Страница 12 из 69
– Jak pani chce. Ja panią ostrzegłem.
W tym momencie, dopiero teraz po raz pierwszy, zwróciła uwagę na guzik „double”. Wygrana była wysoka, uznała, że może sobie pozwalać na eksperymenty. Na ekranie pokazał się ful, dwa asy i trzy ósemki. Elunia beztrosko prztyknęła owym „double”, ujrzała pięć kart, jedną odkrytą, była to siódemka, i cztery zakryte, grzbietami do góry. Prztyknęła w środkową, bardzo ciekawa, co z tego wyniknie.
Środkową okazał się walet, automat zaś zaproponował jej następne dublowanie. Elunia chętnie przyjęła propozycję. Pierwszą kartą była dwójka, Elunia rozumiała już, iż powi
W tym momencie ktoś za nią wydał z siebie rozdzierający jęk.
– Żółta pani? – spytał. – Oczka skośne?
Elunię tak to zaskoczyło, że całą swoją wygraną przerzuciła na kredyt, nie zdając sobie sprawy, że przerzuca zdobyte niespodziewanie sześć tysięcy czterysta nowych złotych. Obejrzała się. Za jej plecami stał i
– A co? – spytała niepewnie. – Coś źle zrobiłam?
– Przeciwnie, zrobiła pani doskonale, ale to podejrzana sprawa. Jakim cudem pani wyszło? Nie widzę w pani wschodnich cech.
Elunię informacja zdziwiła.
– Do czego mi wschodnie cechy?
– Do dublowania. Jeszcze pani o tym nie wie? A, rozumiem, pani tu pierwszy raz i nikt pani nie powiedział. No to ja mówię. Takie dublowanie jak przed chwilą wychodzi tylko Chińczykom, czy co oni tam są, Japończycy może. Żółte i skośne. Nam te automaty już za drugim razem dają na początek asa albo dżokera. Za pierwszym zresztą przeważnie też. A nawet jak dadzą coś mniejszego, to ta reszta jest jeszcze mniejsza, a jak gdzieś jest większa, to my w nią nie trafiamy. A oni owszem. Akurat tu stanąłem za panią i aż mi wszystko ścierpło, jak zobaczyłem, co pani robi. Ugryzłem się w język, żeby pani nie speszyć, i własnym oczom nie wierzę. Ale skoro pani tu jest pierwszy raz…? To chyba ta magia działa.
Elunia całą wypowiedź zrozumiała prawie doskonale. Jej ilustrację widziała przed sobą na ekranie, a słowa „Chińczyk”, „żółty” i „skośny” również były jej znane. Popatrzyła na swój kredyt i ujrzała sumę 9120. Zrobiło jej się gorąco, rumieniec pokrył jej twarz i oczywiście z wrażenia znieruchomiała radykalnie.
– Dziewięćdziesiąt milionów – mówił dalej znajomy, melancholijnie i z odrobiną rozgoryczenia, ale bez wyraźnej zawiści, co dowodziło szlachetności charakteru. – Ja bym to zabrał, ale przy pierwszym razie, kto wie…? Może pani trafi royala? Zdarzają się szczęśliwcy. Potem pani i tak to wszystko przegra, ale przynajmniej będzie pani miała co przegrywać…
W tym momencie ostatni automat w rzędzie, w samym rogu, zaczął nagle brzęczeć, świecić i odgrywać jakąś melodię. Znajomy przerwał perorę, cofnął się. spojrzał z daleka i wrócił do Eluni.
– Proszę. Ma pani royala. Dwieście pięćdziesiąt tysięcy baniek, ćwierć miliarda. Pani spojrzy, kto przy nim siedzi… Skąd u nich ten fart…?
Nagłe brzęki dziabnęły Elunię akustycznie, dzięki czemu szybciej odzyskała zdolność ruchu. Posłusznie, jeszcze nieco oszołomiona, zsunęła się z krzesła i poszła spojrzeć.
Na ekranie ostatniego automatu widniał królewski poker treflowy, as, król, dama, walet i dziesiątka. Automat wysypywał pieniądze, a przed nim siedział na stołku dość korpulentny i bardzo zadowolony Chińczyk. Czy może Japończyk. Wietnamczycy i Koreańczycy odpadali, zdaniem Eluni musieli być znacznie chudsi, a i
– Duży poker – powiedziała. – To się nazywa royal? Niesłusznie, królewski poker, ale on się przecież zaczyna od asa. Wiem, że królewski, ale nie wiem dlaczego.
– Nikt nie wie – zgodził się znajomy. – Royal się na to mówi i tyle. No nic, nie będę przeszkadzał, ale z dublowaniem niech pani uważa.
Zostawszy sama. Elunia spełniła polecenie. Suma na kredycie pozwalała jej na rozmaite eksperymenty. Pomyślała, że przegra z tego cztery tysiące, a pięć sobie zostawi, będzie to trzymała w oddzielnej portmonetce i sprawdzi, na jak długo jej starczy. Zaczęła grać dalej po dziesięć złotych z mocnym postanowieniem dublowania wszystkiego, co jej w rękę wpadnie.
Przepowiednia znajomego okazała się trafna. W dwóch wypadkach na trzy ta pierwsza karta okazywała się większa od wszystkich pozostałych i żadne przeczucia i natchnienia nie miały na to wpływu. Zszedłszy do dziewięciu tysięcy, Elunia zaczęła grać po dwadzieścia, rozochocona kolejną whisky. Na myśl, że przy tym automacie wpadnie w alkoholizm, zachichotała sama do siebie i zuchwale zdublowała karetę.
Ktoś zajął sobie nagle automat obok niej, przechylając krzesło.
– Będę tu grał – powiedział jakiś facet. – Zechce pani przez chwilę popilnować?
Elunia kiwnęła głową, nie patrząc na niego. Po karecie automat już nie płacił, długo nie dawał nic, dostała wreszcie dwie pary i wdała się w dublowanie, powtarzając je dwukrotnie, wahała się właśnie nad trzecim razem, kiedy krzesło obok zostało ustawione jak należy i ktoś na nim usiadł. Mgliście pamiętna obietnicy pilnowania, Elunia rzuciła się z pazurami.
– Tu zajęte, proszę pana…!
– To właśnie ja zająłem – powiedział facet, lekko zaskoczony. – Dziękuję bardzo.
Teraz dopiero Elunia na niego spojrzała i jej poczucie estetyki doznało gwałtownego wstrząsu. Tuż przy niej siedział ideał mężczyzny, najpiękniejszy samiec jej gatunku, jakiego w życiu spotkała. Męska uroda rąbnęła ją niczym grom z jasnego nieba.
Przeprosiła grzecznie za pomyłkę i sama nie wiedząc, co robi, odrobinę zszokowana, prztyknęła w trzecie dublowanie. Gdzieś na marginesie oszołomionego umysłu błysnął jej nagle pomysł, żeby się pochorować na wątrobę, jedyny sposób na zżółknięcie… Pomysł ją rozśmieszył, zamknęła oczy, prztyknęła byle gdzie i trafiła na asa. Przerzucając uzyskane sto sześćdziesiąt punktów na kredyt, oprzytomniała.
Ponownie popatrzyła na nieziemsko pięknego faceta. Wrzucał do automatu złotówki, nie zwracając na nią żadnej uwagi. Eluni stanęły nagle w pamięci wyścigi, to też nie miejsce na podrywanie, każdy tam chodzi dla gry, a nie dla doznań uczuciowych. Może taka Marylin Monroe odwróciłaby uwagę graczy od toru, ale nikt poniżej… Tu zapewne istnieje to samo zjawisko, płeć się nie liczy, uroda też, niemniej, skoro facet tak jej się nadzwyczajnie spodobał, nie ma, nieszczęsny, szans na wygranie. Kto ma szczęście w kartach, nie ma szczęścia w miłości i odwrotnie, przyniosła mu pecha samą myślą, wszystko w niej nagle wybuchło do niego, powi
Gdyby Elunia była stuprocentowo trzeźwa, z całą pewnością podobny pomysł nie wpadłby jej do głowy. Teraz jednak wykańczała trzecią whisky, lekki rausz nieco ją otumaniał i napełniał dodatkową odwagą, bez zastanowienia zatem podjęła męską decyzję.
– Bardzo pana przepraszam za to świństwo, które panu zrobiłam – powiedziała ze skruchą, przechylając się w kierunku faceta. – Możliwe, że nie powinien pan grać. W nic kompletnie. Nadzwyczajnie mi się pan spodobał, nieszkodliwie, mam na myśli, że nie zamierzam pana podrywać, ale jednak. Zdążyłam to pomyśleć i obawiam się, że mogę panu przynieść okropny niefart. Powi
– Łaskawa pani – odparł facet, nawet na nią nie spoglądając. – Ja się podobam wielu paniom. Gdybym miał to brać pod uwagę, na samą chęć gry powinienem się powiesić. Ale nie zrobię tego, bo zdarza mi się wygrywać, więc niech pani sobie nie czyni wyrzutów.
Elunia doznała szczerej ulgi.
– Dziękuję bardzo – powiedziała odruchowo i zajęła się grą.
Jej automat zmienił poglądy i znów zaczął płacić. Zejście do zaplanowanych pięciu tysięcy było zgoła w lesie, mogła sobie pozwalać na wszelkie szaleństwa. Zapomniała niemal o pięknym facecie, przypominał jej o nim tylko zwycięski rzęgot w jego automacie, ale nawet nie patrzyła, co mu wyszło. Poprosiła o czwartą whisky. Gdzieś tam mignęła jej myśl, że bawi się znacznie lepiej niż w tej dyskotece, którą odebrała jej Jola, i postanowiła Joli gorąco podziękować. Dokładnie w tym momencie do asa i dziesiątki kierowej automat dołożył resztę.