Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 44 из 45

Podrywam się na równe nogi i ogarnia mnie fala wściekłości. Nie będę nad sobą panować, nie muszę być cudowną, wyrozumiałą, szlachetną idiotką! Wszystko im wykrzyczę! Może Artur nic nie wie, to się dowie. Reńka wbiega do pokoju z bukietem kwiatów i mnie, osłupiałej, te kwiaty wręcza:

– Włóż do wazonu, to dla Adama, ale on nie wie, gdzie jest jakiś wazon! Tak się cieszę! Tak się cieszę!

Słupieję. Bezczelność ma swoje granice, które właśnie zostały przekroczone o jakieś trzy tysiące kilometrów.

A potem w drzwiach pojawia się Artur, jakiego nie widziałam nigdy. Błyszczące oczy, ręką poklepuje Adama po plecach, w drugiej ręce trzyma szampana. Wyciąga rękę z szampanem w moim kierunku.

– Będziemy świętować, można powiedzieć, stary, że zostałeś ojcem naszego dziecka!

Kolana uginają się pode mną. Czy ja tkwię w jakimś filmie amerykańskim? Artur, mąż Reńki, przychodzi do mnie z szampanem, żeby świętować ojcostwo swojego kumpla ze swoją niewierną żoną, w towarzystwie oszukanej towarzyszki życia przyszłego ojca?

– Daj kieliszki, Jutka, strasznie się cieszę – mówi Adam i rzeczywiście oczy mu się śmieją. Reńka zarzuca Adamowi ręce na szyję. Artur stoi obok i ma minę, jakby miał ochotę zrobić to samo. Robi mi się niedobrze. Zrywam się i biegnę do łazienki, roztrącając całe towarzystwo. Nachylam się nad umywalką i opłukuję twarz zimną wodą. I wtedy czuję na ramieniu dotknięcie dłoni. Nie zamknęłam drzwi. W lustrze widzę niespokojną twarz Reńki.

– Co ci jest, Jutka? Tak strasznie zbladłaś…

– Jesteś w ciąży? – pytam cicho.

Renka siada na brzegu wa

– Źle się czujesz?

Nie będzie mi odpowiadała pytaniem na pytanie!

– Dobrze. Jesteś w ciąży z Adamem?

Reńka patrzy na mnie ze zdumieniem, a potem zanosi się śmiechem. Doprawdy, bardzo śmieszne, bardzo.

– Ju… Jutka – mówi, a nikt do mnie tak nie ma prawa mówić, oprócz Uli i Adama, a teraz już tylko Uli – czy ty… czy ty… zwariowałaś?

I tam, w tej łazience, dowiaduję się wszystkiego. Jak Reńka od lat się leczyła, bo bardzo chciała mieć dzieci. Ten dom po to na wsi wybudowali, żeby zmienić klimat, powietrze, pozbyć się stresów. Leczy się od dziesięciu lat. Nie mówiła, bo my z Ulą to o dzieciach bez przerwy, a jej się serce krajało na drobne kawałki. I była obca. I Artur zaczął się od niej odsuwać, jak mu powiedziała po przeczytaniu listu u mnie, listu, który przyszedł do redakcji, żeby się zbadał. Bo Artur nie chciał się zbadać. Ale skoro ja odpisałam, żeby tamta babka namówiła jakiegoś przyjaciela, to ona postanowiła namówić Adama, żeby porozmawiał z Arturem, że przecież Adam to prawie jak psycholog, czyli lekarz. I Adam się z nim spotkał. I okazało się, że to Artur powinien brać jakieś leki, i że właśnie jest świetnie, bo od trzech tygodni jest w ciąży, a dzisiaj byli na USG, i widać, widać maleństwo, i przyszli podziękować Adamowi, który jest fantastyczny i który zostanie ojcem chrzestnym, i ja mogę zostać matką chrzestną, i są tacy szczęśliwi!

W głowie mi się kołuje, ale przecież Reńka musiała bywać z Adamem w Warszawie.

– Nigdy nie byłam z nim w Warszawie, zwariowałaś? – mówi Reńka. – Przecież bym się głupio czuła wobec ciebie.

Ale ja wszystko muszę wyjaśnić do końca. A to cholerne Jungle Kenzo Słoniowe?

– Nie używam tych perfum, mogę ci je dać – mówi Renia i ciągnie mnie do pokoju.

– Adam, z jaką rudą kobietą widziała cię żona Konrada? – pytam od drzwi. Artur wzrok ma przestraszony. Nikt nie lubi uczestniczyć w awanturach domowych. Adam patrzy na mnie zdziwiony.

– Ja z rudą?

– Żona Konrada mi powiedziała!

– Aaaa – Adam się rozjaśnia. – Z Tosią. Spotkaliśmy ją na dworcu, kiedy Tosia jechała nad morze.

Czuję się jak sterowiec, z którego wychodzi hel. Za chwilę spadnę i rozbiję się na amen. No jasne, przecież Tosia wtedy była ruda, przez jakieś trzy tygodnie.

– A te perfumy? Jak przyszedłeś w nocy? Śmierdziałeś Kenzo! – Nie zwracam uwagi na ich przerażone spojrzenia, biegnę do szafki, otwieram paczuszkę z perfumami, którą mam dostać na Gwiazdkę od siebie, otwieram i podsuwam pod nos Adamowi.

– Tym!





– Piękny zapach. U nas w radiu pachnie tym Mariolka.

– Piękny zapach! Śmierdziałeś tym jak…

Adam podnosi ręce do uszu i patrzy na mnie, podnosząc brwi. Wystarczy. Wtedy przypominam sobie, jak wyglądają słuchawki do nagrań. Grube, kosmate puchatki. Jeśli kobieta jest mocno poperfumowana, nie ma szans, żeby nie przeszły perfumami. Żaden zdradzający facet nie będzie pachniał cudzym zapachem. Umyje się choćby w kałuży, jeśli nie chce, żeby i

Opadam na fotel, Adam robi minę do Artura: sorry, stary, ale te kobiety. Nie mam pretensji. A potem słyszymy pukanie w szybę i Adam otwiera drzwi na taras. Krzyś wchodzi i uśmiecha się szeroko.

– Co świętujemy?

– Nasze dziecko – mówi Artur i obejmuje Reńkę.

Ależ oni tworzą śliczną parę! Potem dzwonimy do Isi i Agaty, Tosia schodzi z góry, Adam nalewa wszystkim po odrobinie szampana. Bo to jest okazja, w której nawet siedemnastoletnie dzieci mogą, a nawet powi

– Zaskakujesz mnie zupełnie! – mówi cicho, kiedy podchodzi do mnie z szampanem. – Nie wiem, czy kiedykolwiek za tobą nadążę. Ty naprawdę myślałaś, że Reńka i ja? Dziecino słodka, jakbym chciał…

Ale ja wcale nie chcę słuchać, co by zrobił, gdyby chciał.

Isia podnosi swój kieliszek i patrzy na ojca.

– Jestem nieletnia, poisz nas alkoholem, wszystko powiemy mamie.

– No! – cieszy się Agata i wypija swój przydział.

– Za nowe życie – wznosi toast Krzyś, wychyla kieliszek, a potem zwraca się groźnym tonem do swoich córek. – Otóż od dzisiaj są nowe rządy. Męskie, nie babskie. To ja noszę spodnie w tym domu, zrozumiano! I już nigdy nie będzie inaczej!

Tu Agata odstawiła swój kieliszek na stół i przerwała ojcu.

– Tato, ale…

– Nie wtrącaj się, jak mężczyźni rozmawiają! – krzyknął Krzyś i zrobił bardzo groźną minę.

– Ale czy mama o tym wie? – Agata spojrzała na ojca i uśmiechnęła się.

– Ktoś jej będzie musiał o tym powiedzieć. Ale nie ja. Ja się boję – parsknął śmiechem Krzyś.

Patrzyłam na twarze przyjaciół w moim własnym domu, na dziewczynki, Isię, Tosię i Agatę, wszystkie od dwóch dni mają ten sam kolor włosów, chyba jakiś fioletowawy, na świetlistą Renię i szczęśliwego Artura, Krzysia, który wziął gitarę do ręki, Borysa, który siedział, pilnie wpatrując się w Adama, na Zaraza i Potemka, które siedziały na parapecie i chciały natychmiast wyjść do ogrodu, i pomyślałam sobie, że jestem najszczęśliwszą z kobiet. Pod warunkiem oczywiście, że o tym pamiętam i nie wpadam w kanał.

Ale wieczorem, kiedy po raz pierwszy od tygodni mogłam się bezpiecznie przytulić do Adaśka, usłyszałam:

– Jutka, ale ja ci też chcę coś powiedzieć. Musimy się rozstać.

Przed oczami przewędrowała mi A

– Dlaczego?

– Dostałem propozycję półrocznego stypendium w Chicago. To dla mnie nieprawdopodobna okazja zawodowa. Chcę pojechać. Mam już rezerwację…

Zdecydował beze mnie, no cóż, nie musi się ze mną liczyć, nie jestem nawet jego żoną.

I wtedy wiem, że go kocham, bo spod spodu, od serca, ogarnia mnie radość. Wiem, że zawsze był zafascynowany chicagowską szkołą socjologii. Czuję, że musi być absolutnie szczęśliwy, i cieszę się, że mam koło siebie szczęśliwego człowieka. Przytulam się do niego mocno, a Niebieski mnie obejmuje i żadne słowa nie są już potrzebne.