Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 64 из 73

Bure sylwetki trzech Czarownic rosną w oczach, a wkrótce wszystkie trzy rosłe, silne kobiety stoją przy nich. Tak, Czarownica Czwarta też już dawno zrzuciła w górach swoją żebraczą skórę, ale działo się to tak niespostrzeżenie i wolno, że Ajok dopiero teraz spostrzegł, że cztery Siostry są właściwie dojrzałymi kobietami; żadna z nich nie jest staruszką, jakimi wydają się być wśród ludzi. I teraz rzeczywiście przypominają Czarownice: wysokie, smukłe, o śniadych twarzach i niezwykłych oczach, z długimi, prostymi czarnymi włosami.

– Jutro Dzień Czaru – mówią kolejno na powitanie, jedna po drugiej i słowa te brzmią jak zaklęcie. Ich wąskie wargi uśmiechają się do Luelle: ich twarze są spokojne, gładkie, nieruchome i tylko szare oczy zdradzają napięcie, gdy spoglądają w stronę Świątyni, a żal, gdy patrzą na swoją Siostrę – ptaka.

– Jutro Dzień Czaru… – woła nagle gniewnie Luelle -… a ja nie wiem, co mam robić! Nigdy mi tego nie powiedziałyście. Przez cały czas, gdy z wami przebywałam, nie zdradziłyście ani słówkiem, co wiecie. Ajok wie o wiele więcej niż ja! Choć to przecież o mnie chodzi i o mój Los!

A wtedy Ajok, bezwiednie, jakby wbrew woli, zmuszony jakąś niezależną od siebie siłą, zaczyna cicho nucić. Po chwili przyłączają do niego swoje głosy cztery Czarownice, a echo powtarza za nimi słowa Pieśni, wzmacniając ją:

“Wysoko w górach, w starej Świątyni jest Kamień Święty.

Zaklęta jest w nim moc wszystkich przodków Luilów rodu

I gdy na Kamień stanie Istota z praojców ducha

Duchem podobna do swoich ojców, darem do matki,

Kamień zwycięży. Urghów Imperium wróci na stepy.

Tak wielka Moc jest wzięta z Kamienia,

że wszystko zmienia…

I nikt nie zginie od cięcia miecza, ni z haku strzała

go nie uśmierci. Kamień zwycięży w bezkrwawej walce.

Na tron kamie

godny korony, miłości ludzi, szacunku wrogów.

Ziemia rozkwitnie, znikną jej rany. Pieśń się wypełni.

Tak wielka Moc jest wzięta z Kamienia

że wszystko zmienia…”





Echo Wysokich Gór powtórzyło ostatnie słowa Pieśni.

– Więc jutro mam stanąć na świętym Kamieniu? – szepnęła Luelle.

– Tak – odparły Czarownice uroczyście. – Po ośmiuset latach na Świętym Kamieniu stanie znowu ktoś z rodu Luilów.

– Ostatni raz stał na nim Luil XXIV, jeszcze nim został królem – uzupełniła Czarownica Druga.

– Jutro staniesz ty, jedyna Dziewczyna w całym królewskim rodzie, w całej prastarej historii Wielkiego Królestwa i jeszcze bardziej prastarej historii Świętego Kamienia.

– Staniesz na nim jako ostatnia z królewskich, prawowitych potomków swego rodu – uzupełniła Trzecia.

– Dlaczego właśnie ja? – spytała Dziewczyna i w głosie jej Czarownice wyczuły leciutkie drżenie.

Po chwili milczenia na pytanie to odparła Czarownica Czwarta:

– Bo nie mamy i

– Zapewne nikt z nas nie będzie spał tej nocy – zaczęła Czarownica Pierwsza. – Mamy zatem czas i możemy opowiedzieć ci historię twego rodu…

… w rozsnuwający się wśród Wysokich Gór zmierzch zaczęła płynąć – jak dym z ogniska – cicha opowieść Czarownicy, której Ajok i Dziewczyna słuchali z zapartym tchem.

– … księżniczka Luelle ze swym mężem, Nadwornym Magiem, jedyni którzy przewidzieli zbliżającą się napaść i daremnie próbowali ostrzec królewski dwór – sami zbiegli w porę, choć ucieczka nie była łatwa. Księżniczka nosiła pod sercem swoje pierwsze dziecko. Instynkt nakazał im uciekać w Wysokie Góry, w pobliże Wielkiej Świątyni. Tam też zgromadziły się wszystkie Czarownice, trzynaście Sióstr Starszych, wiedząc, że Święte Miejsce nie dopuści wroga do siebie. I rzeczywiście nie dopuściło: potężne trzęsienie ziemi zrujnowało Wielką Świątynię, grzebiąc wprawdzie Święty Kamień, ale też odstraszając raz na zawsze Najeźdźców od zapuszczania się w te strony. Jeden ze spadających głazów ranił księżniczkę. Wydała ona na świat syna, którego przyjęły Czarownice – i zmarła od ran. Królewski Mag nie przeżył jej śmierci; zmarł ze zgryzoty w niewiele tygodni później. Czarownice przejęły opiekę nad niemowlęciem. Już wówczas zdawały sobie sprawę z tego, że jest to jedyny prawowity, żyjący potomek rodu Luilów. Pozostali członkowie królewskiej rodziny wraz z synami zginęli z rąk Najeźdźców.

Czarownice opiekowały się chłopcem do lat siedmiu, a później jedna z nich skierowała się z nim w stronę ludzkich siedzib. Tam oddały go na wychowanie bogobojnej i – szlachetnej rodzinie – nie mówiąc jednak ani słowem, kim jest. Dołączyły tylko niewielki woreczek ze złotym kruszcem. Równocześnie wymazały z pamięci chłopca wszelką pamięć o tym, kim był. Od tej pory – dla zachowania bezpieczeństwa królewskiego rodu – wszyscy jego kolejni potomkowie żyli w całkowitej nieświadomości, kim są. Chłopiec zresztą osądził wkrótce, że jest prawdziwym synem tych dobrych ludzi. Dorósł wśród nich do wieku męskiego, ożenił się i miał własne potomstwo. Nikt nie wiedział o tym, że oczy Czarownic nieusta

Za pomocą czarów, magii i wielu zabiegów, Czarownice starały się chronić królewskich praprawnuków przed groźbą śmierci z rąk Najeźdźców. Starały się jak mogły, ale okrucieństwo żołdaków Urgha było tak wielkie, że nigdy nie udało się w kolejnych pokoleniach potomków Luilów ocalić więcej niż jedno istnienie. Na ogół był to zawsze chłopiec.

Przez siedemset siedemdziesiąt lat Czarownice niezmie

Mijał czas i przemijały kolejne pokolenia królewskich potomków. Jak wszyscy w Wielkim Królestwie, tak i oni poznawali Pieśń Jedyną, ledwie dorośli do tego, by pojąć jej słowa – ale żaden nigdy nie kojarzył jej ze sobą czy swymi dziećmi. Nic nie świadczyło o tym, by którykolwiek z nich nosił piętno królewskiego rodu. To Czarownice zadbały, aby żaden z nich niczym się nie wyróżniał, gdyż tylko to mogło ocalić ich życie. Żyli zatem w nędzy, niewoli i strachu, jak wszyscy obecni mieszkańcy dawnego Wielkiego Królestwa. Nieliczni pracowali na roli, i

Aż wreszcie pojawiło się przedostatnie pokolenie królewskiego rodu – to, które miało wydać z siebie Istotę z Pieśni Jedynej. Jak zwykle większość z nich oddała życie za sprawą Najeźdźców. Tylko jeden jedyny potomek królewski zdołał założyć rodzinę i spłodzić troje dzieci. Śmierć nadeszła za sprawą donosu sąsiada, który złakomił się na ich dom i oskarżył o śpiewanie Pieśni. Najeźdźcy wtargnęli o świcie, gwałtownie i brutalnie. Dzieci – dwóch paroletnich chłopców i malutka, raptem roczna dziewczynka spały. Czuwające Czarownice były bezradne. Patrzyły z ukrycia, jak Najeźdźcy podpalali dom, widziały żołdaka, który ścinał głowę ojcu rodziny, i drugiego, przeszywającego strzałą z łuku pierś matki. Straszliwym, bezdźwięcznym Głosem Czarownice wzywały dzieci, by się obudziły, lecz chłopcy spali bardzo mocno, a wezwanie – ku zdumieniu Czarownic – usłyszało tylko roczne niemowlę. Dziewczynka ta stoczyła się ze swego posłania, przeczołgała przez palący dom ku oknu i wylazła na nie, spadła do sadu i tam, jakby nie wiedząc sama co czyni, wiedziona jedynie Głosem Czarownic, prześliznęła się nie zauważona między końskimi kopytami, popełzła dalej i doszła w ten sposób do skrytych w głębi sadu Czarownic. Tam czyjeś ręce otuliły ją burym płaszczem i uniosły ze sobą. Od tego dnia aż do dziś była pod ich opieką. Opiekunki kolejno zmieniały się – według liczb, które określiła Magiczna Kostka – aby wychować ją na przyszłą władczynię.