Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 7 из 90



— A więc — mówił — czy znasz niejakiego Judę z Kiriatu i co mianowicie mówiłeś temu człowiekowi o Cezarze, jeśliś mówił?

— To było tak — skwapliwie zaczął opowiadać aresztowany. — Przedwczoraj wieczorem w pobliżu świątyni poznałem pewnego młodego człowieka, który przedstawił mi się jako Juda z Kiriatu. Zaprosił mnie do swojego domu w Dolnym Mieście i podejmował mnie tam…

— Czy to dobry człowiek? — zapytał Piłat i w jego oczach zabłysnął diabelski płomień.

— Bardzo dobry i bardzo żądny wiedzy — przytaknął więzień. — Zainteresowały go bardzo moje przemyślenia, podjął mnie nader gości

— Zapalił świeczniki… — wtrącił przez zęby Piłat takim samym tonem, a jego oczy połyskiwały.

— Tak — ciągnął Jeszua, nieco zdziwiony, że procurator wiedział o tym. — Poprosił mnie, abym zapoznał go z mymi poglądami na władzę państwowa. Te sprawy ogromnie go ciekawiły.

— Cóż wiec mu powiedziałeś? — zapytał Piłat. — Odpowiesz mi może, że nie pamiętasz, co mówiłeś? — ale w głosie Piłata nie było już nadziei.

— Mówiłem o wielu sprawach — opowiadał więzień — także i o tym, że wszelka władza jest gwałtem, zadawanym ludziom, i że nadejdzie czas, kiedy nie będzie władzy ani cesarskiej, ani żadnej i

— Mów dalej! Co było potem?

— Nic już potem nie było — powiedział aresztowany. — Nagle wbiegli ludzie, związali mnie i poprowadzili do wiezienia.

Sekretarz szybko kreślił, starając się nie uronić ani' słowa.

— Nie było na świecie, nie ma i nie będzie żadnej władzy wspanialszej i lepszej dla ludzi niż władanie Cezara Tyberiusza! — zdarty i zbolały głos Piłata spotężniał. Procurator, nie wiedzieć czemu, patrzył z nienawiścią na sekretarza i na eskortę.

— I nie tobie o tym sądzić, szalony przestępco! — I Piłat nagle krzyknął: — Wyprowadzić żołnierzy z tarasu! — I dodał zwracając się do sekretarza: — Zostawcie mnie samego z oskarżonym, to sprawy wagi państwowej!

Eskorta wzniosła włócznie i miarowo łomocąc podkutymi skórzniami zeszła z tarasu do ogrodu, a za eskortą podążył sekretarz.

Przez chwilę ciszę panującą na tarasie zakłócał tylko śpiew wody w fonta

Pierwszy zaczął mówić więzień:

— Widzę, że to, o czym mówiłem z tym młodzieńcem z Kiriatu, stało się przyczyną jakiegoś nieszczęścia. Mam takie przeczucie, hegemonie, że temu młodzieńcowi stanie się coś złego, i bardzo mi go żal.

— Myślę — odpowiedział procurator z dziwnym uśmiechem — że istnieje ktoś jeszcze, nad kim mógłbyś się bardziej użalić niż nad Juda z Kiriatu, ktoś, czyj los będzie znacznie gorszy niż los Judy!…A więc Marek Szczurza Śmierć, zimny i pozbawiony skrupułów kat, i ci ludzie, którzy, jak widzę — tu procurator wskazał zmasakrowaną twarz Jeszui — bili cię za twoje proroctwa, i rozbójnicy Dismos i Gestas, którzy wraz ze swoimi kamratami zabili czterech moich żołnierzy, i ten brudny zdrajca Juda wreszcie — wszystko to są więc ludzie dobrzy?

— Tak — odpowiedział więzień.

— I nastanie królestwo prawdy?



— Nastanie, hegemonie — z przekonaniem odparł Jeszua.

— Ono nigdy nie nastanie — nieoczekiwanie zaczął krzyczeć Piłat, a krzyczał głosem tak strasznym, że Jeszua aż się cofnął. Takim głosem przed wieloma laty w Dolinie Dziewic wołał Piłat do swoich jezdnych: “Rąb ich! Rąb ich! Olbrzym Szczurza Śmierć jest otoczony!” Jeszcze podniósł zdarty od wywrzaskiwania komend głos, wykrzykiwał słowa tak, aby usłyszano je w ogrodzie: — Łotrze! Łotrze! Łotrze! — A potem ściszył głos i zapytał: — Jeszua Ha — Nocri, czy wierzysz w jakichkolwiek bogów?

— Jest jeden Bóg — odpowiedział Jeszua — i w niego wierzę.

— Więc się. do niego pomódl! Módl się najgoręcej, jak umiesz! A zresztą… — głos Piłata pękł nagle — nic ci to nie pomoże. Masz żonę? — zapytał ze smutkiem, sam nie rozumiał, co się z nim dzieje.

— Nie, jestem samotny.

— Przeklęte miasto… — nie wiadomo dlaczego mruknął nagle procurator i wstrząsnął się, jakby go przeszedł ziąb, potarł dłonie, jakby je umywał. — Zaprawdę, byłoby to znacznie dla ciebie lepiej, gdyby ci ktoś poderżnął gardło, zanim spotkałeś Judę z Kiriatu.

— A może byś mnie wypuścił, hegemonie — poprosił nagle więzień i w jego głosie zabrzmiał strach. — Widzę, że chcą mnie zabić.

Przez twarz Piłata przebiegł skurcz, zwrócił na Jeszuę przekrwione białka oczu i powiedział:

— Czy doprawdy sadzisz, nieszczęsny, że procurator rzymski puści wolno człowieka, który powiedział to, co ty mówiłeś? O, bogowie! Przypuszczasz może, że mam ochotę zająć twoje miejsce? Ja twoich poglądów nie podzielam! I zapamiętaj sobie, że jeśli powiesz od tej chwili choćby jedno słowo, jeśli będziesz z kimkolwiek rozmawiał — to strzeż się mnie! Powtarzam — strzeż się!

— Hegemonie…

— Zamilcz! — krzyknął Piłat i powiódł wściekłym spojrzeniem za jaskółką, która znowu wpadła pod kolumnadę. — Do mnie! — zawołał.

Kiedy sekretarz i żołnierze eskorty powrócili na swoje miejsca, Piłat oznajmił, że zatwierdza wyrok śmierci wydany na przestępcę Jeszuę Ha — Nocri przez zgromadzenie Małego Sanhedrynu, a sekretarz zapisał to, co Piłat powiedział.

W chwilę później stanął przed procuratorem Marek Szczurza Śmierć. Procurator polecił mu przekazać więźnia komendantowi tajnej służby, a zarazem powtórzyć komendantowi polecenie procuratora, by Jeszua Ha — Nocri nie kontaktował się z i

Marek dał znak, eskorta otoczyła Jeszuę i wyprowadziła go z tarasu.

Po czym stanął przed procuratorem urodziwy jasnobrody młodzieniec. W grzebieniu hełmu miał orle pióra, na jego piersiach połyskiwały złote pyski lwów, pochwa jego miecza okuta była złotymi blaszkami, miał sznurowane aż po kolana buty na potrójnej podeszwie, na lewe ramię narzucił purpurowy płaszcz. Był to legat, dowódca legionu.

Procurator zapytał go, gdzie się obecnie znajduje kohorta z Sebaste. Legat oznajmił, że sebastyjczycy tworzą kordon na placu przed hipodromem, tam gdzie zostanie zakomunikowany ludowi wyrok na oskarżonych.

Wówczas procurator polecił legatowi wydzielić dwie centurie z rzymskiej kohorty. Jedna z nich pod dowództwem Szczurzej Śmierci będzie eskortowała skazanych, wozy ze sprzętem potrzebnym do kaźni i oprawców w drodze na Nagą Górę, a kiedy już tam przybędzie, ma się przyłączyć do kordonu ochraniającego jej szczyt. Drugą nie zwlekając należy posłać na Nagą Górę, niech utworzy kordon już teraz. Procurator poprosił również legata, aby z tym samym zadaniem, to znaczy z zadaniem osłaniania szczytu, wysłać tam pomocniczy korpus jazdy, ale syryjską.

Kiedy legat opuścił taras, procurator polecił sekretarzowi zaprosić do pałacu przewodniczącego i dwu członków Sanhedrynu, a także przełożonego kapłanów jeruszalaimskiej świątyni, ale dodał jeszcze, że pragnie, by wszystko tak zostało urządzone, żeby zanim spotka się z nimi wszystkimi, mógł pomówić na osobności z przewodniczącym.

Polecenia procuratora wykonane zostały szybko i dokładnie i słońce, które w owe dni paliło Jeruszalaim z tak niezwykłym okrucieństwem, nie zdążyło się jeszcze zbliżyć do zenitu, kiedy już koło dwu białych lwów z marmuru, strzegących schodów na górnym tarasie ogrodu, procurator spotkał się z pełniącym obowiązki przewodniczącym Sanhedrynu, arcykapłanem judejskim, Józefem Kajfaszem.

W ogrodzie panowała cisza. Ale kiedy procurator wyszedł spod kolumnady na zalany słońcem górny placyk ogrodu, pomiędzy cudaczne słoniowe nogi palm, na placyk, z którego otwierał się widok na znienawidzone przez procuratora Jeruszalaim, na wiszące mosty miasta, na jego mury obro