Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 40 из 48

– Hej, kto tu jest? – spytała jedna słonica. – Czuję dzikie leśne zwierzę.

– Nieszkodliwe – zapewnił ją Remigiusz. – Dobry wieczór. Czy nie zginęło wam przypadkiem słoniątko?

Druga słonica, która była matką Binga, poruszyła się gwałtownie.

– Bingo! – wykrzyknęła. – Mój synek! Wiesz może, gdzie on teraz jest? Kim jesteś?

– Zwyczajnym lisem – odparł uspokajająco Remigiusz. – Twój Bingo jest w naszym lesie i świetnie się bawi. Wszystko w porządku, nie musisz się martwić.

– Co za szczęście! – westchnęła mamusia Binga. – Uciekł nam w czasie transportu. Wiedziałam, że poszedł do lasu, ale ciągle się denerwuję. Jak to miło, że przyszedłeś o nim powiedzieć! Kiedy wróci do domu?

– Niedługo – powiedział Remigiusz. – Pozwiedza jeszcze trochę las, a potem wróci. Właściwie przyszedłem w i

– Po co ci piłka? – zdziwił się słoń, tatuś Binga. – Chcesz ją zabrać do lasu?

– Oczywiście – odparł Remigiusz trochę zgryźliwie. – To wasze dziecko narobiło nam na nią apetytu. Wszyscy chcą zobaczyć, jak się można bawić piłką. Gdzie ona jest?

– Tutaj – powiedział słoń i pokazał trąbą.

Piłki słoni, duże i małe, wisiały w siatkach na ścianie małego pokoiku obok dużego pomieszczenia. Słoń sięgnął trąbą i zdjął jedną średnią, trochę większą od ludzkiej głowy.

– Proszę cię bardzo – powiedział i położył ją na ziemi.

– Czy on nie jest głodny? – spytała niespokojnie mamusia Binga. – Co on tam u was jada? Czy nie ma tam czegoś szkodliwego?

Remigiusz przyjrzał się słoniom, które były nieźle widoczne, bo przez okno wpadało światło latarni. Pomyślał, że Maria

– Mówię przecież, że wszystko w porządku – powiedział trochę niecierpliwie. – Bingo jada to samo, co i wszyscy, rośliny. Nie znajdzie nic szkodliwego, nawet gdyby się specjalnie starał.

– Niech on jednak lepiej wróci do domu – powiedział słoń. – Ludzie się denerwują, że zginął. Poza tym idzie zmiana pogody, jeśli zrobi się zimno, on się może zaziębić.

– Niech wraca natychmiast! – wykrzyknęła słonica.

– Dobrze, dobrze – powiedział Remigiusz. – Nic mu nie będzie. Pozwolicie, że was pożegnam, bo atmosfera nie bardzo mi odpowiada. Za dużo tu ludzi.

Wziął w zęby siatkę piłki, ale, niestety, wziął ją z nieodpowiedniej strony i piłka od razu wypadła. Zakłopotał się. Pojęcia nie miał, jak sobie z nią poradzić, bo chwytanie jej w zęby bez siatki powodowało, że wymykała się, odskakiwała i turlała się w różne strony.

– A cóż to za uciążliwy przedmiot! – zawołał z irytacją.

– Pomożemy ci – powiedziały słonie.

Były wytresowane, więc z łatwością dały sobie radę. Dwa rozchyliły trąbami siatkę, a trzeci włożył do niej piłkę i podały ją Remigiuszowi we właściwej pozycji. Remigiusz podziękował i przepchnął się ze swoim bagażem przez ruchomą deskę.

Było mu bardzo niewygodnie biec z tą dużą rzeczą, która obijała się o niego i przeszkadzała. Na szczęście, zanim dotarł do dziury w ogrodzeniu, pojawiła się sowa.

– Przyleciałam popatrzeć, jak sobie dajesz radę – powiedziała. – Więc to jest piłka? Interesujący pakunek.

– Zamiast się natrząsać, mogłabyś pomóc! – rozzłościł się Remigiusz. – Całego zająca potrafisz złapać, a nie tylko takie byle co! Wynieś to stąd! Niech raz będzie z ciebie jakiś pożytek, bo nawet do jedzenia się nie nadajesz. Sam puch!

– Obawiam się, że mylisz mnie z jastrzębiem – powiedziała sowa spokojnie. – Ale dobrze, spróbuję.

Chwyciła siatkę pazurami i uniosła ją w powietrze. Uwolniony od ciężaru Remigiusz pomknął do dziury i popędził za sową aż do skraju lasu.

Sowa upuściła piłkę wśród pierwszych drzew.

– Niezbyt ciężkie, ale niewygodne – rzekła. – Jakoś tak się plącze i majta. Co teraz zrobisz?

– Teraz poproszę cię uprzejmie, żebyś to przeniosła kawałek dalej, aż do naszego lasu – powiedział Remigiusz. – Potem to jakoś przewlokę. Tu jest niedobrze, to jest ludzki las.

– To dobrze – zgodziła się sowa. – Tylko pamiętaj, że robię to wyłącznie dla Pafnucego. Wprawdzie żyję nocą, a w dzień śpię, ale dobrze wiem, co się dzieje w lesie. Jestem pewna, że Maria

– Prawie – przyznał Remigiusz. – Ściśle biorąc, kazała to przynieść mnie, ale rzeczywiście Pafnucy ma po nią przyjść. Razem z tym koszmarnym słoniątkiem.

– No więc dobrze, przeniosę ją, ile zdołam – powiedziała sowa.

Znów zaczepiła pazury o siatkę i pofrunęła daleko, aż do prawdziwego lasu. Tam położyła ją na ziemi i odmówiła dalszej współpracy. Remigiusz miał zęby i powinien dać sobie radę sam.

Razem z niewygodną piłką nie mógł biec tak szybko, jak zwykle, i do jeziorka Maria

– Ach, więc to jest piłka? – wykrzyknęła Maria





– Uspokój się, jeszcze się udławią z pośpiechu – powiedział Remigiusz, zły i zmęczony. – Bingo, kazali mi powiedzieć, że masz wracać do domu. Ostrzegają przed ludźmi. Zwracam wszystkim uwagę, że szukają go cały czas.

Słoniątko nie przejęło się tym wcale. Skończyło jeść, wytrząsnęło piłkę z siatki i zaczęła się zabawa.

Piłka turlała się, skakała i pływała po wodzie, co zachwyciło Maria

– Jaka szkoda, że nie mogę zobaczyć cyrku! – zawołała z wielkim żalem. – To musi być przepiękna zabawa!

– Nie spodziewasz się chyba, że ktoś ci przyniesie cały cyrk – powiedział Remigiusz jadowicie. – Już z samą piłką miałem dosyć kłopotów. Chociaż trzeba przyznać, że rozrywka jest warta wysiłku.

– Czy cały czas się tak bawicie? – spytała Maria

– Nie – odparło słoniątko. – Ale bardzo często. Z tym że nie możemy się bawić po swojemu, tylko tak, jak chce trener. On tam rządzi.

– Wygląda na to, że nie czujecie się tam źle? – powiedział ze zdziwieniem borsuk.

– Zależy kto – powiedziało słoniątko. – Teraz widzę, że na swobodzie jest przyjemniej, ale z drugiej strony już się trochę stęskniłem do naszego jedzenia i do rodziny. I w ogóle zadowolone są tylko te zwierzęta, które urodziły się w cyrku, i

Nabrało wody w trąbę i wylało ją na dziki. Zabawa trwała i trwała bez końca.

Następnego dnia do Pafnucego przyleciał dzięcioł.

– Hej, Pafnucy! – zawołał. – Pucek na ciebie czeka! Mówi, że ma jakiś pilny interes.

Pafnucy obejrzał się na słoniątko, które właśnie bawiło się z wiewiórkami.

– Bingo, czy chcesz zobaczyć łąkę i mojego przyjaciela, psa Pucka? – zapytał. – To nie jest bardzo daleko.

Słoniątko chciało zobaczyć wszystko i wszystkich. Przeprosiło grzecznie wiewiórki i pomaszerowało z Pafnucym w stronę łąki. Wkrótce tam dotarli.

Pucek czekał pod lasem i na widok słoniątka aż usiadł.

– No tak – powiedział. – Więc jednak to prawda!

– Co prawda? – zaciekawił się Pafnucy.

Pucek zerwał się i obiegł ich dookoła.

– Słyszałem różne plotki, że macie tam w lesie słonia – oznajmił. – Myślałem, że ci ludzie kompletnie oszaleli, ale okazuje się, że nie. Rzeczywiście macie słonia! Jak się miewasz i jak się czujesz w tym lesie?

– Doskonale, dziękuję bardzo – odpowiedziało słoniątko. – Ogromnie mi się tu podoba.

– No więc bardzo mi przykro, ale będę musiał was zmartwić – powiedział Pucek. – Rozeszło się, że w lesie przebywa słoń, który uciekł z cyrku. Uciekłeś z cyrku?

– Z cyrku – przyświadczył Bingo.

– Zamierzają zrobić obławę, żeby cię złapać – powiedział Pucek.

– Czy zrobią mu coś złego? – zaniepokoił się Pafnucy.

– A skąd! – zawołał Pucek. – Przeciwnie! Boją się o niego potwornie. Boją się, że zje coś nieodpowiedniego, boją się, że zmarznie i zaziębi się, jeśli pogoda się popsuje, boją się, że zabłądzi i wpadnie w bagno, boją się wszystkiego. Chcą go złapać i odprowadzić do cyrku, dla jego własnego dobra. Poza tym, zdaje się, że jego rodzice są zdenerwowani. Tak ludzie mówili.

– Och, rodzice! – zmartwiło się słoniątko. – Ale przecież Remigiusz ich uspokoił?

– Tylko trochę – powiedział Pucek. – Nie stracili apetytu, ale wolą, żebyś wrócił. I ciągle jest jakieś gadanie o zimnie. Czy ty pochodzisz z jakiegoś ciepłego kraju? O ile wiem, istnieją gdzieś ciepłe kraje.

– Tak – powiedziało słoniątko. – Słonie żyją w bardzo gorących krajach, to prawda. No dobrze, wygląda na to, że będę musiał wrócić do domu.

– Raczej tak – powiedział Pucek. – Zanim zaczną tę nagonkę. Nie ma pośpiechu o tyle, że jutro będzie wielka burza, a ludzie w czasie burzy siedzą w domach. Będą szukali dopiero potem.

– Szkoda! – westchnęło słoniątko. – Gdyby nie ludzie, zostałbym dłużej, bo z tym zimnem to przesada. Przecież nie przyjdzie mróz. Ale nie mogę narażać wszystkich na to, że ludzie zrobią zamieszanie w lesie. Wrócę zaraz po burzy.

– Wiecie, gdzie jest cyrk? – spytał Pucek.

– Wiemy – odparł Pafnucy. – Odprowadzimy go tam, żeby nie zabłądził. Dziękujemy ci za wiadomość.

– Drobnostka, nie ma za co! – zawołał Pucek. Pafnucy ze słoniątkiem wrócili nad jeziorko i powtórzyli wszystko, co usłyszeli od Pucka. Wszyscy zmartwili się, że wizyta tak szybko się skończy, ale nie było rady. Słoniątko powolutku zaczęło się żegnać z nowymi przyjaciółmi.