Страница 40 из 43
– Czy rzeczywiście tak jest?
– Nie wiemy nawet, gdzie znajduje się ich ojczysta planeta. Prawdopodobnie tak daleko, że nie bylibyśmy w stanie dotrzeć tam bez ich pomocy – a gdyby się to nawet udało, to nie mamy żadnej pewności, że pokazaliby nam to swoje idealne społeczeństwo.
– A i
– Też nie zostały bliżej określone, ale z naszych doświadczeń możemy wnioskować, na czym polega i c h przekonanie o szczęśliwości tych planet. Później wrócę do tego zagadnienia. Teraz chciałbym jeszcze, abyś wiedział, że w rezultacie niedwuznacznego nacisku, ludzkość została zmuszona do podporządkowania się tym misjonarzom ideału społecznego. Przyjmij do wiadomości, że dysponują oni niewyobrażalnie wielką siłą i od razu odrzuć wszelką myśl o wyłamaniu się z zależności od nich.
– Czyżby straszyli zagładą ludzkiej cywilizacji?
– Nie, tego nie powiedzieli wprost. Stosują metody bardzo kurtuazyjne i dyplomatycznie ostrożne. Nie da się zaprzeczyć, że w pierwszej fazie przekształcania naszej cywilizacji ponosili nawet dość znaczne koszty, dostarczając wielu ce
– Czy… nie wydało się to nikomu podejrzane? Ta bezinteresowność?
– Początkowo nie. Poczytywano to za skutek ich fanatyzmu, głębokiej wiary we własne idee, nieprzepartej żądzy ciągłego potwierdzania własnej genialności. Ludzkość, a raczej ci, którzy byli za ludzkość odpowiedzialni, nie mieli wyboru. Teraz jednak rodzi się w nas, nadzerowcach, przekonanie, że wszystko to ma w sobie pewien dalekowzroczny cel. Skutki działania wprowadzonego systemu wskazują na to wyraźnie. Spoza wszystkich jego dodatnich cech zaczyna coraz wyraźniej wyzierać ostateczny efekt.
– Ubezwłasnowolnienie naszego społeczeństwa! – powiedział Sneer, zaciskając pięści. – Ogłupienie, pozbawienie ludzkiego oblicza, zautomatyzowanie, zatomizowanie, rozbicie na pojedyncze elementy, kierujące • się drobnymi, własnymi interesami. Rozbicie solidarności ludzkiej, pozbawienie poczucia przynależności do ludzkiego gatunku!
– Nie popełniliśmy błędu, wyławiając ciebie spośród wielu i
– Cóż więc robicie wy, zerowcy, by nie rzucić w końcu ludzkości w niewolę tych kosmicznych fanatyków? Przecież należy się spodziewać, że w pewnym momencie wkroczą tu i opanują nas ze szczętem, bo chyba o to im wreszcie chodzi! Nie wierzę, by inwestowali bezinteresownie w takie przedsięwzięcie!
– Niewiele możemy zrobić. Najprawdopodobniej już od samego początku, kiedy spotkało nas to nieszczęście, że do nas właśnie trafili, by wypróbowywać swoje idee, nie można było niczego przedsięwziąć. Nie unikniemy ostatecznego losu, jaki nam przeznaczyli. Oni zrobią wreszcie to, co zechcą. Są wobec naszych możliwości wszechpotężni. Jedyne, co możemy robić, to opóźniać ów koniec. Tym właśnie zajmujemy się od chwili owej przedziwnej, niespodziewanej „inwazji".
– Kiedy to było? Nigdy nie słyszałem o tym fakcie z historii Ziemi? Rascalli roześmiał się głośno, histerycznie.
– Pewnie, że nie. Nie mogłeś słyszeć! To my właśnie, spadkobiercy tych, co ulegli presji, musimy fakt ten trzymać w ścisłej tajemnicy. Wycięliśmy z historii ludzkości jeden jedyny szczegół: kontakt z obcymi. Ludzkość musi pozostawać w przekonaniu, że to, czym żyje obecnie, stworzyli nasi przodkowie, sami, bez niczyjej pomocy i nacisków. Tylko my, najmądrzejsi ze wszystkich ludzi, możemy znać prawdę. Reszta, gdyby ją poznała, nie byłaby w stanie ocenić grozy sytuacji. Rozległyby się powszechne protesty: przeciwko naszej działalności, ale to mniejsze zło; lecz także przeciwko nim, i to zgubiłoby ludzkość. Niech masy podzerowców myślą, że to my, nadzerowcy, niezależni jajogłowi kierownicy cywilizacji ziemskiej, sami tworzymy ten system, kierujemy nim i odpowiadamy za jego zalety i błędy. Gotowi jesteśmy przyjąć na siebie całe odium wynikające z wad systemu, byle tylko ogół nie domyślał się istnienia Zewnętrznej Siły, której jesteśmy podporządkowani. Musimy wziąć wszystko na siebie, być tamą, zaporą izolującą prawdę o istnieniu obcych od świadomości ludzkiego żywiołu. Rozumiesz chyba, że to konieczne!
Sneer pokiwał głową w zamyśleniu.
– Więc to, co dzieje się w Argolandzie i i
– Przez „nas", nie „was" – poprawił Rascalli. – Teraz i ty jesteś z nami i musisz poczuwać się do wspólnej odpowiedzialności za ten świat. Nasza rola przypomina szczególnego rodzaju filtr: izolujemy ludzkość od prawdy o naszych kosmicznych nadzorcach, a równocześnie izolujemy ICH od pełnej informacji o tym, co dzieje się faktycznie na Ziemi. Na szczęście, ograniczają się do oglądania ogólnego obrazu społeczeństwa, a więc ulegają grze pozorów ładu, który tworzymy. Wierzą, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a naszym zadaniem jest utwierdzać ich w tym przekonaniu, drogą odpowiednich meldunków i sprawozdań. Jak dotychczas, wszystko się udaje, choć oni mają niekiedy pretensje, że idzie nam zbyt wolno ów marsz ku ich ideałowi. Wówczas musimy zrobić coś naprawdę, jakieś spektakularne posunięcie, by widzieli postęp. A potem znowu rozluźniamy nacisk na społeczeństwo. Im bardziej będzie ono zachowywać ludzkie cechy, im wolniej będzie zmierzać do ich zatraty, tym dłużej potrwa, nim tu przyjdą i wybiorą nas jak raki z saka. Gdyby jednakże nie udało się nam zachować pozorów, gdyby przejrzeli naszą grę – wkroczą sami, by konsekwentnie zrealizować swe plany urobienia nas na podobieństwo gromady zdalnie sterowanych robotów. Wprowadzą swoje ideały równości społecznej: zrównają wszystkich do poziomu szóstaka! To jest ich ostatecznym celem! Z trudem udało nam się wprowadzić pewne modyfikacje ich planów. Staraliśmy się zachować pewne pierwiastki historycznych uwarunkowań naszego społeczeństwa. Chcieliśmy zachować pewne nasze, ludzkie i ziemskie, wartości i zdobycze. W chwili, gdy oni tu przybyli, świat trwał w podziale na dwa podstawowe systemy stosunków społecznych. Każdy z nich miał swe zalety i wady. Wobec konieczności ujednolicenia w całym świecie systemu społecznego – w ramach narzuconych przez przybyszów – staraliśmy się zachować maksimum spośród najlepszych cech obu istniejących. Niestety… Każdy, kto zna problemy społeczno-ekonomiczne świata sprzed Wielkiej Reformy, dostrzeże bez trudu, że w tym, co obecnie obserwuje się w aglomeracjach, znaleźć można tylko wszystkie niemal wady obu przeciwstawnych systemów starego świata. Nie chcemy niczego ruszać w istniejącym układzie. Marzeniem naszym jest utrzymanie bieżącej sytuacji, jak najdłużej można. Nie dlatego, byśmy uważali ją za dobrą, lecz dlatego, że jest to jedyny sposób uchronienia się przed jeszcze gorszym. Niestety, są wśród podzerowców ludzie, którzy, wiedząc zbyt wiele, rozpowszechniają nieścisłe i nieodpowiedzialne informacje, jak gdyby nie rozumieli, że działają przeciwko całej ludzkości. Ci biedni głupcy z dolnych klas nie pojmą, bo nie są do tego zdolni, naszych uwarunkowań i motywacji. A ci z kosmosu obserwują nas ciągle. Jeśli przeniknie do ich świadomości cała prawda o rzeczywistej sytuacji, o rozbieżności między rzeczywistością a ich wydumanym modelem, to któż pierwszy ucierpi, jeśli nie my, nieudolni, w ich ocenie, kierownicy akcji ulepszania ludzkości na kosmiczną modłę. Nas dosięgnie pierwszy cios, a potem… potem już nic nie uratuje ludzkości… Kto wie, jakie plany mają wobec nas? Tego się nie dowiemy, dopóki oni nie zechcą zrealizować ostatniej fazy swych zamierzeń.
– Czy oni są tutaj, wśród nas?
– Gdyby to można było wiedzieć! Nikt nawet nie wie, jak naprawdę wyglądają. Nie wiadomo, czy potrafią przybierać ludzką postać. Komunikują się z nami drogą radiową. Widujemy ich pojazdy poruszające się w naszej atmosferze. Dają nam odczuć swą obecność, choć nie pojawiają się na ogół w obrębie aglomeracji. Czasem, jakby dla przypomnienia, demonstrują swe niesamowite możliwości techniczne, podobnie jak postępowali wówczas, gdy skłonili przywódców mocarstw starego świata do pełnego posłuszeństwa w imię istnienia ludzkości…
Teraz, gdy wiesz już wszystko – ciągnął Rascalli, po chwili przerwy – zrozumiesz bez trudu, że wszelkie przeciwdziałanie temu, co robimy my, nadzerowcy, jest podrzynaniem gardła ludzkości na Ziemi. Ufam, że nie muszę żądać od ciebie żadnych gwarancji zachowania tajemnicy wobec podzerowców. To się samo przez się rozumie.