Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 76 из 80

– Nathanielu?! – ryknął. – Powiedziała “Nathanielu”!?

– Tak jest, proszę pana, przepraszam, jeśli…

Dickstein co sił w nogach gnał już na mostek.

Z głośnika dobiegł głos Nata Dicksteina:

– Kto wzywa “Coparellego”?

Suza oniemiała. Dźwięk jego głosu po tym wszystkim, przez co przeszła, pozbawił ją siły i energii.

– Kto wzywa “Coparellego”?

Odzyskała głos.

– Och, Nat, nareszcie.

– Suza? To ty, Suzo?

– Tak, tak.

– Gdzie jesteś?

Zebrała myśli.

– Jestem z Dawidem Rostowem na statku “Karolinka”. Zanotuj. – Słowo w słowo powtórzyła informację pierwszego oficera o pozycji, kursie i prędkości. – To dane z czwartej dziesięć. Nat, ten statek o szóstej ma staranować wasz.

– Staranować? Dlaczego? Ach, rozumiem…

– Nat, lada chwila nakryją mnie przy aparacie, co mam zrobić, szybko…

– Czy mogłabyś dokładnie o piątej trzydzieści dokonać jakiejś dywersji?

– Dywersji?

– Wzniecić pożar, krzyknąć “człowiek za burtą”, cokolwiek – byle ich zająć przez kilka minut.

– Cóż… spróbuję…

– Postaraj się. Masz ich postawić na nogi i żeby nikt nie wiedział, co się dzieje i co robić…czy to sami agenci KGB?

– Tak.

– Dobra, a teraz…

Drzwi kabiny radiowej otworzyły się. Suza włączyła nadawanie, głos Dicksteina umilkł, a do kabiny wszedł Dawid Rostow.

– Gdzie Aleksander? – zapytał.

Suza spróbowała się uśmiechnąć:

– Poszedł na kawę. Ja pilnuję interesu.

– Cholerny głupiec… – Wypadając z kabiny Rostow klął już po rosyjsku.

Suza włączyła odbiór.

– Słyszałem – powiedział Nat. – Lepiej zejdź im z oczu do piątej trzydzieści…

– Czekaj! – krzyknęła. – Co chcesz zrobić?

– Zrobić? – powtórzył. – Przyjdę po ciebie.

– Och – powiedziała. – Dziękuję.





– Kocham cię.

Kiedy przerwała łączność, zagadał Morse’em i

Mogła podjąć ponowną próbę połączenia się z Natem, ale to by było bardzo ryzykowne. Tyrin zaś zdołałby przekazać Rostowowi wiadomość, nim ludzie Nata zdążą przeszukać “Coparellego”, znaleźć Tyrina i zniszczyć jego sprzęt. A kiedy Tyrin powiadomi Rostowa, Rostow się dowie, że Nat przybywa, i będzie przygotowany.

Musiała zablokować tę wiadomość. Musiała również uciekać.

Postanowiła zniszczyć radiostację. Jak? Wszystkie przewody muszą być za płytą czołową. Należy ją zdjąć. Potrzebowała śrubokręta. I to szybko, szybko, zanim Rostow zrezygnuje z szukania Aleksandra! Wśród leżących w kącie narzędzi radiooperatora znalazła mały śrubokręt. Odkręciła śrubki w dwóch rogach płyty. Zniecierpliwiona, wsunęła śrubokręt do kieszeni i wyważyła płytę rękami. Miała przed sobą psychodeliczną plątaninę kabli i przewodów. Chwyciła je garścią i szarpnęła. Bez rezultatu: ciągnęła za wiele na raz. Wybrała jeden, pociągnęła: wyszedł. Wściekle szarpała jeden po drugim, aż zwisło luzem może piętnaście. Alfabet Morse’a wciąż postukiwał. Wlała do aparatu resztę wódki. Morse umilkł, zgasły wszystkie światła na płycie czołowej.

Z szafy dobiegł łomot. Zapewne Aleksander przychodził do siebie. Cóż, tak czy owak dowiedzą się o wszystkim, kiedy tylko zobaczą radio.

Wyszła na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Schodząc po drabinie na pokład, próbowała wymyślić, gdzie się ukryć i jakiej dokonać dywersji. Po tym, co zaaplikowała radiostacji i radiooperatorowi, nikt jej nie uwierzy, nie ma sensu wołać: “człowiek za burtą”! Rzucić kotwicę? Nie wiedziałaby, jak się do tego zabrać.

Co może teraz robić Rostow? Szuka Aleksandra w pentrze, w mesie, w jego kajucie. Kiedy go nie znajdzie, wróci do kabiny radiowej, a potem zacznie po całym statku szukać Suzy. Jest człowiekiem metodycznym. Zacznie od dziobu, przeczesze pokład główny, potem jedną grupę wyśle, by przeszukała nadbudówki, drugą na dół – pokład za pokładem, od góry do dołu.

Co jest najniższym pomieszczeniem statku? Maszynownia. Tam się ukryje. Znalazła schodnię prowadzącą na dół, ale kiedy postawiła stopę na pierwszym stopniu, spostrzegła Rostowa. On też ją zobaczył. Nie miała pojęcia, skąd wzięły się w jej ustach słowa:

– Aleksander już jest, zaraz wrócę.

Rostow skinął posępnie i odszedł w stronę kabiny radiowej. Minąwszy dwa kolejne pokłady, Suza weszła wprost do maszynowni. Nocną wachtę pełnił drugi mechanik. Na widok Suzy zrobił wielkie oczy.

– To jedyne ciepłe miejsce na statku – oznajmiła radośnie. – Pozwoli pan, że mu dotrzymam towarzystwa?

Wyglądał na osłupiałego.

– Nie mogę… – powiedział wolno – mówić… angielski… proszę.

– Nie mówi pan po angielsku?

Potrząsnął głową.

– Zimno mi – powiedziała, udając, że się trzęsie. Wyciągnęła dłonie ku pulsującemu silnikowi. – Można?

Nie posiadał się ze szczęścia, mając w maszynowni tę piękną dziewczynę.

– Można – powiedział, kiwając energicznie głową.

Gapił się na nią dalej z zadowoloną miną, aż przyszło mu do głowy, że może powinien okazać większą gości

– Zwykle nie palę, ale tym razem dam się skusić – powiedziała biorąc papierosa. Zamiast filtru miał kartonowy ustnik. Mechanik podał jej ogień. Zerknęła w stronę włazu z obawy, że lada chwila pojawi się tam Rostow. Spojrzała na zegarek: niemożliwe, żeby już była piąta dwadzieścia pięć! Nie miała czasu do namysłu. Dywersja, trzeba zrobić jakąś dywersję. Wrzasnąć “człowiek za burtą”, rzucić kotwicę, wzniecić pożar…

Wzniecić pożar. Czym? Benzyna, właśnie tu, w maszynowni musi być benzyna, ropa, czy coś w tym rodzaju.

Przyjrzała się silnikowi. Którędy dochodzi paliwo? Cały był plątaniną rur i przewodów. Skoncentruj się, skoncentruj się! Pożałowała, że nie zapoznała się lepiej z silnikiem swego auta. Czy silniki statków są takie same? Nie, czasem dieslowskie. A jaki jest ten? Podobno to szybki statek, więc może napędzany silnikiem benzynowym, przypomniała sobie mgliście, że silniki benzynowe są droższe w eksploatacji, ale szybsze. Jeśli to silnik benzynowy, powinien przypominać silnik jej wozu. Gdzie są przewody do świec? Kiedyś, jeden jedyny raz, sama wymieniła świecę.

Wlepiła oczy w silnik. Tak, przypominał silnik jej samochodu. Miał sześć świec połączonych przewodami z okrągłą kopułą jakby rozdzielacza… Gdzieś tu powinien być gaźnik. Benzyna przechodzi przez gaźnik. To takie małe coś, co czasem się zapycha…

Z rury komunikacyjnej dobiegło warknięcie w języku rosyjskim, a mechanik podszedł, żeby odpowiedzieć. Odwrócił się do Suzy tyłem. Musi zrobić to teraz.

Było tam coś wielkości puszki do kawy, z wieczkiem umocowanym pośrodku śrubą. Może to właśnie gaźnik. Sięgnęła nad silnikiem i spróbowała odkręcić śrubę palcami, ale śruba ani drgnęła. Do wieczka wpuszczona była gruba plastikowa rura. Suza chwyciła ją i szarpnęła. Nie mogła jej wyrwać. Przypomniała sobie, że ma w kieszeni sztormiaka śrubokręt Aleksandra. Wyjęła go i ostrym końcem dźgnęła rurę. Plastik był gruby i twardy. Dźgnęła ze wszystkich sił. Zrobiła małą szczerbę w powłoce. Wcisnęła ostrze śrubokręta w nacięcie i zaczęła wiercić.

Mechanik mówił coś po rosyjsku do rury komunikacyjnej.

Suza poczuła, że śrubokręt przebija się przez plastik. Wyszarpnęła go. Z dziurki wytrysnął mały strumyk przezroczystej cieczy i powietrze napełnił charakterystyczny zapach benzyny. Suza rzuciła śrubokręt i ruszyła biegiem w stronę drabinki.

Usłyszała, jak mechanik mówi po rosyjsku “tak” i kiwa głową w odpowiedzi na pytanie z rury. Potem padł rozkaz. Głos brzmiał gniewnie. U stóp schodów Suza się obejrzała. Uśmiechnięta twarz mechanika zamieniła się w maskę wściekłości. Suza była już na schodkach, kiedy rzucił się za nią biegiem przez maszynownię.

Z wysokości ostatniego stopnia spojrzała w dół. Kałuża benzyny rozszerzała się, mechanik stawiał właśnie stopę na pierwszym stopniu. Suza wciąż trzymała w palcach papierosa, którym ją poczęstował. Rzuciła go na silnik, mierząc w miejsce, gdzie z rury strzykała benzyna. Nie czekała, by zobaczyć, jak papieros spada. Dalej wchodziła po schodkach. Głowę i ramiona już miała nad pokładem, gdy z dołu doleciało głośne “szuuu”, jaskrawo czerwony blask i fala piekącego żaru. Suza krzyknęła, kiedy jej dżinsy stanęły w płomieniach i poparzyły skórę nóg. Biła po spodniach rękami, potem ściągnęła sztormiak i owinęła wokół nóg. Zdusiła płomienie, ale ból był coraz większy.

Marzyła o tym, żeby się skulić, upaść. Wiedziała, że jeśli się położy, to zemdleje i nie będzie czuć bólu, ale musiała uciec od ognia i dotrzeć gdzieś, gdzie Nat będzie ją mógł odnaleźć. Zmusiła się, by wstać. Miała wrażenie, że nogi jej wciąż płoną. Spojrzała w dół; z nóg odpadały jakieś płaty jak kawałki spalonego papieru. Nie wiedziała, czy to strzępy spodni, czy skóry.

Zrobiła krok. Mogła iść. Chwiejnie ruszyła w stronę schodni. Na całym statku zawył alarm pożarowy. Dotarła do schodni i oparła się o stopnie. Do góry, musi iść do góry. Podniosła jedną stopę, postawiła ją na dolnym stopniu i zaczęła najdłuższą wspinaczkę w życiu.