Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 38 из 61

Ale też, rzecz pocieszająca: jeśli już na samym wstępie tej książki mogłem napisać, że Michnik jest dziś człowiekiem przegranym, choć miał w ręku wszystko, co tylko do zwycięstwa niezbędne – praktyczny monopol na prawdę i słuszność, możliwość reglamentowania dostępu do debaty publicznej, powolnych sobie ludzi na najwyższych stanowiskach w państwie – to właśnie dlatego, że na dłuższą metę moralność oparta na niemoralności zwyciężyć po prostu nie może.

Przegrał, nie ma już tych wpływów, dajcie mu spokój, przestańcie się nad nim pastwić, powiadają dziś półgębkiem jego wczorajsi pomagierzy od zakłamywania spraw i rugowania ze zbiorowej pamięci zła komunizmu. Ależ tu pastwienie się nie ma nic a nic do rzeczy!

Tu – pozwólcie, że się raz jeszcze odwołam do gorzkiej bajki Jewgienija Szwarca – nie wystarcza, że smok został pokonany w rycerskim pojedynku i zabity. Trzeba jeszcze tego smoka zabić w duszy każdego z jego poddanych.

No, coś tam może jest na rzeczy, słyszę, jak powiadają niektórzy z Państwa, ale tu żeś już pan przesadził. Zakłamywanie, brnięcie w kłamstwa – no, stawiać takie zarzuty Adamowi Michnikowi to już gruba przesada!

A ja się wcale z tych sformułowań nie zamierzam wycofywać, i więcej – nie przypadkiem użyłem ich właśnie tutaj. Bo nie ma lepszego przykładu, na którym można udowodnić, jak michnikowszczyzna fałszowała rzeczywistość, niż to, kim byli konfidenci peerelowskiej bezpieki, i czym może, a czym nie może być lustracja.

„Od początku byłem przeciwnikiem lustracji. Powód jest prosty: na podstawie teczek zgromadzonych przez UB i SB nie da się dociec prawdy o danym człowieku. Teczki oraz zgromadzone w nich dokumenty kłamią i dla kłamliwych celów zostały zgromadzone. Miały służyć między i

Niewątpliwie, to bardzo słuszna uwaga, że na podstawie teczek SB nie da się dociec prawdy o danym człowieku. Pytanie, czy w ogóle, a jeśli, to na jakiej podstawie, można jej dociec? Ileż to żon przeżyło ze swym ślubnym wiele lat w przekonaniu, że wie o nim wszystko, albo odwrotnie, iluż to mężów… A ilu pisarzy było całkiem i

Otóż można, bo teczki TW do tego właśnie służyły, aby trzymać w nich dokumentację ich działalności, od pierwszego do ostatniego donosu.

Tezę, jakoby teczki „miały służyć między i

Można by sądzić, że SB była czymś w rodzaju redakcji tabłoidu. Otóż nic podobnego – i Adam Michnik doskonale o tym wie. Obraz, jaki naszkicował choćby w cytowanym wyżej akapicie, jest fałszem, obliczonym na tych, którzy nie mają pojęcia o podstawowych sprawach. Więc wyjaśnijmy: SB gromadziła swe archiwa dla siebie samej. Nikt spoza SB nie miał do jej teczek nigdy wglądu. Gromadziła je po to, aby pomagały jej w prowadzeniu rozmaitych śledztw i operacji. Tak, jak policja nie tworzy kartotek po to, żeby za ich pomocą mafię skompromitować, tylko po to, żeby ją rozbić – tak SB „rozpracowywała” środowiska wrogie socjalizmowi. „Haki” zbierała tylko przy okazji.

To prawda, że wśród różnych metod działania ubecji było także sporządzanie rozmaitych fałszywek. Ale fałszywki służyły ubecji do oszukiwania i

Oczywiście, bezpieka węszyła za wszystkim, co mogło być przydatne do „pracy operacyjnej”. Jeśli udało się jej nakryć „figuranta” (w ubeckim żargonie – osobę rozpracowywaną) na pozamałżeńskim romansie, na homoseksualizmie czy braniu narkotyków, skrzętnie takie sprawy notowała. Andrzej Friszke, członek kolegium IPN, związany z „Więzią”, a więc bliższy raczej michnikowszczyźnie niż lustratorom, poproszony został pod koniec sierpnia 2006 przez „Rzeczpospolitą” o skomentowanie publikacji w „Dzie





Ale przecież – taki właśnie opis teczek dał w swych dziełach kilkakrotnie także Michnik, twierdząc wprost, że ubecja nie tyle nawet „zbierała”, co fabrykowała materiały do szantażu, i że owe fałszywki, haki, kompromaty etc. stanowią główną zawartość teczek!

Odnotujmy opinię historyka, którego kwalifikacji ani uczciwości nigdy michnikowszczyzna nie podważała: trzeba do tego „dużo złej woli”.

„Archiwa są niewiarygodne”, powtarzają w nieskończoność podwładni Michnika. Nigdy nie potwierdził tego żaden historyk. Wręcz przeciwnie – każdy z nich, pytany, czy kiedykolwiek zetknął się ze sfałszowaną teczką, zaprzecza. Jedyny taki udowodniony wypadek, spreparowanie „lojalki” Kaczyńskiego, miał miejsce już w latach dziewięćdziesiątych. A opowieści snute przez byłych esbeków, którzy na każdym procesie lustracyjnym zapewniają, że odnalezione przez śledczych wpisy sami własnoręcznie fałszowali, można włożyć między bajki, tak samo, jak opowiastki snute dzie

Chyba, że mamy wierzyć, iż jeszcze w latach siedemdziesiątych SB dowiedziała się dzięki jakiemuś wehikułowi czasu, że niebawem komunizm szlag trafi, że do jej najtajniejszych archiwów wejdą ludzie z aktualnej opozycji, i w związku z tym postanowiła ich skołować, wpisując do archiwów różne bzdury.

„Nie można wierzyć esbekom”, powtarza michnikowszczyzna, i za każdym razem, gdy komuś zostaną wyłożone na stół dowody jego zdrady, zawodzi, że to „pośmiertne zwycięstwo SB”. Otóż jeśli nie można wierzyć esbekom, to przede wszystkim nie można wierzyć ich dzisiejszym opowieściom, jakoby zakładali fałszywe teczki albo wpisywali kogoś do ewidencji TW bez jego wiedzy po to, aby mu pomóc albo go przed czymś ochronić. Faktycznie, nie należy im wierzyć, bo plotą to wszystko w poczuciu absolutnej bezkarności, starając się zgodnie wybielić Firmę i obalić każde lustracyjne oskarżenie. Należy znacznie bardziej, niż im, wierzyć archiwom – temu, co w nich zapisywali na użytek własny i przełożonych wtedy, gdy nie wiedzieli, że ktoś i

Oczywiście, nie każda wiadomość znaleziona w teczkach SB musi być prawdziwa. Ubecy czasem się mylili, ich konfidenci czasem fantazjowali, a czasem byli wprowadzani w błąd. Tak samo można powiedzieć, że wiele nieprawdy jest w i

Bo dla michnikowszczyzny każde sięgnięcie do archiwów SB stanowi asumpt do wysunięcia oskarżenia, że ten, kto to zrobił, traktuje archiwa „bezkrytycznie”. Że chce pisać historię wyłącznie na ich podstawie, że widzi w nich prawdy objawione, że patrzy na wydarzenia oczyma bezpieki i tak dalej. Są to wszystko gołosłowne, niczym nieuzasadnione insynuacje. W żadnej pracy historycznej, w żadnej nawet publikacji prasowej, włącznie z tymi, które wzbudziły największą wściekłość publicystów Michnika, materiały ubeckie nie zostały potraktowane „bezkrytycznie”. Są one konfrontowane z faktami, z zawartością i