Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 36 из 48

– Dziękuję – powiedziało. – Wiem, że ty jesteś niedźwiedziem, znam niedźwiedzie. Ale kogoś takiego, jak on, nie znam wcale, chociaż jest odrobinkę podobny do konia. Kim on jest?

I machnęło w stronę Kikusia tym swoim strasznie długim nosem.

Obaj, i Kikuś, i Pafnucy, byli tym nosem tak strasznie zainteresowani, że wręcz nie mogli od niego oczu oderwać. Wpatrywali się po prostu zachła

– Ja jestem Kikuś – powiedział z lekkim roztargnieniem Kikuś, wciąż zajęty tym przeraźliwie długim nosem. – Bardzo młody jeleń.

– Znasz konie? – spytał Pafnucy.

– O, tak! – odparło słoniątko. – W cyrku jest bardzo dużo koni. I są także niedźwiedzie.

Pafnucy pomyślał, że ten cyrk to musi być coś szalenie skomplikowanego i bardzo wielkiego. Pomyślał, że trzeba będzie opowiedzieć o tym Maria

Ledwie zaczęło świtać, Pafnucy pojawił się nad jeziorkiem. Dla wszystkich zwierząt taki wczesny letni ranek stanowił porę, kiedy budziły się, wstawały, jadły śniadanie, a pierwsze, oczywiście, zaczynały popiskiwać i świergotać ptaki.

Maria

– Proszę! – powiedziała żywo. – Zjemy śniadanie razem. Jak ja będę jadła, ty będziesz mówił, a jak ty będziesz jadł, ja będę łowiła ryby. Ta pierwsza jest dla ciebie.

Znów wskoczyła do wody, wypłynęła z następną rybą i zaczęła ją zjadać.

– Mów! – rozkazała. – Widziałeś to coś?

– O, tak! – odparł Pafnucy. – I rozmawiałem z tym. To jest słoniątko. Ma na imię Bingo. Mieszka w cyrku. Przyszło do nas, żeby zobaczyć, jak tu jest.

Maria

– I co? – spytała. – Rzeczywiście jest takie duże?

– Owszem – powiedział Pafnucy. – Większe ode mnie. Ale jest dzieckiem.

Patrzył przy tym na rybę Maria

– Proszę, to dla ciebie – powiedziała. – I jak to słoniątko wygląda?

– Ma wielkie uszy – powiedział Pafnucy, pośpiesznie wkładając rybę do ust. – I kaky okchokme gugy noch, chak chąch…

Maria

– Tak, już mówię – powiedział. – Bardzo cię przepraszam, ale śpieszyłem się i cały wczorajszy obiad gdzieś się podział, wcale go we mnie nie ma i bardzo zgłodniałem…

Wepchnął rybę do ust i chciał mówić dalej, ale Maria

– Najpierw połknij – powiedziała niecierpliwie. – Poczekam z resztą śniadania, aż powiesz wszystko, bo bardzo mnie interesuje, co to jest chąch. Nie znam takiej rzeczy.

– Wąż – powiedział Pafnucy po przełknięciu ryby. – Ono, to Bingo, słoniątko, ma taki strasznie, okropnie, niemożliwie długi nos i rusza nim na wszystkie strony. Długi jak wąż. Nie wiem dlaczego.

– I mówiłeś, że gdzie mieszka? – spytała Maria

– Nie wiem – odparł Pafnucy. – Ale musi to być coś bardzo ogromnie wielkiego, bo są tam konie i niedźwiedzie, i to słoniątko, i mnóstwo ludzi. Za to nie ma saren ani jeleni. I chyba więcej nie wiem.

– Jak to? – oburzyła się Maria

Zdenerwowana była tym brakiem informacji tak bardzo, że prawie przy każdym pytaniu wskakiwała do wody i wyławiała rybę. Niecierpliwie rzucała te ryby na trawę, a Pafnucy z wielkim zapałem korzystał z tego, że nie przestawała pytać. Odpowiedzi na jej pytania nie znał, więc nawet nie próbował nic mówić.

– Natychmiast musisz tam iść i wyjaśnić sprawę! – wykrzyknęła wreszcie Maria

– Chkołoche kchoky… – zaczął Pafnucy i urwał, widząc spojrzenie swojej przyjaciółki. – W połowie drogi do końca lasu – powiedział po przełknięciu. – Było dalej, ale idzie w naszą stronę, bo ja je tu zaprosiłem.

– Co? – spytała zaskoczona Maria

– Zaprosiłem je, żeby tu przyszło – powtórzył Pafnucy. – Myślałem, że sama będziesz chciała posłuchać tego, co powie.

Maria

– Miałeś wyjątkowo doskonały pomysł – pochwaliła. – Kiedy ono tu przyjdzie?

– Nie wiem – odparł Pafnucy. – Myślę, że niedługo.

Maria





– Czy ja dobrze słyszę? – spytał zgryźliwie. – Zdaje się, że będziemy mieli gości?

– Owszem – przyświadczyła Maria

– W tej kwestii nie widzę żadnych kłopotów – zauważył borsuk. – Ryb możesz wyłowić dowolną ilość, jeśli tamto stworzenie ich nie jada, na Pafnucego można liczyć z całą pewnością. Nie zmarnują się. Nie dosłyszałem, kiedy tu przyjdzie.

– Nie wiemy – powiedziała Maria

Z głośnym ćwierkaniem nadleciała zięba.

– Hej, słuchajcie! – zawołała z wielkim przejęciem. – To coś, co przyszło do lasu, idzie w stronę wilków!

– Jak to w stronę wilków? – przerwała gwałtownie Maria

– Może zabłądziło? – ćwierknęła zięba.

– Przecież Kikuś miał mu pokazywać drogę! – oburzyła się Maria

– Kikusia tam nie ma – powiedziała zięba. – Poleciał do Klemensa, żeby się pochwalić, że widział to z bliska i wie, co to jest. Czekaj, przestań mi przerywać! Słuchajcie, na własne oczy widziałam, jak to małe wielkie przeszło przez gąszcz jeżyn! Ten wielki, stary gąszcz z samymi kolcami. Żadne zwierzę by tamtędy nie przeszło, no, może Pafnucy, ale też wątpię, a to przeszło tak, jakby w ogóle nic nie zauważyło! Jakby te jeżyny nie miały ani jednej igiełki! Co to ma znaczyć, co to jest za stwór?

– Słoniątko – powiedział Pafnucy. – Powiedziało, że jest słoniątkiem, ale o jeżynach i kolcach nie było mowy.

– Pafnucy, ono się od nas oddala! – wrzasnęła zdenerwowana Maria

– Chyba musisz tam iść i sam je przyprowadzić – powiedział borsuk. – Muszę przyznać, że też jestem ciekaw i chciałbym to zobaczyć.

– Rzeczywiście – przyznał zakłopotany Pafnucy. – Jeżeli Kikuś je zostawił, trzeba tam pójść…

Liście zaszeleściły i na gałęzi pojawiła się kuna.

– Kikuś już wrócił – oznajmiła. – Byłam tam. Zatrzymali się, rozmawiają teraz z dzikami. Słuchajcie…

– Z dzikami! – wrzasnęła Maria

– Może spotkali je po drodze – zauważył łagodząco Pafnucy.

– Jeżeli będą rozmawiali z każdym, kogo spotkają po drodze, nie dojdą tu przez rok! – zirytowała się Maria

– Zaraz – powiedziała z gałęzi bardzo przejęta kuna. – Słuchajcie…

– Dobrze, już idę – powiedział Pafnucy. – Zięba pokaże mi, gdzie są.

– Czy ja mogę nareszcie coś powiedzieć? – zdenerwowała się kuna. – Słuchajcie, sprawdziłam tę kieszeń!

– Jaką kieszeń? – spytali wszyscy równocześnie. Kuna była bardzo dumna z siebie.

– Wiewiórki mówiły, że ono ma pod nosem jakąś kieszeń, do której wszystko wkłada – rzekła tajemniczo. – To takie strasznie długie z przodu to podobno jest nos. Koniecznie chciałam zobaczyć, jak wygląda kieszeń pod nosem, wiecie, zaryzykowałam i zajrzałam z ziemi, od dołu. I wyobraźcie sobie, to wcale nie jest kieszeń! To są usta! Ono tamtędy jada!

– Jesteś pewna? – spytał podejrzliwie borsuk.

– Oczywiście! – wykrzyknęła kuna prawie z urazą. – Przyglądałam się długą chwilę, bo sama byłam zdumiona. Tam wkłada liście i gałązki, i trawę, i strąki akacji i zjada to. I połyka. To są usta, a nie żadna kieszeń!

– No, no – powiedział borsuk, nie mając pojęcia, jak się do tej wiadomości ustosunkować.

Maria

– Chora będę, jeśli tego stworzenia nie zobaczę – oznajmiła stanowczo. – Pafnucy, przyprowadź je tu! Idź do niego i nie zostawiaj go ani na chwilę, bo znów gdzieś skręci!

– Skoczę i popatrzę, gdzie teraz są – zaofiarowała się zięba.

– Potem przylecę i zaprowadzę Pafnucego. Zaczekajcie chwilę! Furknęła i już jej nie było. Krzaki znów zaszeleściły i wyłonił się z nich lis Remigiusz.

– Cześć, jak się macie – powiedział. – Znacie ostatnią nowinę?

– Jaką ostatnią nowinę? – spytała Maria

– A, to już wiecie? – powiedział Remigiusz. – Specjalnie przyszedłem w tej sprawie. Ale heca! Słoniątko uciekło z cyrku i przyszło do lasu. Wiem o tym bezpośrednio od zwierząt. Nie było go tu jeszcze?

– Nie, ale ma przyjść – powiedziała Maria

– Niedokładnie – wyznał Remigiusz. – Jakaś mieszanina ludzi i zwierząt. Zwierzęta oczywiście już wiedzą, że to małe sobie poszło, i orientują się, dokąd, ale ludzie jeszcze się nie połapali. Zdaje się, że urwało im się w trakcie podróży, więc nie mają pojęcia, w którym miejscu. Będą go szukać gdzie indziej.