Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 41



– Kim jesteście? Co chcecie osiągnąć? – przerwał jej Kamil, zbierając rozproszone myśli.

– Kim jesteśmy… To dość skomplikowana historia. Na pewno pomyślałeś i o tym, może podświadomie przyjmowałeś takie przypuszczenia, a świadomość twoja odrzucała je jako nieprawdopodobne. Jeśli chcesz wiedzieć wszystko, posłuchaj. Nie chcę, byś został

zmuszony wbrew przekonaniom… Musisz wiedzieć, że chcemy wrócić, tylko wrócić, do swoich, do domu… Tak jak i ty będziesz na pewno chciał wrócić, gdy osiągniesz swój cel. Nasza szansa powrotu urzeczywistnia się, ale nie myśl, że kosztem twoim i twoich towarzyszy. Wy także osiągnięcie cel.

Pytasz, kim jesteśmy… – ciągnęła Idą, stojąc przed Kamilem, który bezwiednie ściskał w dłoni kolbę pistoletu z ładunkiem paraliżującym. – Domyśliłeś się, że nie jesteśmy ludźmi, choć nasze postacie są autentycznie ludzkie. Chcieliśmy wyglądać tak jak wy, sam to rozumiesz. Te ciała należą do dwojga młodych ludzi, których zupełnie przypadkiem napotkaliśmy w krytycznym dla nas momencie. Nie mogliśmy bez nich opuścić naszego pojazdu, a pojazd ten należało bezwzględnie zniszczyć, nim zostanie przez was zauważony… Nie mogąc powrócić, musieliśmy pozostawać wśród ludzi, starając się znaleźć okazję do powrotu w późniejszym terminie. Taką okazją był lot do Hares, choć kierunek ten niezupełnie nam odpowiadał. Początkowo liczyliśmy zresztą na to, że pozostaniemy na Kappie, skąd moglibyśmy zawezwać pomocy. Niestety, ten wariant planu nie powiódł się: w naszej bazie na Kappie urządzenia łączności były niesprawne, musiał je uszkodzić jakiś wstrząs tektoniczny. Piotr – który miał sprawdzić ich działanie – zmuszony był pozbyć się świadka i uśpił swego towarzysza, zanim udał się do groty mieszczącej naszą bazę. Na szczęście, nikt w zamieszaniu nie zauważył braku Teda podczas poszukiwania Enrica, a ty uwierzyłeś w opowiadanie Piotra. Enrico przypadkiem trafił do groty, której wylotu Piotr nie zdążył zamaskować. Dwa przypadki „śpiączki" obudziły twoje podejrzenia, ale nie kierowałeś ich jeszcze przeciwko nam…

Pomysł z antenami kierunkowymi zrealizował Piotr. Jednak nawigatorzy nieco przedwcześnie wykryli fałszywy kurs statku. Gdyby udało mi się uśpić cię wówczas proszkami rozpuszczonymi w kawie, zyskalibyśmy dość czasu, by opanować statek. Ty jeden wiedziałeś najwięcej i mogłeś nam przeszkodzić. Niestety, trick z kawą nie udał się. Popełniłam błędy, które cię ostrzegły. Byłam zbyt podniecona, by zachować ostrożność.

Wprowadzenie człowieka w stan, który nazwałeś „śpiączką", jest dla nas łatwe, lecz wymaga nieco siły fizycznej dla obezwładnienia człowieka przynajmniej na kilkanaście sekund. Niestety, przypadło mi w udziale posługiwać się ciałem dość drobnej budowy i nie mogłam liczyć na sukces w walce z tobą. Erwina obezwładniłam uderzeniem w głowę. Kosztowało mnie to wiele, bo metody takie nie leżą w obyczajach naszej rasy. Nie miałam wówczas wyboru.

Ciebie jednak nie mogłabym potraktować w podobny sposób. Zbyt cię lubię i sądzę, że nie zdobyłabym się na dostatecznie mocny cios… Ale to nie było jedynym powodem pozostawienia właśnie ciebie w spokoju aż do chwili obecnej. Nasze poczucie przyzwoitości w stosunku do ludzi nie pozwalało nam korzystać z bezwzględnych metod postępowania. Nie chcieliśmy czynić tego, za co nasi bracia od stuleci tak krytykowali ludzką rasę… Liczyliśmy na możliwość porozumienia i kompromisu… ale to wymagałoby przyznania się, kim jesteśmy, a reakcja całej załogi na nasze ujawnienie się mogłaby być dla nas nieprzychylna. Dlatego chcieliśmy rozmawiać tylko z tobą, i to w sytuacji korzystnej dla nas – na przykład takiej jak obecna…

Piotr uśpił gazem, a następnie umieścił w przetrwalnikach wszystkich oprócz ciebie.

Chcę ci teraz wyjaśnić, co zamierzamy uczynić. Otóż, potrzeba nam nieco czasu na dotarcie do najbliższej naszej stacji kosmicznej.,,Planetoida", do której dotarł Piotr, była w rzeczywistości naszym satelitą łącznościowym. Przy pomocy działających w nim urządzeń Piotr odnalazł kierunek, w jakim należy szukać stacji. Gdy do niej dotrzemy, spróbujemy wysłać sygnał do naszych braci, przygotować ich na nasze przybycie. Bez tego przygotowania mogliby zniszczyć astrolot, gdy będzie zbliżał się do naszego układu gwiazdowego. Nasi bracia mają bardzo złe mniemanie o ludziach. Ich wiadomości

na ten temat są, niestety, przestarzałe i dlatego musimy przekazać im aktualne dane.

Później – będziesz musiał poddać się anabiozie. Nie chcemy wskazywać ludziom drogi do naszej planety. Nie mamy prawa bez porozumienia decydować o tym. A odpowiedź i decyzja naszych braci nadejdzie dopiero po długim czasie, gdy będziemy już w drodze bezpośrednio ku nim.

Jeśli nie podejmiesz walki, jeśli nie będziemy zmuszeni użyć wobec ciebie siły, uda nam się zapewne przekonać braci, że z własnej woli pomogłeś nam, ułatwiłeś powrót. To będzie dowód, że ludzie są i

Astrolot doprowadzimy do celu we dwoje z Piotrem. Mamy dostateczne doświadczenie i umiejętności. Mogłeś przekonać się, co potrafimy, mimo że dysponujemy tylko niedoskonałym ludzkim ciałem.

Jestem pewna, że nasi bracia odprowadzą astrolot z powrotem na właściwy szlak w kierunku Hares. Będziecie kontynuować swą podróż, nie wiedząc, gdzie znajdują się nasze planety. A kiedyś, może niedługo, nasi bracia nabiorą do was zaufania i wówczas będziemy mogli złożyć sobie wzajemne wizyty oficjalne… Teraz chyba rozumiesz, że powinieneś zrezygnować z oporu. Astrolot jest pod naszą kontrolą. To dla nas jedyna szansa powrotu. Musisz to zrozumieć i usprawiedliwić nas…

– Nie mogę was usprawiedliwić ani zrozumieć. Dla mnie jesteście przestępcami. Muszę oceniać was z punktu widzenia ludzkich praw – powiedział Kamil, patrząc ponuro i nienawistnie na dziewczynę, która teraz była tylko wrogiem.

– A czy ty sam, znalazłszy się wśród obcych istot, nie zrobiłbyś wszystkiego, co możliwe, by powrócić do swoich? Czy zważałbyś na prawa i zasady moralne obowiązujące w obcym ci świecie?

– Jesteście mordercami! Zawładnęliście bezprawnie ciałami żywych ludzi.



– Mylisz się. Myśmy jedynie wypożyczyli je. Od ciebie tylko zależy, czy będziemy mogli je zwrócić właścicielom.

– Jak to? Przecież oni…

– Oni są tutaj! – Idą wskazała palcem na siebie. – Ich świadomość jest wyłączona, podobnie jak świadomość tych członków załogi, których wprowadziliśmy w stan uśpienia. Potrafimy to zrobić z każdym człowiekiem: stłumić jego świadomość i wstąpić naszą osobowością w jego ciało. Możemy przy tym w pełni korzystać z jego pamięci. To jedyna umiejętność, którą przeważamy nad wami. We wszystkim i

– Więc… tych dwoje… istnieje nadal?

– Tak. I dlatego, choć mógłbyś zabić mnie i Piotra, nie zrobisz tego, bo zabiłbyś ich także. Oni są jakby naszymi zakładnikami, dają nam gwarancję bezpieczeństwa.

– Nie zamierzam nikogo zabijać – powiedział Kamil ze złością. – Ale przy pierwszej okazji unieszkodliwię was. Po to przecież tu jestem. Jeślibym miał poddać się bez próby oporu, moja obecność w astrolocie byłaby pozbawiona sensu!

– Posłuchaj mnie. Opowiem ci, jak było. Może, gdy to usłyszysz, inaczej spojrzysz na naszą sytuację. Zrozumiesz, że musieliśmy postępować od początku właśnie tak…

Zdarzyło się to dziesięć lat przed wyruszeniem wyprawy. Nasz statek kosmiczny dotarł w rejon zewnętrznych planet Układu Słonecznego i wszedł na orbitę stacjonarną wokół jednego z księżyców Neptuna. Ziemskie rakiety docierały tu bardzo rzadko, więc miejsce było dość bezpieczne. Stąd wyruszały ku Ziemi i i

penetrowała różne okolice na powierzchni Ziemi, jej macierzysty statek przestał istnieć: potężna eksplozja zamieniła go w rozwiewający się w próżni obłok kosmicznego pyłu.

Rakieta rozpoznawcza, zaopatrzona w zapas energii na krótki stosunkowo czas, błądziła przez kilka tygodni po odludnych zakątkach Ziemi kryjąc się przed wzrokiem ludzi.

Dwuosobowa załoga, nie mogąc opuścić rakiety, oczekiwała na pewną zagładę, która musiała nastąpić z chwilą wyczerpania źródeł energii albo nawet jeszcze wcześniej, gdyby ludzie odkryli jej istnienie i przedostali się do wnętrza.

Dla załogi rakiety istniała jednak pewna szansa. Było nią skorzystanie z ludzkich ciał, umożliwiających bytowanie na planecie. Metodą tą, stosowaną już wcześniej jako jeden ze sposobów eksploracji obcych, zamieszkanych planet, można było posłużyć się i teraz dla ratowania osobowości dwóch samotnych istot, osieroconych na dalekiej, obcej Ziemi. Tę szansę istnienia należało wykorzystać.

„Czekamy tu już trzeci dzień – powiedziałam do mojego towarzysza. – To nie jest dobre miejsce, jeśli chcemy zrealizować nasze zamiary…" „Okolica jest odludna i spokojna – odrzekł po chwili. – To też ma swoje dobre strony".

Nasz antygraw spoczywał na dywanie rozkwitających wrzosów, częściowo ukryty wśród niskich krzewów, na samym skraju polany. „Nie możemy czekać dłużej niż kilka dni" – powiedziałam i już w tej samej chwili zrozumiałam, że zdanie to nie miało sensu. Nasze czekanie – tu czy gdziekolwiek – było po prostu koniecznością. I

Towarzysz nie zareagował na moje słowa..Widocznie pomyślał o tym samym. To było przecież jasne. Sprawdziłam stan akumulatorów. Mogły wystarczyć na podtrzymywanie naszego istnienia jeszcze przez kilka tygodni, ale każdy manewr antygrawu poważnie uszczuplał zapas energii.

„Rejestruję zbliżanie się dwóch osób" – powiedział nagle mój towarzysz. Ja również to spostrzegłam. • Szli wśród drzew, daleko jeszcze, ale zbliżali się do nas. Było już prawie zupełnie ciemno, tylko cienki sierp księżyca rozjaśniał nieco środek polany. „Nie dostrzegą nas – powiedziałam. – Są zbyt zajęci sobą. To chłopak i dziewczyna". Szli, trzymając się za ręce, chłopak przyświecał chwilami latarką.