Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 45

Poczułam się urażona. To ja cały dzień sprzątam, żeby nam się milej mieszkało, a on dobrego słowa mi żałuje.

Ula i Krzyś prasowali zdjęcia. Też dobre zajęcie, choć nigdy w życiu nie wpadłoby mi do głowy, żeby prasować zdjęcia. Ale cóż, ja w ogóle nie lubię prasować. Ula posadziła mnie przy stole i podała herbatę miętową.

– Wy tak, przepraszam, często odświeżacie zdjęcia? – starałam się, żeby ton mojego głosu nie był zbyt uszczypliwy.

– Nie, tylko w środy i w piątki – powiedział Krzyś.

– Ty tego nigdy nie robisz?

– Oddaję do magla – warknęłam.

– Oj, Jutka – Ula trąciła Krzysia łokciem w bok – pralka nam wylała i zamoczyła pudła, to musimy je teraz wyprasować, bo się pogięły. Zobacz, jaka tu byłam szczupła – wyciągnęła do mnie rękę.

Rozprostowałam rulonik i spojrzałam na biało- czarną fotografię. Ula i Krzyś dwadzieścia lat temu, kiedy ich jeszcze nie znałam. On obejmuje ją wpół, a ona patrzy w niego jak w obraz. Rzeczywiście jest szczuplejsza, i co z tego? Patrzę na to zdjęcie i robi mi się smutno. Czas tak szybko biegnie, a poza tym ja nie mam z Adamem żadnego zdjęcia sprzed dwudziestu lat. Przeszłość nie należy do nas. I bardzo dobrze. Lepiej mieć wspaniałą przyszłość niż wspaniałą przeszłość. Rozglądam się po pokoju Uli. Na dywanie zwinięte ruloniki, pod fortepianem zwinięte ruloniki, koło posłania Daszy pudełko z brzydkimi zaciekami.

– Mogę wam pomóc – powiedziałam – choć cały dzień spędziłam na porządkach. Posprzątałam Adamowi w narzędziach, ale…

– O Boże! – Krzysztof zamarł nad stołem. – Co mu zrobiłaś?

– Porządek! – warknęłam.

– i co on teraz robi? – Krzysztof w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie uważnie i wrogo, jakbym mu zabiła rodzinę. Nigdy tak na mnie nie patrzył.

– Szuka śrubek.

– To ja lecę do niego – Krzyś podał mi żelazko.

– A po co? – Ula chwyciła go za ramię.

– Pomoże mi odkręcić pokrywę zaworów – powiedział Krzyś, rzucił mi spojrzenie bardzo pełne przygany i zniknął na tarasie.

Westchnęłam ciężko. Tak, tak, życie nie jest lekkie. Zrób tu coś dla kogoś, to potem potraktują cię jak nie wiadomo co.

– Masz – Ula podała mi kolejne zdjęcia. – Tylko uważnie, przez ściereczkę. Wiesz co, Jutka?

– No? – zapytałam inteligentnie, machając żelazkiem. – My jesteśmy już dwadzieścia lat razem, ale nigdy bym się nie odważyła zrobić porządków w jego narzędziach.

– Nawet gdyby leżały w twojej własnej szafie w sypialni, tam gdzie powi

– Tym bardziej. Mężczyźni są jak dzieci. Zrobisz im porządek i potem nic nie mogą znaleźć. – Ula westchnęła. – I widzisz, mój poleciał, bo Adamowi się krzywda stała. Przełożyłaś mu wiertarkę Bóg wie gdzie. Męska solidarność.

– Nie Bóg wie gdzie, tylko do kuchni. – Prasowałam zdjęcia zawzięcie.

– Zrobił ci awanturę? – Ula była życzliwa.

– No coś ty!

Aż żelazko zamarło mi w powietrzu. Adam? Awanturę? O co? Ula patrzyła na mnie i uśmiechała się z zadumą.

– O rany… jak on cię musi kochać. – W jej głosie zadrżało wzruszenie.

Skończyłyśmy ze zdjęciami przed wieczorem. Upiekłyśmy ziemniaki i zadzwoniłyśmy po mężczyzn. Krzyś przyszedł pierwszy i idąc do łazienki, szepnął do mnie:

– Kobieto, na drugi raz skonsultuj takie posunięcia z przyjacielem, bo możesz mieć kłopoty…

Adam przyszedł zaraz po nim, z Potemkiem na ramionach. Potem, malutki czarny koteczek, nie jest już wcale malutki, ale jeśli jest w pobliżu domu, zachowuje się jak małe dziecko, siedzi na człowieku i na przykład liże cię w policzek. Na ogół szlaja się gdzieś po sąsiednich polach, Ula mówiła, że widziała go nawet za torami, może dlatego, jak już raz na parę dni przyjdzie do domu, to strasznie nas kocha. Od kiedy Tosia wyjechała, był w domu tylko trzy razy.



Postanowiłam być dorosła i podeszłam do Adama.

– Wiesz, że chciałam dobrze…

– O matko, kobieto, jakbym tego nie wiedział, to byś już nie żyła – Adam klepnął mnie w plecy. – A co zrobiłaś z dodatkowym kolankiem?

Spojrzałam na swoje nogi. Oba były na swoim miejscu.

– Nie mam dodatkowego kolanka – powiedziałam z pretensją.

– Taki zgięty kawałek rury – Adam patrzył na mnie uważnie.

– Nic tam takiego nie było – powiedziałam, kłamiąc mu w żywe oczy.

– Krzychu, masz kolanko? – zawołał Adam w stronę Krzysia.

– Chyba jest w garażu, zjemy coś i poszukamy! – odkrzyknął Krzyś. – Pomożesz mi potem przykręcić pokrywę zaworów.

Adam się rozjaśnił.

Krzyś ma dobry charakter. Zawsze podnosi mnie na duchu świadomość, że są na świecie tacy mężczyźni jak Krzyś. Ich dobry charakter objawia się na różne sposoby. Krzyś na przykład bardzo okazyjnie kupił sobie drugi samochód – bedforda. Dał za niego trzy tysiące, samochód ma dwadzieścia lat i jest angielski. Z posiadania takiego samochodu wynikają dla Uli same dobre rzeczy.

Samochód, o którym piszę, kupiony okazyjnie, ma wady. Taką wadą na przykład są strasznie ważne śrubki od pokrywy zaworów. (Nie wiem, co to znaczy, ale jak ładnie brzmi!) Te bardzo ważne śrubki są nie do kupienia w naszym pięknym kraju. A oto, co się działo z Krzysiem i samochodem:

Odkręcił już miesiąc temu tę pokrywę zaworów, delikatnie, jedna śrubka, druga śrubka, trzecia śrubka, a czwarta się złamała. Wiertło włożone w śrubkę, żeby ją wyjąć, złamało się również. Krzyś musiał pilnie dorobić śrubkę, ale ponieważ ona jest nie do podrobienia, odnowił wszystkie swoje stosunki z hobbystami – od kolegów ze szkoły podstawowej poczynając, a na kolegach ze studiów kończąc.

Szkoły średnie zmieniał w młodości trzy razy, więc kolegów ma dużo i z każdym z nich umawiał się na piwo w sprawie śrubki. Dobrze, że nie został alkoholikiem, miał spore szansę. Ale w końcu człowieka, który remontuje okazyjny samochód angielski, nie bardzo stać na piwo. Śrubka została załatwiona i teraz trzeba ją tylko przykręcić.

I kiedy my, kobiety, próbujemy cieszyć się ciepłym wieczorem, Krzyś i Adam w ekspresowym tempie pochłaniają ziemniaczki z koperkiem, Krzyś wyjmuje z lodówki dwa piwa i obydwaj wstają od stołu jak na komendę. Myjemy z Ulą naczynia. Przyjeżdża z Warszawy córka Uli, Agata, która dopiero pojutrze jedzie na Mazury ze znajomymi (całą paczką oczywiście), ja wycieram talerze, Agatka dłubie w garnku z ziemniakami.

– Ale ty puściłaś Tosię na cały miesiąc – mówi do mnie z nadzieją.

– Agata, dwa tygodnie, nie stać nas na więcej – Ula nastawia wodę na herbatę.

– No tak – przytakuję, bo to prawda – ale ona jest u znajomych, nie płaci za pokój.

– Drogie dziecko – mówi Ula, i już- już chcę jej dać znak, że nie mówi się do pa

Agata z westchnieniem wypija resztkę kwaśnego mleka.

– No widzisz – mówi do mnie – dwa samochody, a ja na wakacje dostaję pięćset złotych. I tylko dlatego, że przez rok odłożyłam osiemset, mam na wyjazd. A Iśka w ogóle nie pracowała, nie miała własnych pieniędzy i pojechała na trzytygodniowy obóz żeglarski, który kosztował trzy razy więcej. To nie jest sprawiedliwe.

– Agatko, wiesz przecie, że za obóz Isi zapłaciliśmy tylko tyle, ile kosztuje jedzenie, bo znajomy taty jest tam instruktorem.

– No tak – Agata jest zgodna – ale gdyby to nie był znajomy taty, to zapłacilibyście przynajmniej tysiąc pięćset, a mnie dajecie pięćset.

– Gdyby to nie był znajomy taty, to Isia w ogóle by nie pojechała na ten obóz.

– Naprawdę?

Myślałam, że Agata jest z tego zadowolona, ale myliłam się.

– Czyli siedziałaby w domu? Po całym roku szkolnym? Chociaż mamy dom i dwa samochody! Jesteście bardzo dla niej niesprawiedliwi – mówi, przeżuwając ostatni kawałek ziemniaka. – Idę do swojego pokoju. Jeśli będzie dzwonił Damian, to powiedz, że mnie nie ma.

– Agatka! – Ula zalewa herbatę wrzątkiem. – Agata, nie będę kłamać!