Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 23 из 59

Znaleźć się w ich laboratorium i poznać wyniki tego drobiazgowego przeszukania zapragnęłam niemal równie gorąco, jak bułgarskiego bloczka. Nie miałam szans, należało pohamować niecierpliwość i pójść drogą okrężną, dobrze jeszcze, że taka w ogóle istniała…

Bez dalszych protestów opuściłam ich teren działania.

– Chcesz jechać na noc? – zdziwiła się Grażynka. – Myślałam, że beztrosko się prześpimy i pojedziemy rano?

Beztrosko…!

– Rano, rano – uspokoiłam ją. – Nigdzie się teraz nie wybieram. Mam co i

Grażynka popatrzyła pytająco.

– Myśleć muszę. Bardzo ciężka praca. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem i szkoda, że jeszcze nie mogłaś iść ze mną i słuchać całego gadania. Teraz ci muszę powtarzać i oczywiście, będzie skażone moimi wnioskami, a wolałabym cudze, świeże. Nie mogę się zdecydować, co zjeść, kotlet mielony czy pierogi, jedno i drugie lubię, a w domu robić nie będę, to pewne.

– Pół kotleta i cztery pierogi – poradziła Grażynka. – Mogę zjeść drugą połowę tego wszystkiego.

Siedziałyśmy przy kolacji po całym dniu moich wysiłków i jej zdenerwowania na głodno, nadszedł czas na posiłek. Z aresztu hotelowego zwolnili ją oficjalnie zaledwie przed godziną, nie skorzystała z wolności wcale, czekała na mnie. Przyleciałam, mniej zziajana, a więcej otumaniona.

Zrealizowałam wszystkie pomysły. Telefon, ten wymysł szatana, działał wyjątkowo dobrze, miałam pełny zasięg i nic nie skrzypiało, bez wielkiego wysiłku zmaltretowałam na odległość parę osób. List Grażynki migotał mi w tle, potwierdziłam chyba jego trafność w stu procentach, ale doprawdy nie była to pora na uszlachetnianie charakteru. Musiałam uzyskać mnóstwo informacji, bo inaczej nie mogłabym żyć. No nie, przesada, mogłabym, ale byłoby mi bardzo nieprzyjemnie.

Zaczęłam wtajemniczać Grażynkę.

– O rezultatach przeszukania jeszcze wszystkiego nie wiem. Janusz jest na bieżąco, ale nie nadążyli z badaniami śladów…

– A Janusz w ogóle gdzie? – zainteresowała się Grażynka.

– Wrócił już do Warszawy. Skoro mnie nie ma, może odpoczywać we własnym domu, pomijając już to, że w oddaleniu ode mnie też nie ma spokoju. Jak widać na załączonym obrazku.

– Czy ty nie przesadzasz? Przecież on cię kocha!

– No to co? Zaraz, pewnie, że kocha, przecież bez tego by ze mną nie wytrzymał, ja się nad nim znęcam i nie zawsze bezwiednie…

– Trujesz! Jego to bawi.

– Ale ile można…?! Nadmiar rozrywek też człowieka zdoła wykończyć. Chcesz usłyszeć, co dalej?

– No pewnie!

Podjęłam relację.

– Znaleźli cztery odciski niezidentyfikowanych palców, to znaczy, znaleźli tych palców w ogóle dość dużo, w tym twoje, dwa nawet bardzo stare, sprzed roku, nieboszczyka Henia. Weronika sprzątała w gabinecie rzadko, ale porządnie, niemniej jednak uchowały się na wewnętrznej stronie okładki jednego klasera. Jeden odcisk wyraźny, też stary, Patryka, w miejscu newralgicznym, mianowicie na spodzie metalowego pudełka po herbacie, w kuchni.

– A cóż on robił w ich kuchni? – wyrwało się Grażynce podejrzliwie.

Podeszła kelnerka, złożyłam zamówienie, porcja kotletów i porcja pierogów, nasz prywatny zamierzony podział nie nastręczał trudności. Wróciłam do tematu.

– Patryk zeznaje, że bywał u wujostwa rzadko, a krótko przed śmiercią wuja przywiózł im puszkę herbaty Earl Grey. Uważał, że wypada. Kwiaty też dostarczył, salonowo, jak trzeba. Nie zaprzecza, iż ową puszkę trzymał w ręku, a co dalej, to nie wie. Więcej u wujostwa nie bywał, ponieważ istniały zadrażnienia rodzi

– Och…! – powiedziała Grażynka.

Trzeba przyznać, że nigdy chyba nie miałam równie wdzięcznej i chciwej słuchaczki, Grażynka całą sobą chłonęła moje słowa. Niech mi spróbuje wmawiać, że chłopak jej nie interesuje… Cha, cha! Pożałowałam, że nie mam o nim więcej, i nabrałam obaw, że dalszego ciągu przestanie słuchać całkowicie.



– Oczywiście były ślady palców Weroniki, a oprócz tego jakieś trzy i

– Z lewej? – zdziwiła się Grażynka.

– No, zależy jak patrzeć. Jeśli od ulicy, to z lewej. Bo co?

– Bo ani razu nie widziałam tam żadnej sąsiadki. Dzieci owszem, dwa razy, i raz faceta, a baby nigdy. Skąd się tam wzięła?

– Bo baba przerabia kiecki zarobkowo – wyjaśniłam łaskawie – i po całych dniach i wieczorach siedzi przy oknie w pokoju na górze. Ma jakieś kłopoty ze stawami, więc mało lata na dół. I mało patrzy, przeważnie zajęta maszyną do szycia. Potwierdziła twoją obecność w chwili zbrodni, dzięki czemu kalumnie sąsiada z prawej nabrały rumieńców. Chwili wychodzenia już nie widziała. Przesłuchali ją ponownie drugi raz i przy okazji załatwili te palce. Ponadto, czekaj, tajemniczy odcisk wykryli także i w łazience, jeden, na takim metalowym uchwycie do papieru toaletowego. Uchwyt był niewygodny…

– No był – przyświadczyła odruchowo Grażynka.

– I zabójca miał kłopot, mył ręce, wycierał papierem toaletowym, trudno mu było wyciągnąć dostateczną ilość, dotknął metalu, poza tym oczytany w kryminałach, nie użył ręcznika i więcej śladów nie zostawił. No, pomijając zbrodnicze…

– I kto to był?

– Na razie nie wiadomo. Nikt notowany, bo to też zdążyli sprawdzić. Ślady na tasaku, jak zapewne wiesz, uległy zniszczeniu, ale za to było tam mnóstwo butów. Wedle butów, do gabinetu wchodziły tego wieczoru co najmniej cztery osoby, licząc także i ciebie…

– I Weronikę…

– Nie. Weronika nie wchodziła, musiała ci czynić wstręty, stojąc w drzwiach. Nie zauważyłaś tego?

Grażynka zastanowiła się i napoczęła kotlet.

– A wiesz, że masz rację. Zaglądała, stawała w drzwiach i ani razu nie weszła. I była w ra

– Oddaj mi od razu ten drugi kotlet, bo przez pomyłkę zjesz oba – zwróciłam jej uwagę. – I zabierz swoje pierogi. A bałam się, że stracisz apetyt…!

– Straciłam – wyznała smętnie Grażynka. – Jem, bo już sama nie wiem, co robię. Jednak Patryk… Jego buty tam były?

– W każdym razie nie te, które akurat miał na nogach, ale może posiadać więcej niż jedną parę. Czekaj, bo to nie koniec. Razem wziąwszy, jak mówię, oprócz ciebie pętały się tam trzy pary butów, latały po całym domu, jedne pierwsze, drugie drugie, a trzecie trzecie…

– To prawie jak wyliczenie wojen punickich – zauważyła Grażynka dość sarkastycznie.

– Możliwe. Rzecz w tym, że kolejność dała się ustalić, nakładały się na siebie wzajemnie. I wszystko wskazuje na to, że zamordowała ją pierwsza para, pozostałe przyszły na gotowe. Wcale by tego odkrycia nie dokonano, upływ czasu przeciwdziała, gdyby nie to, że ich technik robi dyplom magisterski, zaocznie, nie wiem, jak się odpowiedni wydział nazywa, ale tematem jest badanie mikrośladów. Mikroślady to potęga, oni tu nie mają odpowiedniego wyposażenia, widziałam te rzeczy w laboratorium kryminalistycznym, nie do uwierzenia, co te ustrojstwa pokazują! No i pokazały, dzięki jego osobistym staraniom. Na sto procent może nie, ale na dziewięćdziesiąt dziewięć i pół. Co mnie dziwi, to rozszalała ruchliwość jednostek przestępczych, bo po cholerę te buty przyszły? Po numizmaty, nie? Gdzie on je trzymał?

– Kto?

– Nieboszczyk Henio.

– Co trzymał? Numizmaty?

– Te pudła żelazne z monetami. Nie w gabinecie?

– Nie mam pojęcia – zmartwiła się Grażynka. – Widziałam tylko, że pokazywał, a pudła stały na podłodze i leżały na krzesłach. Mógł je przynieść skądkolwiek, z piwnicy, z sypialni…

– Owszem, buty były w sypialni.