Страница 14 из 41
– Nie mogę obiecać na pewno, ale postaram się, żeby nie było więcej kłopotów z moją sekcją – powiedział, biorąc Kamila pod łokieć i prowadząc na górę, do dyżurki.
– Nie o to chodzi, Piotrze. Przychodzę w i
Usiedli przy pulpicie kontrolnym, Piotr włączył wentylator i podał Kamilowi szklankę chłodnego napoju. Milczał i czekał na wyjaśnienie celu wizyty.
– Mamy pewne kłopoty – zaczął Kamil.
– Słyszałem. Nowe przypadki śpiączki?
– Właśnie. Ale to nie wszystko. Ktoś rozstroił układ namiarowy…
– Więc jednak „ktoś"… Myślałem, że to było przypadkowe uszkodzenie.
– Wykluczone. To celowa robota, bardzo dokładnie wykonana.
– Wierzyć się nie chce. – Piotr pokręcił głową, jakby nie mógł pogodzić się ze stwierdzeniem Kamila. – Czy potrafisz to jakoś wyjaśnić? Kto mógł to zrobić?
Kamil rozłożył ręce.
– Nie mam pojęcia. Mógł to zrobić każdy z nas. Wyjście na zewnątrz, na korpus astrolotu, nie jest sprawą trudną. Poza tym potrzebny był tylko klucz do nakrętek i duży śrubokręt.
– Narzędzia mechaniczne są u mnie w magazynie, ale w praktyce każdy może skorzystać z nich w dowolnej chwili – powiedział Piotr.
– Postaraj się, żeby nikt nie używał ich bez twojego zezwolenia.
Kamil wstał. Piotr spojrzał na zegar.
– Koniec mojego dyżuru – powiedział. – Bądź łaskaw po drodze obudzić Luisa, pewnie jeszcze śpi. Powinien już tu być.
Kamil kiwnął głową i powoli ruszył ku wyjściu.
– Aha, miałem cię jeszcze spytać… – powiedział Piotr z ociąganiem – miałem spytać o Idę. Dlaczego ją uwięziłeś?
– Zarządziłem areszt domowy. Drobne wykroczenie dyscyplinarne. Zresztą nie ma już o czym mówić. To sprawa tylko między mną a Idą.
– Myślałem, że to ma jakiś związek ze sprawą fałszywych namiarów.
– Nie. Przyślę ci tu zaraz Luisa.
Kamil wyszedł pospiesznie z maszynowni. Przechodząc obok drzwi kabiny Luisa zapukał i wszedł. Drugi Inżynier Napędu leżał na tapczanie. Kamil potrząsnął
go za ramię. Zapalił światło i jeszcze raz potrząsnął śpiącym. Jego twarz była rozluźniona, mięśnie wiotkie. Kamil zmierzył tętno, posłuchał słabego, lecz równomiernego rytmu oddechu.
,,Chyba znów to samo" – pomyślał i zatelefonował do lekarza, a potem szybko pobiegł w kierunku kabiny Idy. Drzwi były zamknięte, tak jak pozostawił je, gdy wychodził stąd przed godziną po dostarczeniu obiadu swemu więźniowi. Z ulgą zapukał i otworzył drzwi. Idą czytała książkę. Spojrzał przelotnie na tytuł. Była to jakaś stara, sentymentalna powieść.
– Przepraszam cię, Ido – powiedział półgłosem. – Jesteś wolna. Musiałem to zrobić, wybacz. Uśmiechnęła się bez cienia ironii.
– Ależ, drogi Kamilu, nie musisz się usprawiedliwiać! Przecież domyślam się, że nie zrobiłeś tego, aby mi sprawić przykrość. Widocznie to było konieczne. Jeśli w drzwiach naszych kabin mieszkalnych zainstalowano zamki cyfrowe zamykane z zewnątrz – to widocznie czasem jest to konieczne. Kabina, w której mieszkają dowódca i jego zastępcy, nie ma takiego zamka. Stąd wniosek, że miałeś prawo mnie zaniknąć.
– Widzisz… – Kamil w obecności Idy czuł się zawsze nieco zmieszany. – To wszystko z powodu tych wypadków śpiączki… Ale teraz znowu Luis… a ty byłaś przez cały czas tutaj.
– Jednym słowem, mam „żelazne alibi", jak to się mówi w kryminalnych powieściach.
– Lubisz czytać powieści kryminalne?
– Nie bardzo. Wolę bajki.
Kamil pomyślał, że Idą żartuje, ale ona powiedziała to zupełnie poważnie.
– Zawsze lubiłam bajki. Dawno temu, kiedy byłam zupełnie mała…
– To rzeczywiście dawno! – Kamil roześmiał się szczerze – bo teraz jesteś już okropnie stara.
Idą zmieszała się jakby, ale też uśmiechnęła się i powiedziała:
– Już naprawdę nie wiem, ile mam lat. Wszystko przez te przetrwalniki, prędkości podświetlne i przyspieszone nauczanie…
Kamil stał chwilę bez ruchu, wciąż z poczuciem winy. Zdawał sobie sprawę, że wszelkie dalsze wyjaśnienia z jego strony nie mają sensu. Powiedział więc tylko:
– Cieszę się, naprawdę bardzo się cieszę, że nie masz nic wspólnego z uśpieniem tych pięciu osób.
– Ja też się cieszę, że doszedłeś do takiego przekonania – powiedziała, gdy był już w progu.
Odwrócił się, by spojrzeć na nią jeszcze raz. Wydało mu się, że dostrzegł melancholijny, a może nawet smutny wyraz jej twarzy. Patrzyła w jego kierunku, ale nie na niego, a jakby poprzez niego, przez otwór drzwi i jeszcze dalej.
„Zdaje się, że zrobiłem głupstwo. Osobiste głupstwo, oczywiście. Bo służbowo – postąpiłem zgodnie z logiką" – pomyślał.
W myślach rozważył raz jeszcze dotychczasowe swoje hipotezy. Wydobył notes i z listy podejrzanych skreślił imię Idy. Przy imieniu Piotra zatrzymał się, lecz po zastanowieniu – pozostawił je na liście. Nie zdecydował się również na skreślenie Steve'a. Zamknął notatnik i zaczął przechadzać się korytarzem. Przyłapywał się coraz częściej na tym, że za lada szelestem sprężał się cały, sięgając dłonią do kolby pistoletu, który nosił stale przy sobie.