Страница 98 из 101
Poczuła się słaba jak dziecko. Kolana ugięły się pod nią i opadła bezsilnie na fotel. Zaraz potem znalazł się przy niej Percy. Objęła go mocno i przytuliła. Miała wrażenie, że czas stanął w miejscu. Wreszcie usłyszała swój głos:
– Nic ci nie jest?
– Chyba nie…
– Byłeś bardzo dzielny.
– Ty też.
To prawda – pomyślała. – Byłam bardzo dzielna.
Pasażerowie zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego, ale wszystkich uciszył donośny głos kapitana Bakera:
– Proszę państwa, proszę o spokój!
Margaret rozejrzała się dookoła.
Luther leżał na podłodze, z wykręconymi rękami i twarzą przyciśniętą do dywanowej wykładziny, przytrzymywany przez Eddiego i Harry'ego. Z jego strony nikomu nie groziło już żadne niebezpieczeństwo. Spojrzała za okno. Okręt podwodny unosił się na falach niczym gigantyczny szary rekin. Jego mokre stalowe boki lśniły w promieniach słońca.
– W pobliżu krąży kuter Marynarki Woje
– Tak jest. Wie pan chyba o tym, że dowódca okrętu może przechwycić nasz meldunek i uciec przed pojawieniem się kutra?
– I bardzo dobrze! – warknął kapitan. – Nasi pasażerowie byli narażeni na wystarczająco dużo niebezpieczeństw.
Radiooperator wbiegł po schodkach na pokład nawigacyjny.
Wszyscy wpatrywali się w okręt podwodny. Nikt nie pojawił się na jego ociekającym wodą pokładzie. Zapewne niemiecki dowódca czekał na rozwój sytuacji.
– Został nam jeszcze jeden bandyta – dodał Baker. – Sternik łodzi. Trzeba go złapać. Eddie, zwab go do środka. Powiedz mu, że wzywa go Vincini.
Eddie zostawił Luthera pod opieką Harry'ego i poszedł na dziób samolotu.
– Jack, zbierz całą tę cholerną broń i wyjmij amunicję – polecił kapitan nawigatorowi. – Zechcą mi panie wybaczyć – dodał szybko, uświadomiwszy sobie, że użył dość obcesowego sformułowania.
Pasażerowie nasłuchali się od bandytów tylu przekleństw, że skrupuły kapitana wydały im się co najmniej zabawne. Margaret roześmiała się głośno, a zaraz potem przyłączyło się do niej jeszcze kilka osób. Bakera początkowo zdziwiła ich reakcja, ale szybko zrozumiał, o co chodzi, i sam również się uśmiechnął.
Spontaniczny śmiech uświadomił wszystkim, że niebezpieczeństwo minęło. Margaret jednak nadal czuła się bardzo dziwnie i drżała na całym ciele, jakby miała gorączkę.
Kapitan trącił Luthera czubkiem buta.
– Joh
Harry uwolnił więźnia i spojrzał na Margaret.
Myślała, że ją zdradził, że już nigdy go nie zobaczy, że czeka ją pewna śmierć. Teraz przepełniała ją radość, że oboje żyją i znowu są razem. Usiadł koło niej, a ona rzuciła mu się w ramiona. Objęli się mocno.
– Spójrz przez okno – mruknął jej po pewnym czasie do ucha.
U – boot niknął szybko pod falami.
Margaret uśmiechnęła się do Harry'ego i pocałowała go w usta.
ROZDZIAŁ 29
Kiedy było już po wszystkim, Carol-A
Siedziała w jadalni popijając kawę z mlekiem przyniesioną przez Davy'ego. Była blada i roztrzęsiona, ale cały czas powtarzała, że nic jej nie jest. Mimo to kuliła się za każdym razem, kiedy Eddie zbliżał do niej rękę.
Unikała także jego spojrzenia. Rozmawiali półgłosem o tym, co się stało. Carol-A
– Właśnie zamykałam słoiki z marynowanymi śliwkami! – powtarzała z oburzeniem, jakby właśnie ten szczegół wzbudził w niej największą odrazę.
– Już po wszystkim, kochanie – powtarzał za każdym razem, ona zaś kiwała energicznie głową, lecz widział wyraźnie, że nie dawało to żadnego rezultatu. Wreszcie spojrzała mu w oczy i zapytała:
– Kiedy teraz będziesz musiał lecieć?
Dopiero wtedy zrozumiał powód jej niepokoju. Bała się chwili, kiedy znowu zostanie sama. Poczuł ogromną ulgę, gdyż z czystym sumieniem mógł ją uspokoić.
– Już nigdy nie będę latał – odparł. – Po tym rejsie rezygnuję z pracy. I tak by mnie zwolnili. Przecież nie będą zatrudniać człowieka, który uprowadził samolot.
Do rozmowy wtrącił się kapitan Baker, który usłyszał jego ostatnie słowa.
– Eddie, muszę ci coś powiedzieć… – odezwał się z wahaniem. – Rozumiem twoje postępowanie. Znalazłeś się w bardzo trudnej sytuacji i poradziłeś sobie z nią najlepiej, jak tylko było możliwe. Nawet więcej: wątpię, czy ktokolwiek mógłby zrobić coś więcej. Okazałeś się sprytnym, odważnym człowiekiem. Jestem dumny z tego, że należysz do mojej załogi.
– Dziękuję, kapitanie – odparł Eddie, pokonując opór wzruszenia ściskającego mu gardło. – Nawet pan nie wie, ile to dla mnie znaczy. – Kątem oka dostrzegł siedzącego samotnie Percy'ego; chłopak wciąż jeszcze wyglądał marnie po doznanym wstrząsie. – Myślę jednak, że przede wszystkim powi
Percy usłyszał go i podniósł głowę.
– Masz rację – zgodził się kapitan, po czym poklepał Eddiego po ramieniu, podszedł do chłopca i uścisnął mu rękę. – Byłeś bardzo dzielny, Percy.
Chłopak natychmiast się rozpogodził.
– Dziękuję!
Kapitan usiadł na chwilę obok niego, Carol-A
– Co będziemy robić, skoro przestaniesz latać?
– Spróbujemy rozkręcić interes, o którym mówiliśmy.
W jej oczach pojawiła się nadzieja, ale pozostały też wątpliwości.
– Myślisz, że stać nas na to?
– Mamy dość pieniędzy, żeby kupić lotnisko, a resztę pożyczymy.
Carol-A
– Będę mogła pracować z tobą? – zapytała. – Prowadziłabym rachunki i odbierałabym telefony, kiedy ty byłbyś zajęty przy samolotach…
Eddie uśmiechnął się i skinął głową.
– Jasne. Przynajmniej do chwili, kiedy urodzi się dziecko.
– To będzie nasze rodzi
Wziął ją za rękę. Tym razem nie cofnęła jej, tylko uścisnęła mocno jego dłoń.
Mervyn wciąż jeszcze tonął w uściskach Nancy, kiedy Diana poklepała go lekko po ramieniu.
Nancy czuła się szczęśliwa dlatego, że żyje i że jest znowu u boku mężczyzny, którego kocha. Czyżby Diana chciała zakłócić te radosne chwile? Opuściła męża bez przekonania i na podstawie jej zachowania można było dojść do wniosku, że żałuje swojej decyzji. Występując w jej obronie Mervyn udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że nie jest mu zupełnie obojętna. Może zacznie go teraz błagać, by pozwolił jej wrócić?
Mervyn odwrócił się i spojrzał na żonę.
– Słucham, Diano? – zapytał z rezerwą.
Twarz miała mokrą od łez, ale malowała się na niej determinacja.
– Czy podasz mi rękę?
Nancy nie była pewna, co to ma oznaczać, a z ostrożnego zachowania Mervyna wysnuła wniosek, że on także nie bardzo wie, co powinien o tym myśleć. Mimo to wyciągnął rękę.
– Oczywiście.
Diana ujęła ją w obie dłonie. Łzy popłynęły obfitym strumieniem. Nancy była pewna, że za chwilę usłyszy: „Spróbujmy jeszcze raz”, lecz Diana powiedziała coś zupełnie i
– Powodzenia, Mervyn. Życzę ci wiele szczęścia.
– Dziękuję – odparł poważnie. – Tobie życzę tego samego.
Dopiero teraz Nancy zrozumiała, że tych dwoje ludzi właśnie przebaczyło sobie ból, który sobie nawzajem zadali. Nie zmieniło to ich decyzji o rozstaniu, ale przynajmniej mogli rozstać się jak przyjaciele.
– Może i my podamy sobie dłonie? – zapytała tknięta nagłym impulsem.
Diana wahała się tylko przez ułamek sekundy.
– Oczywiście. – Podały sobie ręce. – Powodzenia.
– Nawzajem.
Diana odwróciła się i odeszła do swojej kabiny.
– A co będzie z nami? – zapytał Mervyn. – Co zrobimy?
Nancy uświadomiła sobie, że nie zdążyła jeszcze poinformować go o swojej decyzji.
– Zostanę dyrektorem europejskiego oddziału firmy Nata Ridgewaya.
Mervyn nawet nie starał się ukryć zdziwienia.
– Kiedy zdążył ci zaproponować tę posadę?
– Jeszcze nie zaproponował, ale zrobi to, jestem tego pewna – odparła i roześmiała się radośnie.
Nagle do jej uszu dotarł warkot silnika. Nie był to żaden z wielkich silników Clippera, lecz i
Kto nią kierował?
Margaret pchnęła do oporu manetkę gazu i zakręciła kołem sterowym. Zimny morski wiatr rozwiewał jej włosy.
– Jestem wolna! – wykrzyknęła. – Nareszcie wolna!
Ona i Harry niemal jednocześnie wpadli na ten sam pomysł. Stali w przejściu między fotelami zastanawiając się, co począć, kiedy po schodkach zszedł Eddie Deakin, prowadząc przed sobą sternika łodzi. Umieścił go w kabinie numer jeden razem z Lutherem.
Pasażerowie i załoga byli zbyt zajęci świętowaniem zwycięstwa nad gangsterami, by zauważyć, jak Margaret i Harry przechodzą na pokład łodzi. Silnik pracował na wolnych obrotach. Harry zrzucił cumy, Margaret zaś błyskawicznie zaznajomiła się z urządzeniami sterowniczymi, które bardzo przypominały te znane jej z jachtu ojca. Po kilkunastu sekundach byli już daleko od Clippera.
Miała poważne wątpliwości, czy komuś będzie się chciało ich ścigać. Wezwany przez inżyniera kuter poszukiwał energicznie niemieckiego okrętu podwodnego i raczej nie przerwałby tego zajęcia tylko po to, by schwytać człowieka, który ukradł w Londynie parę spinek do mankietów. Kiedy natomiast na pokładzie samolotu znajdzie się policja, zajmie się śledztwem w sprawie morderstwa, porwania i piractwa; minie sporo czasu, zanim zainteresują się losem Harry'ego.