Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 1 из 13



Tłum. – Wiktor Bukato

– To jest nagranie. Proszę nie odkładać słuchawki, dopóki… Trzasnąłem słuchawką tak mocno, że telefon spadł na ziemię. Przez jakiś czas stałem ociekając wodą i trzęsąc się ze złości. W końcu aparat zaczął buczeć, jak zawsze, gdy słuchawka nie leży na widełkach. Buczenie jest dwadzieścia razy głośniejsze od każdego dźwięku, jaki telefon normalnie wydaje. Zawsze byłem ciekaw dlaczego. Jakby to było jakieś straszne nieszczęście. "Alarm! Słuchawka twojego telefonu nie leży na widełkach!" Automatyczne urządzenia do przyjmowania telefonów to jedna z licznych drobnych przykrości życia codzie

Przeszedłem przez krótki hall, z wahaniem, jak zawsze,gdy nie wiadomo, jak cię przyjmą. Zasłony były jak zwykle zasunięte, toteż w środku panowała ciemność, ale z ekranów rozstawionych dookoła pokoju, który kiedyś służył za salon, padało tyle światła, że zobaczyłem Kluge'a. Siedział na krześle przed stołem, z twarzą wciśniętą w klawiaturę komputera. Miał tylko pół głowy. Hal Lanier jest operatorem komputera w komendzie policji Los Angeles, toteż zawiadomiłem go o tym, co znalazłem, a on zadzwonił na komendę. Razem zaczekaliśmy na przybycie pierwszego wozu. Hal pytał cały czas, czy czegoś dotykałem, a ja odpowiadałem, że nie, z wyjątkiem klamki u drzwi wejściowych. Pojawiła się jadąca bez syreny karetka. Wkrótce dookoła zaroiło się od policjantów, a także sąsiadów, którzy przyglądali się ze swoich podwórek albo rozmawiali przed frontem domu Kluge'a. Ekipy reporterów z jakichś stacji telewizyjnych zjawiły się akurat w porę, by sfilmować wynoszone ciało, owinięte w arkusz folii. Mężczyźni i kobiety przychodzili i odchodzili. Przypuszczałem, że prowadzili rutynowe działania policyjne: zdejmowanie odcisków palców, zabezpieczenie śladów. Poszedłbym do domu, ale kazali mi być pod ręką. W końcu poproszono mnie do środka; był tam porucznik Osborne, który kierował dochodzeniem. Wprowadzono mnie do salonu Kluge'a. Wszystkie ekrany były wciąż włączone. Osborne podał mi dłoń; uścisnąłem ją. Zanim się odezwał, przyjrzał mi się uważnie. Był to niski, łysiejący facet; wyglądał na zmęczonego, dopóki nie spojrzał na mnie. Potem, choć właściwie w jego twarzy nie zaszła zmiana, zupełnie przestał sprawiać wrażenie zmęczonego. – Pan się nazywa Victor Apfel? – spytał. Potwierdziłem. Zatoczył ręką krąg wokoło pokoju. – Panie Apfel, czy może pan stwierdzić, czy stąd coś wyniesiono? Rozejrzałem się jeszcze raz, jakbym przygotowywał się do rozwiązywania łamigłówki. W pokoju był kominek i zasłony na oknach. Na podłodze leżał dywan. Poza tym nie było tu nic więcej, czego można byłoby się spodziewać w salonie. Wzdłuż ścian szły rzędy stołów, między którymi było wąskie przejście. Na stołach znajdowały się monitory, klawiatury, stacje dysków – cała ta wyrafinowana rupieciarnia nowej ery. Wszystko było połączone grubymi kablami i przewodami. Pod stołami stały kolejne komputery oraz skrzynki wypełnione podzespołami elektronicznymi. Nad stołami wisiały sięgające sufitu półki, zapchane pudełkami z taśmami, dyskami, kasetami… nie pamiętałem wtedy, jak się to fachowo nazywa. Teraz już wiem: oprogramowanie. – Nie ma tu mebli, prawda?… Poza…

Wyglądał na zbitego z tropu.

– Chce pan powiedzieć, że przedtem były tu meble?

– Skąd mam wiedzieć? – Wówczas pojąłem, na czym polegało nieporozumienie. – Ach tak, myślał pan, że byłem tu przedtem. Po raz pierwszy moja noga postała w tym pokoju około godziny temu. Zmarszczył brwi; nie bardzo mi się to spodobało. – Lekarz twierdzi, że ten facet nie żyje mniej więcej od trzech godzin. Jak to się stało, że pan tu trafił właśnie godzinę temu, Victor? Nie odpowiadało mi to, że mówi do mnie po imieniu, ale nie wiedziałem, jak mógłbym się temu sprzeciwić. Za to wiedziałem, że muszę mu powiedzieć o telefonie. Wydawał się nie przekonany. Ale łatwo było to sprawdzić, co też zrobiliśmy. Hal, Osborne i ja wraz z paroma i

– Tak, chyba tak pomyślałem.

– Czekałem, żeby coś na to powiedział, ale nie odezwał się. – Czy pan myśli tak samo? Westchnął.

– Nie było żadnego listu.

– Nie zawsze zostawiają listy – zwrócił uwagę Hal.

– Nie, ale robią to tak często, że mój nos zaczyna węszyć, kiedy listu nie ma. – Wzruszył ramionami.





– To pewnie nic nie znaczy.

– Ten tekst przez telefon – odezwał się.

– To mógł być swoisty list samobójcy. Osborne skinął głową. – Czy zauważył pan coś jeszcze?

Podszedłem do stołu i spojrzałem na klawiaturę. Był to model TI-99/4A wyprodukowany przez Texas Instruments. Po prawej stronie, gdzie leżała głowa Kluge'a, widać było ciemną plamę zakrzepłej krwi. – Tyle tylko, że siedział przed tą maszyną.

– Dotknąłem klawisza i natychmiast stojący za klawiaturą monitor wypełnił się słowami. Szybko cofnąłem rękę, po czym spojrzałem na ekran. PROGRAM NAME: ZEGNAJ SWIECIE DATE: 8/20

CONTENTS: TESTAMENT; DROBIAZGI

PROGRAMMER: "CHARLES KLUGE"

ABY URUCHOMIC,

NACISNIJ ENTER

Czarny kwadracik na końcu bez przerwy migał. Potem dowiedziałem się, że jego nazwa brzmi "kursor". Wszyscy zebrali się dookoła. Hal, specjalista od komputerów, wyjaśnił, że wiele podobnych urządzeń wyłącza się po dziesięciu minutach jałowego biegu, żeby słowa unieruchomione na ekranie nie wypaliły się w nim na stałe. Tutaj ekran był cały zielony, zanim go dotknąłem, po czym na niebieskim tle ukazały się czarne litery. – Czy konsoletę sprawdzono na odciski palców? – spytał Osborne. Nikt nie wiedział, więc porucznik wziął ołówek i umocowaną na jego końcu gumką dotknął klawisza ENTER. Słowa zniknęły z ekranu, który pozostał przez chwilę niebieski, po czym wypełnił się maleńkimi owalnymi kształtami pojawiającymi się u góry i opadającymi jak deszcz. Były ich setki, w najróżniejszych kolorach. – To są pastylki – powiedział jeden z policjantów, a jego głos wyrażał najwyższe zdumienie. – Popatrzcie: tamto, to musi być Quaalude. A tu jest Nembutal. – I