Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 18 из 73

Nim doszły do rysującego się już na horyzoncie Miasteczka, zrobiły krótki odpoczynek w cieniu dużego drzewa.

– Czy doprawdy nie możemy go ominąć? – spytała z niepokojem Dziewczynka, patrząc na niewiele odległe pierwsze domy Miasteczka.

– Tylko tam, z jego drugiej strony znajduje się jedyny w okolicy most, który przeprawi nas przez rzekę. Jest ona zbyt głęboka i rwąca, byśmy mogły przeprawić się przez nią inaczej. Zastanawiam się nad czymś i

– Dlaczego?

– Kiedyś się tego dowiesz, a teraz posłuchaj: za chwilę ruszysz sama i postarasz się tak szybko jak tylko potrafisz przejść nie zauważona przez Miasteczko. Nie biegnij jednak, bo to zwraca uwagę. Idź w miarę szybkim krokiem, a na widok przechodniów zatrzymuj siei żebrząc wyciągaj do nich rękę. Nie czekaj jednak, gdyż i tak nic ci nie dadzą, są na to zbyt biedni, biedniejsi niż Wieś. Od razu idź dalej, a gdy miniesz Rynek, kieruj się w dół, w stronę mostu na rzece. Przekrocz go i dopiero gdy zostawisz Miasteczko daleko za sobą, znajdź skryte wśród krzewów miejsce i czekaj na mnie. Gdy nie będzie mnie dłużej, nim słońce zacznie zachodzić, nie czekaj i wędruj w stronę tamtej góry widocznej daleko na horyzoncie. Za nią ujrzysz potem kolejną, a z jej szczytu łatwo dostrzeżesz znaną ci już, nie zamieszkałą i dziką krainę. U stóp najwyższej z Wysokich Gór, wśród bardzo starych ruin, czekać będzie nasza Siostra Trzecia.

– A gdybyś potrzebowała pomocy? – spytała Dziewczynka. – Gdyby się okazało, że tylko moja pomoc może cię uratować?

Czarownica zaśmiała się sucho:

– Jeśli ja sama, prawdziwa Czarownica nie uratuję się, to co ty mi możesz pomóc. Porozmawiasz z Gwiazdami…?!

– Kpij sobie, skoro to lubisz – mruknęła gniewnie jej wychowanka i wstała gwałtownie. – Idę, jeśli takie jest twoje życzenie…

Ruszyła szybko naprzód i po chwili zniknęła Czarownicy z oczu, za pierwszym zakrętem wijącej się wśród drzew drogi. Czarownica wstała i wolno zaczęła iść w ślad za nią, powłócząc nogami, zgarbiona, pozornie bezradna, zagubiona wśród dróg Imperium stara, samotna żebraczka. A jednak co jakiś czas przyspieszała kroku, by nie stracić z oczu oddalającej się coraz szybciej niedużej, smukłej sylwetki w zniszczonym, burym płaszczu, w zarzuconym na głowie kapturze. Wkrótce Dziewczynka weszła w rogatki Miasteczka.

I szły tak obie, jedna za drugą, w bezpiecznej odległości od siebie, zerkając skrycie w swoją stronę. Ulice Miasteczka były na poły opustoszałe. Widać porażeni grozą wczorajszej egzekucji jego mieszkańcy woleli skryć się w swych domach.

– Tym gorzej dla nas – pomyślała Czarownica. – Tym szybciej wpadniemy w oczy.

Najeźdźcy snuli się po uliczkach jakby bez celu, znudzeni i se

Było ich wielu, tak wielu, że nie sposób było przejść nie zauważonym. Dziewczynka szła szybko, ze spuszczoną głową, przekradając się jak najbliżej murów kamienic – jakby chciała wtopić się w ich szare ściany.

– Ej, mała czarownico! – wrzasnął nagle z urągliwym śmiechem jeden ze zbrojnych i czubkiem długiego, żelaznego miecza zaczepił o skraj płaszcza uciekinierki. – Dokąd tak gnasz? Kogo chcesz zaczarować?

Jego kamraci zbliżyli się i zarechotali głośno.

– Wszystkie Czarownice w tej okolicy umarły ze samego strachu na myśl o losie swej siostry – zaśmiał się rubasznie i

– Ale niech mi pokaże twarz. Chcę widzieć strach na tej twarzy… – uparł się pierwszy i kolejnym ruchem miecza zrzucił z głowy Dziewczynki kaptur. Jej długie, złote włosy rozsypały się na ramiona i zalśniły w promieniach słońca, które właśnie wyjrzało zza chmury.

– Wezmę sobie trochę tego złota! – krzyknął żołnierz i końcem miecza ściął jedno długie, mieniące się pasmo włosów.

– Ona ma włosy jak… jak zboże tego kraju – wymamrotał nagle drugi. – Rozumiesz, chłopie, co mówię? Jak zboże tego kraju, a oczy… oczy powi





– Bajdurzysz! Ogłupiły cię te brednie – zaśmiał się pierwszy. – Gdyby to miała być o n a, to wątpię, by Czarownice pozwoliły, żeby wałęsała się sama ot tak, po tym miasteczku. A zresztą skąd ona, a nie o n? Moim zdaniem to na pewno ma być chłopiec!

– Dziewczyna by też być mogła – uparł się drugi. Dziewczynka nieruchomo stała pod ścianą jednego z domów, a ostry miecz cały czas dotykał jej głowy.

– No, powiedzże coś, niemowo, bo cię tkniemy głębiej tym mieczem! – wrzasnął drugi żołnierz.

Dziewczynka pokręciła w milczeniu głową i wskazała palcem na usta.

– Prawdziwa niemowa… – zdziwił się pierwszy. – Niech se idzie gdzie chce, co ci po niej…

Ale już szybkimi krokami zbliżał się i

– Podejrzana? O co? – warknął. Dwaj żołnierze wyprostowali się służbiście. Oczy nowo przybyłego wpiły się w stojącą nieruchomo Dziewczynkę.

– Włosy jak zboże tego kraju, a oczy… – zaczął nowo przybyły z powolnym namysłem. – Czy nie sądzicie, że…

I wtedy, gdy Dziewczynka jedynie siłą woli powstrzymywała się, by nie przemienić któregoś z prześladowców w małą myszkę lub pochrząkującą świnię – co, jak dobrze wiedziała, i tak by jej nie uratowało, gdyż pozostali Najeźdźcy pochwyciliby ją z łatwością – wówczas rozległ się w pobliżu straszliwy, oszalały, nieludzki krzyk. I oto już trzej Najeźdźcy pędzili z wyciągniętymi mieczami w stronę szamoczącej się w jakimś opętańczym tańcu staruchy, która posuwała się w ich kierunku, wywijając nad głową swym burym płaszczem.

– Przemienię was w osty i szakale! – krzyczała starucha, wznosząc w górę ręce, a jej płaszcz trzepotał jak skrzydła ogromnego nietoperza. – Wasze konie staną się gąsienicami! A wówczas ja, wielka Czarownica, przeobrażę się w wielkiego ptaka i je zjem! Abra! Abri! Abre! Abronabra!

… i już ze wszystkich stron biegli Najeźdźcy; wielu nadjeżdżało ko

– ona mi daje czas na ucieczkę – pomyślała Dziewczynka. – Ale co zrobi sama? Nie uratuje się. Nie zaczaruje więcej niż dwóch, trzech Najeźdźców, a pozostali ją schwycą i… i spalą. Ale jeżeli ja nie ucieknę, to całe jej poświęcenie pójdzie na marne…

… i myśląc te słowa – już biegła jak strzała w dół Miasteczka, w stronę mostu. Nikt za nią nie biegł, ani nawet nie oglądał się. Wszyscy Najeźdźcy podążali w stronę oszalałego głosu, ale im bliżej znajdowali się staruchy, tym bardziej zwalniali kroku, patrząc niepewnie i z lękiem po sobie.

– Nuże! Brać ją! – wrzeszczał złowrogo ich przywódca, lecz nikt z żołnierzy nie kwapił się, by zbliżyć się do Czarownicy.

– Zetnę wam łby, głupcy! – wrzasnął przywódca. – Jako osły będziecie przynajmniej żyć, ale bez głowy, zapewniam, że życia nie ma! Naprzód!

I wówczas gromada Najeźdźców ruszyła. Dziewczynka wbiegając na most odwróciła na ułamek sekundy głowę. Ze zbitego tłumu potężnych postaci w błyszczących zbrojach, który zakrył już sobą miotającą się Staruchę – nagle wyfrunął w górę potężny orzeł i nim zdołały dosięgnąć go strzały szybkostrzelnych łuczników, już wzbił się wysoko, niemal pod chmury i zniknął zebranym z oczu.

– Przemieniła siew ptaka – szepnęła Dziewczynka. – Mimo wszystko przemieniła się w ptaka, choć tego właśnie nie wolno jej było zrobić. Kto odrywa się od ziemi, może na nią nie powrócić, głoszą święte prawa magii. I sama mnie ich uczyła…

Myśląc tak Dziewczynka ani na chwilę nie zmniejszała szybkości biegu i teraz znajdowała się już spory kawałek za mostem.

Najeźdźcy chwilę stali oszołomieni niespodziewanym wydarzeniem, a oczy ich niespokojnie błądziły po niebie. Ale oto już ich przywódca wrzasnął: