Страница 47 из 103
Część III. Tajemnice pustyni
30
Concorde w barwach Air France dotknął kołami betonu lotniska Dullesa i pokołował w stronę nie oznaczonego hangaru rządowego w pobliżu dworca towarowego. Nad lotniskiem wisiały ciężkie chmury, ale jak dotąd nie spadła nawet kropla deszczu. Zaledwie do samolotu podjechał wózek ze schodkami i otworzyły się drzwi, ukazał się w nich Rudi Gu
Kierowca miał na sobie mundur policji miejskiej. Z migającymi światłami i wyjącą syreną pomknęli ulicami stolicy do budynku NUMA. Na szczęście przechodnie nie zwracali szczególnej uwagi na sygnały. Na tylnym siedzeniu pędzącego samochodu policyjnego Gu
Admirał Sandecker wstał, odsunął krzesło i podszedł do Gu
– Dzięki Bogu, żeś się stamtąd wyrwał! – Głos admirała zdradzał niezwykłą emocję.
– Dobrą miałeś podróż z Paryża?
– Czułem się trochę jak banita: sam w pustym Concordzie.
– Nie było pod ręką żadnej maszyny wojskowej. Nie mieliśmy i
– No i dobrze, ale ciekawe, co powiedzieliby na to podatnicy.
– Na pewno by nie protestowali, gdyby wiedzieli, że tu chodzi o ich życie.
Sandecker zaczął przedstawiać uczestników narady.
– Znasz chyba wszystkich, z wyjątkiem trzech osób… Doktor Chapman i Hiram Yaeger podeszli bliżej, by się przywitać;uścisnęli dłoń Gu
Muriel Hoag była bardzo wysoka i chuda, jak specjalnie głodzona modelka. Kruczoczarne włosy miała mocno ściągnięte do tyłu i spięte w kok; piwne oczy patrzyły surowo przez okrągłe szkła okularów. Nie stosowała żadnego makijażu. I słusznie – pomyślał Gu
– Ktoś zadał sobie dużo trudu, żeby wyciągnąć mnie z Mali – powiedział, zwracając się do Sandeckera.
– To Hala Kamil osobiście zezwoliła na użycie grupy taktycznej Organizacji Narodów Zjednoczonych.
– Oficer dowodzący operacją, pułkownik Levant, nie wyglądał na zachwyconego.
– Tak, musiałem użyć trochę łagodnej perswazji, żeby przekonać Levanta i jego szefa, generała Boćka. Ale kiedy zrozumieli, jak ważne są twoje materiały, zgodzili się udzielić wszelkiej pomocy.
– To była cholernie skomplikowana operacja – stwierdził z podziwem Gu
Jeśli liczył, że pozna dalsze szczegóły, rozczarował się. W każdym geście Sandeckera widoczna była niecierpliwość. Nie zaproponował Gu
– Do rzeczy – powiedział. – Wszyscy umieramy z ciekawości: podobno zidentyfikowałeś związek, powodujący ekspansję tych czerwonych glonów.
Gu
– Tu są próbki wody, a tutaj wyniki moich pomiarów i analiz komputerowych. Chyba miałem trochę szczęścia w badaniach. To, co stymuluje czerwony zakwit, to jakiś w najwyższym stopniu nietypowy związek organometaliczny, połączenie syntetycznego aminokwasu z kobaltem. W tej wodzie są również jakieś ślady substancji promieniotwórczych, ale nie sądzę, by akurat to wpływało na rozwój glonów.
– Jakim cudem mogliście robić badania w tych warunkach?- spytał Chapman. – Podobno krajowcy nie ułatwiali warn życia.
– Tak, mieliśmy drobną utarczkę z flotą Beninu, ale szczęśliwie wszystkie moje instrumenty uratowały się.
– Utarczkę – powtórzył Sandecker z ironicznym uśmiechem.
– Zniszczyliście połowę floty Beninu i helikopter; byłem po tym przesłuchiwany przez CIA w sprawie "nielegalnych operacji, prowadzonych w Afryce".
– I co im pan powiedział?
– Nie martw się, nałgałem. Mów dalej.
– Ogień z kanonierki Beninu zniszczył jednak nasz system łączności. Dlatego nie mogłem przesłać wyników drogą radiową.
– Chciałbym jeszcze raz przebadać te próbki wody – oświadczył Chapman. – A Hiram Yaeger mógłby w tym czasie sprawdzić twoje analizy komputerowe.
– Zgoda – powiedział Yaeger i ostrożnie zebrał ze stołu dyskietki. – Wezmę się od razu do roboty; tutaj i tak nie na wiele się przydam.
Zaledwie komputerowiec opuścił salę, Gu
– Człowieku, powtarzałem wszystkie testy po dwa – trzy razy. Niczego i
Chapman wyczuł ton urazy.
– Ależ ani mi w głowie kwestionować twoje wyniki. Zrobiliście razem z Pittem i Giordino kawał cholernie ciężkiej roboty. To nie może pójść na marne. Dlatego chcę dostarczyć prezydentowi dane z podwójnym potwierdzeniem. Chodzi o to, by jak najszybciej użył swoich wpływów w Mali i zmusił ich przynajmniej do zablokowania źródła trucizny. To da nam czas na opracowanie metod jej neutralizacji i powstrzymanie rozwoju czerwonych glonów.
– Nie tak szybko – ostrzegł z powagą Gu
– Tak, Pitt zdążył mi o tym powiedzieć – Sandecker zabębnił palcami po stole. – Przepraszam, że nie przekazałem wam tej złej nowiny, ale liczyłem, że zdjęcia satelitarne wyjaśnią zagadkę.
Muriel Hoag popatrzyła surowo w oczy Gu
– Nie bardzo rozumiem: śledziliście skutecznie tę substancję przez tysiąc kilometrów rzeki, a potem zgubiliście ją na lądzie?
– To proste – Gu
– Może to jakieś stare, zasypane już śmietnisko? – zasugerował Holland.
– Nie zauważyliśmy śladów jakichkolwiek wykopów.
– A może to matka natura uwarzyła tę zupę? – spytał Chip Webster. Najwyraźniej rozbawiło to pa
– Jeśli potwierdzi się diagnoza pana Gu
– Ale jak, na litość boską, taka mikstura mogła powstać w środku Sahary? – zastanawiał się Chip Webster.
– I to w takim stężeniu – dodał Holland – że po przepłynięciu tysiąca kilometrów może jeszcze działać w oceanie jako steryd dla wiciowców!
Sandecker przeniósł wzrok na Keitha Hodge'a.
– Jakie są najnowsze dane o ekspansji tego paskudztwa?
Oceanograf, sześćdziesięcioletni mężczyzna o dziwnie nieruchomych, piwnych oczach, które nadawały statyczny wyraz jego chudej, kościstej twarzy, mógł – gdyby tylko odpowiednio go ubrać – uchodzić za postać, która opuściła ramy osiemnastowiecznego portretu.
– W ciągu ostatnich czterech dni obszar czerwonego zakwitu zwiększył się o trzydzieści procent. Tempo wzrostu przekracza nasze najgorsze przewidywania.
– Może jednak uda się powstrzymać ekspansję glonów, jeśli znajdziemy źródło skażenia i zablokujemy je, a doktor Chapman znajdzie szybko substancję neutralizującą?
– Musi ją znaleźć bardzo szybko – odparł Hodge. – Przy tym tempie rozmnażania najdalej za miesiąc zostanie przekroczony próg samowystarczalności: kolejne generacje będą się żywić poprzednimi i nastąpi żywiołowy rozwój, nawet bez dopływu sterydów z Nigru.
– Poprzednio mówił pan o trzech miesiącach! – zaatakowała go Muriel Hoag.
– Kiedy w grę wchodzi coś tak niezwykłego – Hodge wzruszył ramionami – jedyną rzeczą pewną jest niepewność.