknił się już nieznośnie.

Elunia przyjęła ten komunikat z najdoskonalszym spokojem i nawet lekką ulgą. Kazio akurat był jej potrzebny jak dziura w moście, zajęta kim i