Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 103 из 116



– Zadał pan dwa różne pytania – rzekł Bourne. – Muszę go zwabić do miejsca, gdzie, zrzucając na mnie winę, zabił czterech mężczyzn i kobietę, której w ogóle nie znałem… a jeden z tych mężczyzn był mi bardzo bliski, stanowił część mojego życia.

– Nie rozumiem.

– Ja sam nie jestem pewien, czy rozumiem. Ale nie mamy czasu. Wszystko będzie w liście, który napiszę do pana w samolocie. Muszę dowieść, że Carlos znał ten adres w Nowym Jorku. Tam się to wszystko wydarzyło – muszą to zrozumieć. Na pewno znał to miejsce. Proszę mi uwierzyć.

– Wierzę. Teraz drugie pytanie. Skąd pan wie, że on pojedzie za panem?

Jason spojrzał na martwą kobietę na łóżku.

– Mam przeczucie. Zabiłem jedyną osobę na ziemi, na której mu zależało. Gdyby to była i

– Może on jest bardziej bezwzględny. Tak przynajmniej pan mi go przedstawił.

– Jest jeszcze jeden argument – rzekł Jason, odrywając wzrok od Angélique Villiers. – Carlos nie ma nic do stracenia, a dużo może wygrać. Nikt nie wie, jak on wygląda, ale on mnie rozpozna. Nie zna jednak stanu mojego umysłu. Odciął mnie od wszystkich i zamienił w kogoś, kim wcale nie miałem być. Może zbyt dobrze mu się to udało, może jestem szalony, obłąkany. Przecież zabicie jej było szaleństwem. Moje pogróżki są zwariowane. Na ile jestem szalony? Szaleniec wpada w panikę. Można go usunąć.

– Na ile zwariowane są pańskie pogróżki? Czy oni mogą pana usunąć?

– Nie jestem pewien. Wiem tylko, że nie mam wyboru.

Nie miał wyboru. W końcu wrócił do punktu wyjścia. Znajdź Carlosa. Złap Carlosa w pułapkę. Kain to Charlie, a Delta to Kain. Ludzie i zjawy stali się jednym, wizje i rzeczywistość stworzyły logiczną całość. Jest tylko jedno wyjście.

Dziesięć minut minęło od chwili, kiedy zadzwonił do Marie, okłamał ją i usłyszał spokojną zgodę w jej głosie, co oznaczało, że potrzebowała czasu do namysłu. Nie uwierzyła mu, lecz uwierzyła w niego – ona też nie miała wyboru. A on nie mógł ukoić jej bólu, bo nie było na to czasu ani przedtem, ani teraz. Teraz wszystko działo się szybko – korzystając ze specjalnego połączenia Villiers telefonował z dołu do francuskiego Brevet Militaire, aranżując dla człowieka z fałszywym paszportem odlot z Paryża ze statusem dyplomatycznym. Za niespełna trzy godziny ten człowiek będzie nad Atlantykiem, zbliżając się do rocznicy własnej egzekucji. To było sednem sprawy, pułapką. To ostatni nieracjonalny czyn, szaleństwo podyktowane tą datą.

Bourne stał przy biurku, odłożył pióro i czytał tekst napisany na papeterii zabitej kobiety. Był to tekst, który stary, załamany i oszołomiony człowiek miał odczytać przez telefon jakiemuś nieznanemu posłańcowi, który zażąda tego papieru i odda go Iljiczowi Ramirezowi Sanchezowi.

Zabiłem twoją dziwkę, a po ciebie jeszcze wrócę. W dżungli jest siedemdziesiąt jeden ulic. Dżungla jest gęsta jak Tam Quan, lecz jedną ścieżkę przeoczyłeś, pewną wnękę w piwnicach, o której nie wiedziałeś – tak jak nic nie wiedziałeś o mnie w dniu mojej egzekucji dziesięć lat temu. Tylko jeden człowiek znał prawdę i ty go zabiłeś. Ale to nic nie zmienia. W tej wnęce są dokumenty, które zwrócą mi wolność. Czy myślałeś, że stanę się Kainem nie mając ostatecznego zabezpieczenia? Waszyngton nie poważy się mnie tknąć! To chyba słuszne, że w rocznicę śmierci Bourne’a Kain zabierze dokumenty, które gwarantują mu bardzo długie życie. Ty napiętnowałeś Kaina. Teraz ja napiętnuję ciebie. Wrócę i wtedy będziesz mógł połączyć się ze swoją dziwką.

Delta

Jason upuścił list na biurko i podszedł do martwej kobiety. Alkohol już wysechł, opuchnięte gardło było przygotowane. Pochylił się i rozpostarł palce, układając dłonie tam, gdzie wcześniej znalazły się dłonie i

Obłęd.

34

W chłodny marcowy poranek świt rozlał się nad wieżą kościoła w północno-zachodniej dzielnicy Paryża, Levallois-Perret, a nocny deszcz zastąpiła mgła. Kilka starych kobiet wracających zmęczonym krokiem do domów z nocnego sprzątania centrum miasta, z książeczkami do nabożeństwa w dłoniach, zniknęło za spiżowymi drzwiami, by po wysłuchaniu początku lub końca modłów wyłonić się zza nich i udać na słodką drzemkę poprzedzającą mozolne, całodzie

Jeden wszakże starzec nie znajdował się w transie jak i

– Angelus Domini…



– Przyniosłeś mi to? – przerwał mu szept: złość wstrząsnęła ciemną sylwetką księdza.

– Tak. Wetknął mi go w dłoń szlochając jak pijany i kazał się wynosić. Spalił list od Kaina i powiedział, że zaprzeczy każdemu słowu na ten temat. – Starzec wsunął kartki za zasłonę.

– Użył jej papeterii… – szept zabójcy urwał się, ciemna dłoń powędrowała ku ciemnej głowie, zza kotary wydobył się stłumiony, bolesny jęk.

– Proszę cię, Carlosie, pamiętaj, że posłaniec nie odpowiada za treść przynoszonych przez siebie wieści – powiedział żebrak. – Mogłem ich nie wysłuchać, mogłem odmówić przekazania ich tobie.

– Jak do tego doszło? Dlaczego?…

– To ta Lavier. Poszedł za nią do Parc Monceau, a potem za nimi dwiema do kościoła. Widziałem go w Neilly-sur-Seine, gdy cię ubezpieczałem. Mówiłem ci o tym.

– Wiem. Ale dlaczego? Mógł ją przecież wykorzystać przeciwko mnie na tysiąc różnych sposobów! Dlaczego to zrobił?

– To wynika z listu. Kompletnie zbzikował. Posunął się za daleko, Carlosie. Takie rzeczy się zdarzają; spotkałem się już kiedyś z podobną historią. Podwójny agent, który utracił swych pierwszych zleceniodawców; nie istnieje nikt, kto potwierdziłby jego pierwotną przynależność. Obie strony domagają się jego głowy. Doszedł do takiego punktu, w którym sam już nie wie, kim jest.

– Wie to doskonale! – wyrwał się gniewny szept. – Podpisując się jako Delta, mówi mi, że wie. Obaj wiemy, o co tu chodzi i kim on jest!

Żebrak zawahał się.

– Jeśli to prawda, to wciąż jest dla ciebie niebezpieczny. Ma rację, że Waszyngton go nie tknie. Może nie zechce się do niego przyznać, ale z pewnością odwoła swoich siepaczy, którzy na niego polują. Może nawet pójdzie z nim na ugodę w zamian za jego milczenie.

– Chodzi o te papiery, o których pisze? – spytał terrorysta.

– Tak. W dawnych czasach – w Berlinie, Pradze i Wiedniu – nazywano to „ostatecznym wyrównaniem rachunków”. Bourne używa określenia „ostateczne zabezpieczenie”, ale chodzi prawie o to samo. To rodzaj umowy zawieranej między zleceniodawcą a zleceniobiorcą na wypadek niepowodzenia akcji, śmierci zleceniodawcy i niemożności skorzystania z i

– Dość niewygodne?

– Nieco. Szczególnie, gdy dotyczą tych, którzy podlegali manipulacjom. Kłopotów należy unikać; kłopoty niszczą kariery. Tobie akurat nie muszę tego tłumaczyć. Posługiwałeś się tą techniką po mistrzowsku.

– „W dżungli jest siedemdziesiąt jeden ulic”… – mruknął Carlos, czytając trzymaną kartkę; w jego szepcie słychać było lodowate opanowanie. – „Dżungla jest gęsta jak Tam Quan”… – Tym razem egzekucja odbędzie się według planu. O, tego Tam Quan Jason Bourne nie opuści żywy. Kain umrze, a Delta poniesie śmierć za czyn, który popełnił. Obiecuję ci to, Angélique! Na tym skończyły się zaklęcia i zabójca zaczął myśleć praktycznie. – Czy Villiers wie mniej więcej, kiedy Bourne opuścił jego dom?

– Nie, nie wie. Mówiłem ci, zachowywał się jak obłąkany, był w takim szoku, jak wtedy, gdy telefonował.

– Nieważne. Pierwsze samoloty do Nowego Jorku wystartowały w ciągu ostatniej godziny. W jednym z nich musi być on. Dotrzymam mu towarzystwa w Nowym Jorku, lecz tym razem nie nawalę… mój nóż jest gotów, ostry jak brzytwa. Odetnę mu twarz. Amerykanie dostana swego Kaina bez twarzy! Mogą go sobie nazwać Bourne’em, Deltą czy jak tam zechcą.

Na biurku Aleksandra Conklina zadzwonił telefon w niebieskie prążki. Dźwięk był cichy, stłumiony, przez co wywoływał niesamowite wrażenie. Aparat w niebieskie prążki umożliwiał Conklinowi bezpośrednie połączenie z halą komputerową i bankiem danych. W biurze nie było nikogo, kto mógłby podnieść słuchawkę.

Po wejściu do pokoju funkcjonariusz CIA pośpieszył w stronę biurka kulejąc, nie przyzwyczajony jeszcze do laski dostarczonej mu poprzedniej nocy przez G-2, oddział Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa Mocarstw Sojuszniczych w Europie z siedzibą w Brukseli, gdy odprawiał transport wojskowy do Andrews Field w Wirginii. Rzucił ją gniewnie w kąt i chwiejnie przeszedł przez pokój. Z niewyspania miał przekrwione oczy i zadyszkę; człowiek odpowiedzialny za rozwiązanie sprawy Treadstone był doprawdy przemęczony. Utrzymywał chaotyczną łączność z tuzinem tajnych organizacji – w Waszyngtonie i za granicą, usiłując odkręcić idiotyczna sytuację, która powstała w ciągu ostatniej doby. Przekazał placówkom w Europie, agentom czuwającym na osi Paryż-Londyn-Amsterdam wszystkie informacje, jakie udało mu się wydobyć z kartotek. Bourne żyje i jest bardzo niebezpieczny; usiłował się pozbyć swego zwierzchnika z D. C., a przed dziesięcioma godzinami opuścił Paryż. Należy obstawić wszystkie lotniska i dworce, uaktywnić tajne organizacje. Odszukać go i zabić!