Страница 75 из 90
Riggs podszedł do drzwi, ale w progu odwrócił się jeszcze.
– Wiesz, George, nie spodziewałem się po was niczego i
Masters kiwnął głową.
– Jasne, o to bądź spokojny.
Ostatnie pytanie zadał prokurator generalny:
– Czy loteria rzeczywiście była ustawiona, panie Riggs?
Riggs spojrzał na niego.
– Tak. A chce pan wiedzieć, co w tym jest najlepsze? Wygląda na to, że loteria Stanów Zjednoczonych wykorzystywana była do finansowania poczynań jednego z najniebezpieczniejszych psychopatów, o jakich mi wiadomo. Mam nadzieję, że nie powiedzą o tym nigdy w wiadomościach telewizyjnych. – Przesunął wzrokiem po wyrażających rosnącą panikę twarzach. – Dobrego dnia życzę. – Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Reszta grupy popatrzyła po sobie.
– Jasna cholera – jęknął dyrektor, kiwając na boki głową.
Masters podniósł słuchawkę telefonu.
– Wychodzi teraz z budynku – rzucił do niej. – Będzie sprawdzał, czy nie jest śledzony. Nie spuszczajcie go z oka, ale pozostawcie mu też trochę swobody. To ekspert w tych sprawach i będzie chciał was zgubić. Zachowajcie czujność! Meldujcie mi natychmiast, kiedy spiknie się z Tyler. Obserwujcie ich, ale zanadto się nie zbliżajcie. – Spojrzał na prokuratora generalnego i kiedy ten kiwnął potakująco głową, odłożył z głębokim westchnieniem słuchawkę.
– Wierzycie Riggsowi, że za tym stoi tylko jeden człowiek? – spytał dyrektor, popatrując nerwowo na Mastersa.
– Brzmi nieprawdopodobnie, przyznaję, ale mam nadzieję, że to prawda – odparł Masters. – Wolę mieć do czynienia z jednym gościem niż z jakimś międzynarodowym syndykatem zbrodni.
Prokurator generalny i dyrektor pokiwali zgodnie głowami.
Berman popatrzył po nich pytająco.
– To jaki mamy plan?
Dyrektor odchrząknął z zażenowaniem.
– Nie możemy dopuścić, żeby to wyszło na jaw. Pod żadnym pozorem. Ale nawet jeśli Riggsowi się uda i zatrzymamy tego człowieka oraz ewentualnie i
Prokurator generalny założył ręce na piersi i podchwycił tę linię rozumowania:
– Nawet jeśli wytoczymy mu proces za jakieś i
– A więc mówi pan, że do procesu nie może dojść – mruknął Berman. – No to co będzie?
Prokurator generalny puścił to pytanie mimo uszu i zwrócił się do Mastersa:
– Myślisz, że Riggs gra z nami w otwarte karty?
Masters wzruszył ramionami.
– Był jednym z naszych najlepszych tajnych agentów operacyjnych. Tacy muszą na co dzień kłamać jak najęci, i to tak, żeby nikt się nie zorientował, że kłamią. Prawda idzie w odstawkę. A starych przyzwyczajeń trudno się wyzbyć.
– Z tego wynika, że nie możemy mu całkowicie ufać – zawyrokował prokurator generalny.
– Nie bardziej niż on nam – przyznał po chwili namysłu Masters.
– No cóż – odezwał się dyrektor – istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie dostaniemy tego faceta żywego. – Popatrzył po zebranych. – Dobrze mówię?
Kiwnęli wszyscy głowami. Głos znowu zabrał Masters:
– Jeśli jest chociaż w połowie tak niebezpieczny, jak twierdzi Riggs, to pierwszy będę strzelał bez ostrzeżenia. Może w ten sposób nasz problem sam się rozwiąże.
– A co z Riggsem i Tyler? – spytał prokurator generalny.
– Jeśli przyjmujemy już tę linię postępowania – odezwał się Berman – to nigdy nie wiadomo, kogo w ogniu walki może dosięgnąć zabłąkana kulka. Oczywiście wiem, że nikt z nas nie chce, żeby do tego doszło – dorzucił szybko – ale wiedzą panowie sami, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, i czasami giną niewi
– Tyler daleko do niewi
– To prawda – podchwycił Masters. – A skoro Riggs woli trzymać z nią niż z nami, to musi się liczyć ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jakiekolwiek one będą.
Popatrzyli po sobie z zakłopotaniem. W normalnych okolicznościach żadnemu z nich nic takiego nawet przez myśl by nie przeszło. Poświęcili życie ściganiu przestępców i stawianiu ich przed sądem. Fakt, że teraz radzą, jak nie dopuścić do procesu, nawet kosztem życia kilku osób, sprawiał, że robiło im się nieswojo. Jednak w tym wypadku stali wobec czegoś poważniejszego niż polowanie na przestępcę. Tutaj o wiele bardziej niebezpieczna była prawda.
– Jakiekolwiek będą te konsekwencje – powtórzył cicho dyrektor.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY
Idący ulicą Riggs spojrzał na zegarek. Koperta zegarka kryła miniaturowy magnetofon; głośniczek wszyty był w skórkowy, dziurkowany pasek. Poprzedniego dnia spędził trochę czasu w znanym sobie sklepie z akcesoriami szpiegowskimi, cztery przecznice od gmachu FBI. Ostatnimi laty technika wyraźnie poszła naprzód. Dzięki niej postanowienia układu, jaki zawarł z władzami, były teraz przynajmniej zapisane nie tylko w pamięci. W tego rodzaju operacjach nie można było dowierzać nikomu, obojętne, którą stronę barykady się reprezentuje.
Riggs zdawał sobie sprawę, że rząd zrobi wszystko, by prawda nie wyszła na jaw. W tym wypadku ujęcie przestępcy żywego wiązało się z takimi samymi, a może nawet gorszymi implikacjami jak pozostawienie go na wolności. I tak źle, i tak niedobrze. Poza tym każdemu, kto znał prawdę, groziło poważne niebezpieczeństwo, i to nie tylko ze strony Jacksona. Riggs wiedział, że FBI nigdy nie zastrzeli z premedytacją niewi
Riggs nie oglądał się za siebie. Wiedział dobrze, że jest śledzony. Masters, choć zarzekał się, że tego nie zrobi, na pewno natychmiast przydzielił mu ogona. Na jego miejscu Riggs postąpiłby tak samo. Musi teraz zgubić tego kogoś, zanim spotka się z LuA
Podczas gdy Riggs układał się z FBI, LuA
– Charlie?
– LuA
– Gdzie jesteś?
– W drodze. Ledwie cię słyszę. Zaczekaj, przejeżdżamy właśnie pod jakąś linią wysokiego napięcia.
Po chwili jakość połączenia znacznie się poprawiła.
– Teraz lepiej – powiedziała LuA
– Chwileczkę, ktoś tu chce z tobą porozmawiać.
– Mamusia?
– Cześć, kochanie.
– Wszystko u ciebie w porządku?
– W najlepszym, córeczko. Mówiłam ci, że mamusia da sobie radę.
– Wujek Charlie powiedział, że spotykacie się z panem Riggsem.
– To prawda. Pomaga mi. W pewnych sprawach.
– Cieszę się, że nie jesteś tam sama. Tęsknię za tobą.
– Ja za tobą też, Liso, nawet nie wiesz, jak bardzo.
– Kiedy będziemy mogli wrócić do domu? „Do domu? Gdzie jest teraz ich dom?”
– Chyba niedługo, kochanie. Obiecuję.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też.
– Oddaję ci wujka Charliego.
– Liso?
– Tak?
– Dotrzymam obietnicy, którą ci dałam. Opowiem ci wszystko. Całą prawdę. Rozumiesz?
– Dobrze, mamo. – Głos dziewczynki był niepewny, pobrzmiewała w nim nutka strachu.
Słuchawkę przejął Charlie. LuA
Charlie nie wytrzymał.
– Zjeżdżam na parking – przerwał jej w pewnym momencie. – Zadzwoń za dwie minuty.
Kiedy to zrobiła, usłyszała w słuchawce zdenerwowany głos Charliego.
– Czyś ty zwariowała?
– Gdzie Lisa?
– W toalecie.
– Jest bezpieczna?
– Stoję pod samymi drzwiami, a poza tym pełno tu ludzi. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Nie, raczej nie zwariowałam.
– Pozwoliłaś, żeby Riggs, były agent FBI, wszedł do Hoover Building i prowadził tam w twoim imieniu negocjacje?! Skąd, u diabła, wiesz, że cię teraz nie sprzedaje?!
– Ufam mu.
– Ufasz mu?! – Charlie poczerwieniał na twarzy. – Ledwie go znasz. LuA
– Ja tak nie uważam. Riggs mnie nie zwodzi. Jestem tego pewna. Poznałam go trochę lepiej przez tych kilka ostatnich dni.
– Tak, między i