Страница 58 из 116
– Ale to Carlos. Ja pytam o Kaina. Co pani o nim wie?
Panuj nad sobą. Nie wolno ci się odwrócić. Patrz na nią. Patrz na nią!
– Od czego mam zacząć?
– Od czegokolwiek, co tylko przychodzi pani do głowy. Skąd on się wziął?
Nie patrz w bok!
– Z południowo-wschodniej Azji, oczywiście.
– Oczywiście…
O Boże!
– Z amerykańskiej „Meduzy”, to wiemy na pewno.
Meduza! Wichry, ciemność, błyski światła, ból… Teraz ból rozsadzał mu czaszkę. Znalazł się tam, gdzie był kiedyś. O cały świat dalej w przestrzeni i czasie. Ból. Chryste! Ból…
Tao!
Cze-sah!
Tam-Quan!
Alfa, Bravo, Charlie… Delta.
Delta… Kain!
Kain to Charlie.
A Delta to Kain!
– Co się stało? – Kobieta sprawiała wrażenie przestraszonej. Przyglądała się jego twarzy; oczy błądziły, wwiercały się w niego. – Pan jest spocony. Ręce panu drżą. Ma pan atak?
– To prędko mija. – Jason z wysiłkiem puścił przegub i sięgnął po serwetkę, żeby otrzeć czoło.
– Wszystko przez to ciśnienie, prawda?
– Przez ciśnienie, tak… Proszę mówić dalej. Nie ma zbyt wiele czasu. Trzeba dotrzeć do pewnych osób, podjąć decyzje. Jedna z nich prawdopodobnie dotyczy pani życia. Wróćmy do Kaina. Powiedziała pani, że się zjawił z amerykańskiej… „Meduzy”.
– Les mécaniciens du Diable – podjęła Madame Lavier. – Tak przezwali „Meduzę” indochińscy plantatorzy, to znaczy ich niedobitki. Bardzo trafnie, nie sądzi pan?
– Nieważne, co ja sądzę. Ani też co wiem. Chcę usłyszeć, co pani sądzi i wie o Kainie!
– Przez ten atak pan się zrobił nieuprzejmy.
– A przez niecierpliwość niecierpliwy! Twierdzi pani, że wybraliśmy niewłaściwego człowieka, a skoro tak, to widocznie musieliśmy dostać złe informacje. Les mécaniciens du Diable . Czy mam rozumieć, że Kain jest Francuzem?
– Nie, skąd. Kiepsko pan mnie bada. Wspomniałam o tym tylko dlatego, żeby zaznaczyć, jak dogłębnie spenetrowaliśmy „Meduzę”.
– „My”, czyli ludzie pracujący dla Carlosa.
– Można tak to określić.
– Jasne. Jeżeli Kain nie jest Francuzem, to kim?
– Niewątpliwie Amerykaninem. O Boże!
– Skąd wiecie?
– Robi wszystko z typowo amerykańską bezczelnością. Przepycha się łokciami, bez odrobiny finezji. Przypisuje sobie cudze zasługi i przyznaje się do zabójstw, z którymi nie miał nic wspólnego. Przestudiował metody i powiązania Carlosa jak nikt i
– Być może. – Jason znowu chwycił się za przegub. Powracały do niego zdania. Zdania w odpowiedzi na wskazówki Marie w tamtej straszliwej grze.
Stuttgart. Regensburg. Monachium. Dwa zabójstwa i porwanie przypisywane Baaderowi. Pieniądze ze Stanów Zjednoczonych.
Teheran? Osiem zabójstw, przypisywanych po części Chomeiniemu i po części OWP. Wypłata – dwa miliony. Źródło – poludniowo-zachodni rejon ZSRR
Paryż? Wszelkie kontrakty będą szły przez. Paryż.
Czyje kontrakty?
Sancheza… Carlosa.
– … zawsze taka przejrzysta sztuczka.
Madame Lavier coś powiedziała. Nie dosłyszał.
– Co takiego?
– Pan sobie przypomina czy nie? Użył jej również z wami. W ten sposób otrzymuje zlecenia.
– Zlecenia? – Bourne napiął mięśnie brzucha, póki ból nie sprowadził go z powrotem do stolika, do restauracji w Argenteuil. – Więc je otrzymuje – powtórzył bez potrzeby.
– I wykonuje bardzo sprawnie, temu nikt nie może zaprzeczyć. Jego rejestr zabójstw naprawdę robi wrażenie. Pod wieloma względami Kain jest drugi po Carlosie, nie dorównuje mu, ale o niebo przewyższa les guérilleros . To człowiek niezwykłej zręczności, piekielnie pomysłowy, wyszkolona śmiertelna maszyna do zabijania prosto z „Meduzy”. Ale zgubi go ta jego bezczelność i kłamstwa kosztem Carlosa.
– I na takiej podstawie sadzicie, że jest Amerykaninem? Czy może to tylko uprzedzenia? Wprawdzie lubicie amerykańskie pieniądze, ale nic amerykańskiego poza nimi.
…niezwykle zręczny, piekielnie pomysłowy, wyszkolona śmiertelna maszyna do zabijania… Port Noir, La Ciotat, Marsylia, Zurych, Paryż. Chryste!
– Uprzedzenia nie mają tu nic do rzeczy, monsieur. Został zidentyfikowany ponad wszelką wątpliwość.
– Jak?
Lavier dotknęła nóżki kieliszka, objęła ją palcem wskazującym o czerwonym paznokciu.
– Ktoś przekupił w Waszyngtonie pewnego rozgoryczonego człowieka.
– W Waszyngtonie?
– Amerykanie też szukają Kaina, i to chyba równie zawzięcie jak Carlos. Sprawa „Meduzy” nigdy nie została podana do wiadomości publicznej, więc Kain mógłby im narobić poważnych kłopotów. Ten rozgoryczony potrafił nam udzielić mnóstwa informacji, między i
Zbyt łatwo, pomyślał Jason nie wiedząc, czemu ta myśl go uderzyła.
– Rozumiem – powiedział.
– A wy? Jak wy go znaleźliście? Nie Kaina, rzecz jasna, tylko Bourne’a?
Przez mgłę zdenerwowania do Jasona wróciło jeszcze jedno zdanie. Nie jego. Zdanie wypowiedziane przez Marie.
– O wiele prościej – wyjaśnił. – Zapłaciliśmy mu ograniczonym depozytem na jedno konto, nadwyżka poszła ślepym przelewem na drugie. Numery dało się wytropić. To sposób stosowany w sprawach podatkowych.
– I Kain wam pozwolił?
– O niczym nie wiedział. Zapłaciliśmy za te numery… podobnie jak wy za i
– Gratuluję pomysłu.
– To zbędne. Wolałbym usłyszeć coś więcej o Kainie. Dotychczas pani mi tylko wyjaśniła kwestię identyfikacji. Proszę dalej. Wszystko, co pani wie o Bourne’ie, wszystko, co pani o nim powiedziano.
Uważaj. Żadnego napięcia w głosie. Jedynie… szacujesz dane. Marie, ty tak powiedziałaś. Kochana, najdroższa Marie. Dzięki Bogu, że cię tu nie ma.
– Nasze informacje są niepełne. Zdołał zatrzeć większość najistotniejszych śladów, bez wątpienia nauczył się tego od Carlosa. Ale nie wszystkie. Udało nam się naszkicować pewien obraz. Zanim trafił do „Meduzy”, był najwyraźniej francuskojęzycznym biznesmenem w Singapurze, przedstawicielem sieci amerykańskich importerów z całego kraju, od Nowego Jorku po Kalifornię. Prawda jest taka, że go w końcu zwolnili, a potem próbowali załatwić ekstradycję do Stanów, żeby go postawić przed sądem. Ukradł im setki tysięcy. W Singapurze miał opinię odludka, poza tym ważnej postaci we wszelkich operacjach przemytniczych, i człowieka wyjątkowo bezwzględnego.
– A przedtem? – przerwał Jason, znów czując pot na czole. – Przed Singapurem. Skąd się wziął?
Uważaj! Obrazy. Chryste, widział ulice Singapuru. Prince Edward Road, Kim Chuan, Boon Tat Street, Maxwell, Cuscaden. O Boże!
– Tego nie sposób się dogrzebać. Krążą tylko pogłoski bez znaczenia. Na przykład taka, że to jezuita, który porzucił zakon i oszalał. I
Mylisz się, było bardzo dużo. Ale nic z tego nie należy do sprawy. Jest ta próżnia, którą trzeba wypełnić, a ty nie potrafisz mi pomóc. Może nikt nie potrafi. Może nikt nie powinien.
– Na razie nie dowiedziałem się od pani niczego szczególnie wstrząsającego – powiedział Bourne – niczego, co mnie interesuje.
– To już nie wiem, czego pan chce! Zadaje mi pan pytania, naciska o szczegóły, a kiedy odpowiadam, zbywa pan moje informacje jako nieistotne. O co panu właściwie chodzi?
– Co pani wiadomo o… pracy Kaina? Skoro zależy pani na kompromisie, proszę mi dać jakaś podstawę. Jeżeli mamy różne informacje, dotyczą pewno tego, co on zrobił, zgoda? Kiedy po raz pierwszy zwrócił waszą uwagę, uwagę Carlosa? Szybko!
– Dwa lata temu – odparła Madame Lavier zbita z tropu niecierpliwością Jasona, zirytowana, wystraszona – z Azji przeniknęła wiadomość o białym mężczyźnie oferującym usługi zaskakująco podobne do usług Carlosa. Ten ktoś prędko stawał się prawdziwą firmą. W Mulmejn zamordowano ambasadora. Dwa dni potem w Tokio zginał ważny polityk, tuż przed sesją parlamentu. Tydzień później podłożono bombę do samochodu redaktora naczelnego pewnej gazety, po czym nie minęło czterdzieści osiem godzin, jak na ulicy w Kalkucie został zastrzelony bankier. Za każdą akcją stał Kain. Zawsze Kain. – Kobieta przerwała, śledząc reakcję Bourne’a. Nic po sobie nie pokazał. – Nie rozumie pan? Był wszędzie. Skakał od zabójstwa do zabójstwa, przyjmował kontrakty błyskawicznie i na pewno bez wybrzydzania. Strasznie się spieszył i umacniał swoja reputację tak prędko, że wprawił w osłupienie najbardziej otrzaskanych fachowców. Nikt nie wątpił, że on sam jest fachowcem, a najmniej Carlos. Poszły instrukcje: wywiedzcie się o tego człowieka, zbierzcie wszelkie dane. Widzi pan, Carlos rozumiał to, czego nie rozumiał nikt z nas, i po niecałym roku okazało się, że miał rację. Napłynęły raporty od informatorów z Manili, Osaki, Hongkongu i Tokio. Kain przenosi się do Europy, donosili. Sam Paryż będzie jego bazą operacyjną. Wyraźne wyzwanie, rzucona rękawica. Kain zamierzał zniszczyć Carlosa. Miał się stać nowym Carlosem, a jego usługi jedynymi usługami pożądanymi przez tych, którzy ich szukali. Tak jak wy ich szukaliście, monsieur.
– Mulmejn, Tokio, Kalkuta… – Jason usłyszał nazwy wymykające mu się z ust, szeptane z głębi gardła. Znów napływały, zawieszone w wo
– Tam i gdzie indziej – ciągnęła Lavier. – I to był błąd Kaina. W dalszym ciągu jest. Różni ludzie mogą różnie myśleć o Carlosie, ale ci, którzy skorzystali na jego zaufaniu i szczodrości, są lojalni. Jego informatorów i najemników niełatwo kupić, chociaż Kain próbował nie raz i nie dwa. Carlos ma opinię człowieka skorego do wydawania surowych sądów, ale, jak to mówią, lepszy diabeł, którego się zna, niż ten nie znany, który przyjdzie. Kain nie zdawał sobie sprawy, zresztą nie wie do dziś, jaka ogromna jest siatka Carlosa. Kiedy zjechał do Europy, nie miał pojęcia, że odkryliśmy jego poczynania w Berlinie, Lizbonie, w Amsterdamie… nawet w Omanie.