Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 46

O nadwadze też dowiedziałam się z prasy. A mówi się, że telewizja szkodzi.

Oprócz córki, nadwagi, rodziców, nieodciętej pępowiny dręczą mnie problemy natury uczuciowej. Co spotkałam na swojej drodze faceta, to albo w ogóle nie pracował, albo był pracoholikiem, albo zdrowo wcinał kiełki, patrząc z obrzydzeniem na moje befsztyki. A teraz faceci w ogóle są do niczego, wszyscy są tacy sami – albo ma oprócz komórki wszyty esperal, albo jest po rozwodzie. Komórki nie ma wszytej, ale prawie… Do dziś nie opracowałam testu, który by mi pozwolił sprawdzić, co mnie czeka. Zanim oczywiście wdepnę w uzależnienie od niego. Które oczywiście kończy się tragicznie, bo moja miłość ma go uleczyć. Nie ulecza, a ja liżę rany w samotności.

Dlaczego spotkałam swojego przyszłego eksmęża, który lubił spać w zimnym pokoju? I nie było mowy o paleniu w łóżku? Oraz czytaniu? Dlaczego mu światło przeszkadzało?

Oprócz córki, nadwagi, rodziców, nieodciętej pępowiny, problemów natury uczuciowej dysponuję całą gamą i

Co postanawiam zacząć dietę, to nagle się okazuje, że znajomi, którzy nigdy nie robią wystawnych przyjęć, nagle właśnie na takie mnie zapraszają. Nie wiem, skąd się dowiadują, że zamierzam głodować. Niewykluczone, że mają ścisły pozawerbalny kontakt z moją lodówką – kiedy tylko pojawia się tam gar zupy z kapusty na cztery następne dni diety cud – dzwonią i mówią, że hinduski wieczór albo polędwica z zielonym pieprzem, albo… Szczyt złośliwości.

Oprócz córki, nadwagi, rodziców, nieodciętej pępowiny, kłopotów z facetami, kranem i złośliwych przyjaciół mam jeszcze psa. Ma na imię Borys i nie ma nadwagi. Całą nadzieję pokładam w opinii kolegi, który mówi, że jaki pies, taki właściciel.

Choć nie ukrywam, że nie chciałabym mieć futra na piersiach.

I pomyśleć, że jeszcze w lutym byłam szczęśliwą mężatką! To było cztery kilo temu. Zgadnijcie, jak skończyła się moja wielka miłość?

Myślę, że mam zupełnie przeciętne problemy, i to mnie ratuje.

Dzisiaj spotkałam się z Eksiem. Był uprzedzająco miły. Podejrzewałam go o najgorsze i się nie pomyliłam. Otóż proponuje mi pieniądze na maleńkie mieszkanko. Bo tamto mieszkanie było jakby jego dziadków, więc sama rozumiem, że nie mam jakby żadnych praw.

Jakby sama nie rozumiała. Wyraził więc nadzieję, że się zgodzę, bo i tak mi się pieniądze nie należą. A on tutaj właśnie prezentuje swoją jakby i Joli dobrą wolę.

Joli! Jola ma decydować, gdzie ja i moje dziecko mamy żyć! Po moim trupie!

Zgodziłam się.

Jestem zrozpaczona.

Tosia mówi, że nienawidziła tego mieszkania i że bardzo dobrze.

Zadzwoniłam do Uli. Nie wiem, co robić. Nie wiem, gdzie będziemy mieszkać. Pieniędzy starczy na kawalerkę. Nie chcę, do jasnej cholery, żyć w kawalerce! Niech on, do cholery, żyje sobie w kawalerce!

Ula powiedziała, żebym się nie martwiła, że koło niej jest mały kawałek ziemi. Że za te pieniądze na tę cholerną kawalerkę można wybudować maleńki, zgrabniutki domek. Że wszystko, co złe, obraca się na dobre.

Idiotka.

Borys przyszedł wieczorem do sypialni. Wpuściłam go na łóżko. Zapaliłam papierosa. Zeżarłam bułkę i nakruszyłam. Szkoda, że ten od Joli tego nie widzi!

Dzwonili z redakcji, że co ja sobie myślę. Na miły Bóg, co ja myślę? Myślę o tym, żeby dostała ospy i żeby utyła, i żeby zapominała kupić kawy!

Co ja myślę w sprawie listów, które na mnie od tygodni czekają. Ponieważ pracuję od siedmiu lat w tej redakcji, więc idą mi na rękę w związku z moją sytuacją życiową i posyłają mi te listy przez gońca. Mam się pospieszyć. I życzą mi powodzenia.

Tak, tak. Moja praca polega na tym, że odpisuję na listy czytelnikom. W każdej sprawie. Jestem bazą danych. Wyrocznią. Jak powiększyć piersi, jak je pomniejszyć, jakich kremów używać do cery tłustej, jakich maseczek po trzydziestce. Co robić, gdy masz kłopoty z córką i gdy cię mąż zdradza. Jak szukać pracy i jak nie dać się maltretować. Gdzie iść po pomoc, jak on pije. Jak się ubrać, kiedy masz figurę jabłko. Jak zatuszować za krótkie nogi. Itd. Co zrobić, żeby on nie odszedł do i

A skąd mam to wiedzieć?

Nie lubię wsi

Pojechałam do Uli. Trzydzieści kilometrów od miasta. Idiotyzm. Nie dla mnie. Przecież nie rzucę pracy. Nie mam samochodu. Nie lubię wsi.





Pojechałam wyłącznie dlatego, że jej obiecałam. Co prawda jest WKD. Taki trzywagonikowy tramwaj. Owszem, wygodny i sympatyczny. Jechałam i jechałam – z godzinę. W życiu tym nie będę jeździć!

Zadupie!

Ula czekała na stacji.

Jeden tor, kolejka co godzinę, żadnego sklepu, pięć domów na krzyż. Mowy nie ma! Szkoła dwa i pół kilometra stąd. Tosi w ogóle nie powiem. Na pewno nie będzie chciała wyprowadzić się z miasta!

Ula prowadzi mnie wśród brzóz.

Uwielbiam brzozy. Chyba zwariowała! Przed torami dziura. Oczywiście w nią wpadam. O mały włos nie łamię nogi. Obcasy mi się zapadają w piasek.

Uli błyszczą oczy.

– Patrz, to tu. – Zatrzymuje się i pokazuje mi tę ziemię, co to niby mam ją kupić. Ugór. Pole. Orane ze trzydzieści lat temu. Sam perz. Straszne. – Rozmawiałam z właścicielami. Oddadzą za dziesięć tysięcy. Pomożemy ci!

Ja mam mieszkać na tym ugorze, z dala od miasta? Przy kolejce, co jeździ co godzinę? Bez telefonu? Bo linii telefonicznej nie ma. W piasku i błocie? Bez sklepu? Kina? Teatru? Przyjaciół?

Dobra, najpierw na herbatkę do Uli, potem pójdę rozmawiać z właścicielami ugoru. Co mi szkodzi, niech Ula wie, że zrobiłam wszystko. Ale to nie dla mnie.

Dom Uli jest piękny. Okna na brzozy. Przed domem cudowny ogródek.

– To szczodrzeniec. Na wiosnę kwitnie żółto. Przyniosłam z lasu, przyjął się. A tu zobacz, jaki piękny świerk. Chorował przez dwa lata, a teraz odbił. Powyginana wierzba płacząca rośnie tuż przy drewnianym tarasie.

Ula nastawia wodę na herbatę, ja zostaję sama. Jej córki jeszcze nie wróciły ze szkoły, mąż pojechał do miasta.

Cisza. Upał. A przecież to dopiero kwiecień.

Patrzę na ugór za siatką. Jakby tak zaorać, ogrodzić – też byłby piękny ogród. Posadzić jeszcze coś by się przydało. Od tamtej strony takie powyginane. Taką wierzbkę czy coś powyginanego, jak ma Ula. W środku można by wykopać oczko. I napełnić wodą. Jakby była woda. A nie ma. Ula ma studnię.

Ale życie musi tu być straszne. Gdyby ktoś lubił się babrać w ziemi, to może zrobiłby coś ładnego. Nie ja. Nie odróżniam sosny od świerka. Z trudnością rozpoznaję gołębia po gruchaniu. I wróbla. Po ćwierkaniu. A tu coś nad nami kwili. Słońce świeci, pachnie czymś i śpiewa coś. Właściwie jest przyjemnie. Jak na wakacjach.

Wraca Ula z herbatą. Pomiędzy nogami plącze się kot Jacek. Jacek jest duży, pręgowany. Miły. Nie lubię kotów. Ale tutaj, na wsi, mogłabym mieć kota. Tosia by się ucieszyła. Lubi koty.

Ula stawia herbatę na stoliczku pod dębem.

– Ale dzwonią sikory.

No, to jeszcze oprócz gołębi i wróbli będę odróżniać sikory. Pachnie. I powietrze jest i

Potem idziemy rozmawiać w sprawie ziemi. Na wszelki wypadek. I niech Ula nie myśli, że nie doceniam tego, co dla mnie robi.

Przed furtką właścicieli Ula mnie zatrzymuje.

– Bo wiesz – mówi – elektryczność to możesz pociągnąć od nas, na czas budowy, i wodę. Krzyś się dowiadywał, i w ogóle mają tu robić wodociąg jeszcze w tym roku, we wrześniu. Gdybyś kupiła gotowy projekt, to obok jest ekipa górali, kończą dom i mogliby od razu zacząć.