Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 45

Mamo moja, gdzie ja je wsadziłam? Może mi się wydawało, że tutaj? Może jednak przełożyłam je do kredensu? Wyjmuję wszystkie gary z kredensu. Nie ma! Wyjmuję wszystko z szafki pod zlewem. Nie ma. Nie ma! Nie ma!!!

Wtedy wchodzi Adam. Patrzy na kuchnię, na te gary i pokrywki na podłodze, naczynia żaroodporne, ziemniaki, szczotkę i kosz do śmieci i mówi:

– Szukasz sucharków? Ja już nakarmiłem Borysa. Przez cały wieczór leżał przy tej szafce. Nie masz pojęcia, jak mu smakowały!

Boże!!!

Wobec tego zjadam dwa pyszne mielone sznycelki. Tosia świetnie gotuje. I trzy kromki chleba. Muszę chyba pomyśleć o jakiejś bardziej radykalnej głodówce.

Tosia kończy rozmowę z Jakubem.

– Mam nadzieję, że to on dzwonił – rzucam życzliwie przez ramię. Nie chcę myśleć o wysokości następnego rachunku telefonicznego.

Tosia patrzy na mnie z wyrzutem, a potem spogląda na kanapkę w mojej ręce, a potem w jej oczach pojawia się błysk zrozumienia.

– Jesteś na diecie? To były twoje sucharki, co? Ale kino!

Więc idę do siebie i włączam komputer.

Adam przestał mówić o komputerze Szymona. Niestety, wziął dodatkowe dyżury w radiu i w ten sposób na siedem nocy w tygodniu dwie spędzam samotnie. Nie wiem, dlaczego tak zdecydował. Może ma mnie dosyć. Może widzi, że nie jestem jednak kobietą jego życia.

Tosia przyniosła mi dzisiaj książkę Wyobraź sobie, że jesteś szczupła i zostawiła na stole w kuchni.

– Co to jest? – otworzyłam ją.

– A takie tam – powiedziała wyjaśniająco. – Ja przeczytałam.

– To bzdury – odrzekłam.

– Nikt ci nie każe tego czytać. Ale zajrzyj – powiedziała Tosia i pobiegła do samochodu, gdzie już na nią trąbił Adam. I pojechali. Ona do szkoły, on do pracy.

Zostałam sama. Mam straszną robotę, ale zaglądam.

Zwinęłam się w kłębek w fotelu. Otworzyłam książkę, popijając herbatkę z cukrem i pojadając serniczek od Uli. Najważniejsza rzecz to odpowiednie lektury. Otóż w tej właśnie książce niezwykle mądrej autorki jasno było napisane, że organizm sam wie, jak powinien wyglądać. Ty nie musisz nic robić! Całym twoim zadaniem jest wyobrażanie sobie, że jesteś szczupła! Czy to nie cudowne???

Serniczek teściowej Uli świetny. Przymykam oczy i sobie wyobrażam. Wchodzę do supersklepu, gdzie wiszą cudowne sukienki. Podchodzi do mnie grubawa sprzedawczyni.

– Który numer? – pyta.

Na jawie to wiem, że numery zaczynają się od czterdziestki, ale w marzeniu jakimś – bardzo proszę.

– Trzydzieści sześć – odpowiadam. Wchodzę do przymierzalni, wkładam tę śliczną sukienkę numer trzydzieści sześć i jak wyglądam? Znakomicie! Tylko kolor jakiś taki… A obok wisi cudowna koralowa sukienka z cieniutkiego jedwabnego aksamitu… Więc zwracam się do grubawej sprzedawczyni i proszę o koralową. Niestety, mówi grubawa, koralowe są tylko w większych rozmiarach, od czterdziestki wzwyż…

Dzwonek do drzwi. Grubawa ze sklepem pryska jak bańka mydlana. No i proszę, jednak nie starcza mi wyobraźni! Zawsze wiedziałam, że zmiany na poziomie fizycznym występują dopiero później. Podnoszę się – a to Ula. Prosto z pracy, więc nie skorzystała z furteczki w ogrodzie.

– Co robisz?

Zasłaniam książkę, bo po co ma wiedzieć, że zajmuję się ćwiczeniem wyobraźni. Która mi tak szwankuje. Robię dla Uli herbatę – Ula nie słodzi. Nic dziwnego, że cukiernie plajtują i biedni ludzie, którzy w nich pracują, za chwilę zostaną bez pracy.

Ula pcha się na fotel, podnosi koc, książka spada na podłogę. Przepadło! Ula ogląda ją z uwagą, a następnie z taką samą uwagą patrzy na mnie.

– Czytasz to?

No, obrazków przecież nie oglądam. Kiwam głową, co może znaczyć, że doprawdy nie wiem, skąd ona się tu wzięła, oraz że nie czytam, bo ktoś mi podłożył, ciekawe kto, oraz może czytam, a może nie, co to ciebie obchodzi.

– Nie – mówię – tak sobie przeglądam.



– Ty chyba zwariowałaś całkowicie – mówi Ula. – Ty wierzysz w takie bzdury?

Naprawdę ta Ula to w ogóle pozbawiona jest duchowości. Kompletna materialistka. Jak jej wytłumaczyć, że organizm jest sam w sobie zupełnie mądry i wie, czego mu trzeba? Że niech tylko sobie człowiek wyobrazi, że jest szczuplutki, a organizm w mig to podchwyci?

– Jadłaś sernik – mówi oskarżycielskim tonem Ula.

No słowo daję, już wolę, jak dzwoni Moja Mama. Ona przynajmniej nie widzi przez telefon, co jem.

– Sama przyniosłaś – warczę.

Taka właśnie jest przyjaźń. Najpierw ci coś dobrego dają, a potem mają pretensję, że to zużywasz zgodnie z przeznaczeniem.

– Dobry, nie?

No tak, moja wyobraźnia zaczęła działać, bo Ula wcale nie jest oskarżycielska, tylko uśmiecha się do mnie.

– Pyszny.

– Zostało ci trochę?

Zasadniczo nie zostało. To znaczy, owszem, jest tam w kuchni w szafce jeszcze mały kawałeczek, ale na pewno już go nie można podzielić na dwa kawałeczki. To prawie tak, jakby go w ogóle nie było. Ale z drugiej strony to przecież teściowa Uli go piekła, a Ula przyniosła mi prawie pół blachy. Czyli że właściwie powi

– Zostało ci trochę?

No cóż, idę do kuchni i kroję tę maleńką resztkę sernika. Wypada po dwa i pół kawałka na głowę. Przynoszę. Daję.

– Cudowny. W domu nie jadłam, bo on by się śmiał.

On, to znaczy Krzyś. Biedna Ula. Powiedziała mężowi o wszystkim. I teraz on się z niej śmieje po kątach. Nie to co mój Adam, który by się ze mnie jawnie naśmiewał, gdyby mu Tosia powiedziała o mojej diecie. Ale po ślubie jest zawsze gorzej.

– Wiesz – Ula jest zadumana – ja to nie mam teraz lekko. On się zapisał na siłownię, żeby nie być gorszy ode mnie…

– O rany!

– A ponadto wykupił karnety na basen i będziemy dwa razy w tygodniu pływać… Mówi, że to wspaniale, że go zmobilizowałam. Zażyczył sobie również zdrowej kuchni. To już koniec. Mogę sobie powyobrażać, że jestem wolną kobietą…

Ula wychodzi, ja zostaję z książką Wyobraź sobie, że jesteś szczupła i psem Borysem Własnym, który sobie wyobraża, że na pewno będę się z nim ganiać po ogrodzie, mimo że dzisiaj jest chłodno. Kto to widział taką temperaturę w połowie września?

Mogę sobie spokojnie wyobrazić, że Niebieski również chce mnie zdopingować. Na przykład dzisiaj wróci, otworzy drzwi, czule się przywita z Borysem, mnie może też pocałuje i oświadczy, że właśnie będziemy chodzić o siódmej rano na basen. Po południu na siłownię. Oraz, że mnie zapisał na aerobik. I będziemy jeść tylko warzywka, bo został weganem. Boże drogi, co mam mu zrobić na obiad? Z warzywek jest tylko seler, a w końcu, jeśli podjął taką decyzję, nie powi

Idę do kuchni i smętnie ścieram na tarce tego selera, potem duszę na patelni beztłuszczowej, niech ma, kurczę, skoro podjął decyzję o nowym życiu. Obieram ziemniaczki i rozmrażam groszek zielony. Bardzo proszę. O mężczyznę też trzeba czasem zadbać.

Tosia przychodzi ze szkoły pierwsza. Wita się z psem i krzyczy od drzwi:

– Ja nic nie jem, bo się odchudzam!

Adam przychodzi o czwartej. Całuje mnie, po czym gna do kuchni, podnosi pokrywkę i mówi troszkę rozczarowany:

– Ale pachnie! Dzisiaj zdrowo się odżywiamy?

Więc patrzę na niego z pretensją i mówię:

– Ale na basen o siódmej rano na pewno nie będę z tobą chodzić!

I wtedy dopiero orientuję się, że z moją wyobraźnią wszystko w porządku. A nawet jeszcze lepiej. Spokojnie mogę sobie wyobrażać, że jestem szczupła!