Страница 2 из 48
– Nie liczysz jej?
– Nie liczę. Napust na Glebowskiego…
Bomba poszła w górę, wszyscy gapili się na przeciwległą stronę toru, gdzie młode araby wchodziły do start-maszyny. Dwa nie chciały wejść, jeden uciekł do tyłu i gonił go chłopak staje
– Który to, panowie? Co tam uciekło?
– Czwórka, Florian…
– A skąd czwórka, czwórka jest czerwona! Fioletowe uciekło!
– Strzegom!
– Nie Strzegom, tylko Dwójnicki!
– Ale tam jeszcze drugi nie chce wejść! Też czerwony. Co tam jest czerwone?
– To Widzów, jedynka. Jedynka i siódemka, Trzaska już weszła!
– Który to koń, Trzaska? – usłyszałam za sobą rozpaczliwy, niespokojny szept.
Obejrzałam się. Na fotelu za mną siedziała bardzo ładna dziewczyna, obca zupełnie, widocznie była tu pierwszy raz. Obok niej tkwił jeden z graczy, zagapiony w start tak, że nie usłyszał pytania.
– Trzaska, to nie koń – wyjaśniłam miłosiernie. – To trenerka.
– Zameczek znów uciekł! – krzyknął któryś z lornetką.
– O Boże, nic nie rozumiem – powiedziała bezradnie dziewczyna z tyłu. – Zameczek…?
Dopóki konie nie weszły, mogłam jej udzielać wyjaśnień.
– Zameczek to też nie koń. To dżokej. Koń to Mimoza. I nie siedzi na nim wcale Zameczek, tylko amator Bryś.
– To dlaczego oni tak…?
– Rozpoznają po kolorach. Każda stajnia ma swój kolor, dżokeje są w to ubrani. Do Zameczka na Dwójnickim są przyzwyczajeni, a mówią wszystko naraz, nazwiska trenerów, nazwiska dżokejów, nazwy stajni, numery, najrzadziej imiona koni. Nie wiem dlaczego. Ma pani to wszystko napisane w programie.
– Ale że Derczyk tak ładnie wszedł? – zdziwił się Waldemar.
– Jaki Derczyk, Gomorek! Gomorek jedzie!
– Jak to…? O cholera, zmiana jazdy! Nie zauważyłem…
– Derczyk i Gomorek to dżokeje? – upewniła się nerwowo dziewczyna.
Przyświadczyłam. Jej towarzysz nie zwracał na nią żadnej uwagi, interesowały go wyłącznie konie. Bryś zawrócił Mimozę, chłopak staje
– Poszły! – zawołał Jurek.
– Ruszyły – zakomunikował głośnik beznamiętnym, damskim głosem. – Prowadzi Celia, na drugim miejscu Florian, trzecia Szprotka. Na trzecie miejsce przechodzi Sarong. Celia, Florian, Sarong…
– Celia to już wisi! – oznajmił gromko pan Edzio.
– Co on…? – zaniepokoił się pan Marian. – Z miejsca do miejsca chce…?
– Florian odpadnie – przepowiedział stanowczo pułkownik. Wszyscy gadali równocześnie. Nie powiedziałam, co myślę o pułkowniku, bo nie wypadało mi się wyrażać. Florian to był mój osobisty faworyt, koń po Derczyku. Grałam go z trzema i miałam wielkie nadzieje, a odpaść powi
Na fotel koło mnie padła w zdyszanym pośpiechu Maria, moja przyjaciółka, wychyliła się, patrząc w szybę. – Co przyszło w pierwszej? – spytała w napięciu. – Ekstaza! – warknęłam pod nosem.
– Nie mów? Poważnie? Co tam idzie?
– Celia z Florianem.
– Wygra Sarong – wyprorokował bezapelacyjnie Jurek.
– Ale co pan, jaki tam Sarong! – zaprotestował gwałtownie pan Edzio. – Celia lekko idzie!
– Przed wyjściem na prostą do przodu przechodzi Florian – mówił głośnik nad moją głową. – Na prostą wyprowadza Florian…
– I ucieka! – wrzasnął ktoś ze zgrozą.
Florian rzeczywiście wyrwał do przodu i oddalił się o kilka długości. Szedł jak maszyna. Za nim leciała Celia z Sarongiem.
– Dawaj Celia! – wrzasnął rozpaczliwie pan Edzio.
– Złapie go! – wołał pułkownik. – Jeden cztery będzie! Złapie go!
– Ale co złapie, jakie złapie, oddala się przecież! – zirytował się Jurek.
– Jeszcze ją dwójka przegoni – wywróżył ponuro pan Marian.
Sarong rzeczywiście wyprzedził Celię. Wysunął się do przodu o pół długości, był drugi. Florian wygrał z największą łatwością wśród dzikich ryków tłumu. Przyszło 4- 2, grałam to, zgadłam Floriana, idiotka, zgadłam także Ekstazę, gdybym ją grała, gdybym wcześniej wiedziała o Derczyku, kończyłabym teraz fuksową triplę, kwinta by mi szła… Maria obok mnie gorączkowo grzebała w stosie papierów.
W komentarzach dźwięczał ton potężnego rozgoryczenia. Celia nawaliła okropnie, połamała wszystkim wszystko, przyszły fuksy.
– Kto grał Floriana? – dziwił się pan Marian. – Ostatni, przedostatni… Nijak nie wychodził! Kto to grał?
– Ja grałem – oznajmił zwycięsko Jurek. – Zacząłem triplę.
– Ja też grałam – powiedziałam z satysfakcją.
– Floriana…? Skąd go pani wzięła?!
– Zmiana jazdy. Jedyna okazja dla konia…
– Prawda, przecież to Derczyk! Jeżeli Derczyk nie jedzie…
– A co, to nie Derczyk? – zainteresowała się Maria wręcz zachła
Nagle przypomniałam sobie o Derczyku. Ciągle wisiał nade mną w charakterze niezałatwionego problemu. Już otworzyłam usta, żeby jej o nim powiedzieć, ale zamknęłam je czym prędzej. Była doktorem medycyny. Iekarzem z powołania, co prawda naukowcem, a nie praktykiem, ale na wszelkie sprawy zdrowotne reagowała w sposób nieopanowany, jeszcze by poleciała do tego Derczyka nie wiadomo po co. Zdenerwowałaby się tylko niepotrzebnie. Obejrzałam się na dyrektorską lożę i ujrzałam wchodzącego właśnie dyrektora. Zerwałam się z fotela.
– Derczyk dzisiaj nie jeździ – powiedziałam pośpiesznie, półgłosem. – Jak zdążysz, to zagraj triplę na konie po Derczyku, możemy do spółki, ja muszę załatwić jedno takie z dyrektorem, pilne. Od czwartej, potem był w szóstej, w środku ściana.
– Jesteś pewna?
– Absolutnie!
– To daj pieniędzy, bo ja już wszystko wydałam… Wepchnęłam jej w ręce dwieście tysięcy złotych i wybiegłam.
– Nie chcę się przesadnie wtrącać – powiedziałam ostrożnie zaraz po przywitaniu, wykorzystując fakt, że dyrektor akurat był sam. – Ale nie wiem, czy pan wie, że w berberysie za fonta
Dyrektor był człowiekiem spokojnym i opanowanym. Nie okazał żadnego zdziwienia.
– Derczyk leży w berberysie? – powtórzył z namysłem. – Jest pani pewna?
– Widziałam na własne oczy. Poznałam te włoski i trochę nawet piegi. Wygląda jakby był nieżywy.
– I myśli pani, że leży tam do tej pory?
– Raczej tak. Nikomu nie mówiłam, czekałam na pana. I nie było słychać okrzyków, więc chyba go nie znaleźli.
– W którym to jest miejscu?
– Za fonta
– Dziękuję bardzo – powiedział dyrektor i opuścił swoją lożę.
Więcej zajęta byłam grą, końmi i możliwościami, jakie stwarzała nagła zmiana, niż samym Derczykiem, ale spoglądałam co jakiś czas w stronę fonta
Maria wdzierała się w tłum przy tripli, popatrzyłam na konie na paddocku. Trzylatki, folbluty, Trojanka wyraźnie naparzona, w pląsach, Krzemień lezie i powłóczy za sobą nogami, Krzemień to koń Lipeckiego, gdyby to była imie
Zdecydowałam się na Trojankę, Krzemienia i Nasturcję, dołożyłam im jeszcze Sitwę, bez sensu, Trojanka pierwsza gra. Wróciłam na górę, Maria przyszła po dłuższej chwili.
– Sarnowski mi kończy – powiedziała filozoficznie. – Popatrz, gram to przez pomyłkę, pomieszały mi się gonitwy, to miało być od drugiej, a ja zagrałam, tu patrz, od pierwszej. Ekstaza, Florian i Krzemień, to miało być Mimoza, Trojanka i Sarniak.
– Mimoza nie przyszła, więc nie masz czego żałować.
– Nie mam. Jak ten Krzemień, bo nie zdążyłam zobaczyć?
– Bardzo dobrze. Nikt go nie gra, powinien przyjść.
– Nie grają?
– Wcale.
– No to ma szansę. Ale to już byłoby za dużo szczęścia.
– Wcale nie wiem. Przypomnij sobie, jak nieboszczyk pan Artur wygrywał w sobotę straszne fuksy, a potem okazało się, że grał z niedzielnego programu. Zdążyłaś z tą triplą?
– Zdążyłam. Derczyk, ściana i Derczyk, kto jedzie w szóstej?
– Nie wiem, nie spojrzałam.
Wrócił skądś Miecio i od razu objawił się szatańskim chichotem. Powiadomił nas, że przychodzi Balbina.
– Mieciu, czyś zwariował? – spytałam ze zgrozą. – Najgorszy koń w kupie!
– Nie szkodzi. Dawaj, Balbina!
– A co zrobi Trojanka? – spytała Maria z irytacją. – Co zrobi Krzemień? Co zrobi Diodor i Sitwa? Nogi połamią? Mieciu, przestań!
– Dawaj, Balbina!
– Marysiu, walnij go w moim imieniu – poprosiłam. – Masz bliżej.
– Walnę, słowo daję – obiecała Maria. – Mieciu, przestań mnie denerwować, ja tu gram przez pomyłkę triplę za miliony, a ty mi ględzisz! Uspokój się!
– Dawaj Balbina – powtórzył Miecio z rozpędu i zainteresował się omyłkową triplą Marii.
Zaczęli przeglądać całe zwoje papieru. W kwestii tripli było mi wszystko jedno, pierwsza i druga przepadły, miałam wprawdzie szansę na zaczęcie trzeciej, ale i tak w nią nie wierzyłam, bo w czwartej gonitwie nie jadący Derczyk znów mi wchodził w paradę.
Połową ucha słuchałam gadania obok. Pan Edzio dobrodusznie informował, że dostał Diodora, oraz poufny komunikat, że Trojanki ma nie być, ale na wszelki wypadek gra jedno i drugie. Pan Sobiesław dziwił się ogromnie, że Waldemar nie gra Kujawskiego, zawsze go przecież grywa, dlaczego teraz nie, zirytowany Waldemar odpowiedział, że Bolka nie będzie, sam siebie nie liczy, w ogóle w dniu dzisiejszym liczy się może w ostatniej gonitwie, wcześniej wcale, trzecie miejsce, to góra. Pułkownik jadowicie powiadomił wszystkich, ze Kujawski jedzie w czwartej dodatkowo, zamiast Derczyka, jest zmiana jazdy i już wywiesili, Waldemar się zdenerwował. Pan Marian wyznał, że jemu dali Nasturcję, ale wcale w nią nie wierzy. Iało się z kobyły już na paddocku…