Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 18 из 48

– Oczywiście, że możliwe – odpowiedział z przekonaniem Pafnucy. – Wiesz przecież, że bobry do ust nie wezmą ryby, chociaż też żyją w wodzie, tak jak Maria

– Tutaj – odezwał się Remigiusz, który właśnie w tej chwili nadbiegł. – No? Co się dzieje?

– Nie wiemy – odparł Pafnucy. – Zobaczymy, co będzie. Krzaki zaszeleściły się i pojawił się Kikuś.

– Maria

Na myśl o śniadaniu Pafnucy wyraźnie poczuł, że nic nie jadł już od tygodnia, od miesiąca, od nieskończonych wieków i jest tak strasznie pusty w środku, że ani przez chwilę dłużej nie zdoła tego wytrzymać. Odwrócił się i popędził nad jeziorko.

– Szału można z tobą dostać – powiedziała Maria

Pafnucy tylko pokręcił głową. Nie ośmielił się odezwać, bo usta miał pełne ryb do tego stopnia, że ogony wystawały mu na zewnątrz. Pożerał je w szalonym tempie, wydawało mu się bowiem, że powinien zaraz wrócić do leśniczego.

– Jak to? – oburzyła się Maria

Pafnucy pokiwał i pokręcił głową.

– Zdecyduj się na coś! – zdenerwowała się Maria

Pafnucy pokiwał głową.

– Lepiej? – upewniła się Maria

Pafnucy znów kiwnął głową. Pomyślał, że Maria

– Orzeszek – powiedział pośpiesznie.

– Orzeszek! – krzyknęła Maria

– Okłoknie – powiedział Pafnucy.

– No, myślę, że okropnie! Pośpiesz się! Tam się może znów coś dzieje, może leśniczy zjadł coś więcej i wyzdrowiał! Tylko nie waż się znikać na tak długo!

W szalonym pędzie przybiegła nagle na brzeg jeziorka Matylda z dwojgiem dzieci.

– Tam są wilki! – zawołała, zdenerwowana. – Klementyna została, bo chce odciągnąć tego szaleńca, Kikusia! Pafnucy, idź tam, ja cię proszę! Tylko do ciebie można mieć pełne zaufanie!

– Tak! – poparła ją Maria

Leśniczy leżał na mokrym mchu i zaczynało mu być coraz zimniej. Leżał wprawdzie na swojej pelerynie od deszczu, ale od góry był cały zmoczony i ubranie miał przesiąknięte wodą. Postanowił usiąść i zaczai się powoli podnosić, krzywiąc się i jęcząc, bo przy każdym ruchu noga bolała go straszliwie. Głowa go również bolała, ale mniej. Pomyślał, że chyba rzeczywiście żyje do tej pory tylko dzięki tym zwierzętom, które grzały go w nocy, śpiąc tuż obok. Nie miał pojęcia, dlaczego znalazły sobie akurat takie legowisko, ale był im głęboko wdzięczny.

Obejrzał się, zobaczył, że niedaleko za nim znajduje się pieniek, i postanowił doczołgać się do tego pieńka, żeby się o niego oprzeć. Zaczął się przesuwać, podpierając się łokciami i jedną nogą. Wyplątał się z pogryzionych gałęzi, odpoczął chwilę i popatrzył na jajka. Nie miał ochoty na jedzenie, chciało mu się pić, jajka jednakże zdecydowałby się zjeść, gdyby mógł uwierzyć, że są prawdziwe. Nie mógł w to uwierzyć, więc zostawił je w spokoju. Po okropnie długich wysiłkach, z wielkim trudem, doczołgał się wreszcie tyłem do pieńka i usiadł, opierając o niego plecy.

Nie miał najmniejszego pojęcia, że z wszystkich stron obserwują go uważnie liczne oczy zwierząt.

– Nie rozumiem – szepnął zdziwiony Remigiusz. – Dlaczego nie zjadł jajek? Wiem, że ludzie jedzą jajka, a w ogóle to są jajka od jego własnych kur. Ukradłem je z jego kurnika.

– A ryba? – spytała rozczarowana kuna. – Ryby też nie chciał? To po co ja ją wlokłam taki kawał drogi?

– Może jeszcze zje…

– Nie podoba mi się to wszystko – powiedział Pafnucy. – On już powinien być zupełnie zdrowy. Tymczasem ciągle czuję od niego zapach choroby, w dodatku coraz większy.

– I zdaje się, że znów zaczyna mu być zimno – zatroskała się Klementyna. – Słońca dzisiaj nie będzie, a po południu zacznie padać deszcz. Czy on nie pójdzie do domu?

– Powinien pójść – powiedział Eudoksjusz.

– Zdaje się, że nie może – powiedziała kuna. – Choroba mu siedzi w nodze i ta noga do niczego się nie nadaje. Ludzie nie umieją chodzić inaczej, jak tylko na nogach.

Siedzący przy pieńku leśniczy zastanawiał się dokładnie nad tym samym. Był człowiekiem bardzo silnym, zahartowanym i wytrzymałym, ale nawet jego wytrzymałość miała jakieś granice. Wiedział, że znajduje się w głębi lasu, gdzie nie przychodzą żadni ludzie, nikt go tu zatem nie znajdzie. Zdawał sobie sprawę, że ma na sobie mokre ubranie, że będzie mu coraz zimniej i będzie się czuł coraz gorzej. Obmyślał sposób posuwania się na rękach, ale wleczona noga bolała go tak okropnie, że prawie tracił od tego przytomność. Zastanawiał się, co może zrobić, i postanowił poczołgać się jednak, tylko przedtem trochę odpocząć.

Przyglądające mu się z lasu zwierzęta doskonale czuły jego stan.

– On się znów trzęsie – powiedziała kuna. – To nie do uwierzenia, znów mu zimno. Może powi

– Ja się nie zbliżę – mruknął Remigiusz. – Porządny czy nie, ale to jednak człowiek.

Wilki pokręciły głowami.





– Gdyby spał, to może – powiedziały. – Tak jak w nocy. Ale teraz coś nas odpycha. Poza tym, on może się przestraszyć.

– No, nie ucieknie, to pewne – zauważył złośliwie Remigiusz.

– Położyłabym się obok niego, ale wybrał sobie takie głupie miejsce, że się nie zmieszczę – powiedziała smutnie Klementyna.

Pafnucy westchnął ciężko.

– Widzę, że jednak trzeba – rzekł. – No dobrze, spróbuję. Jakoś się upchnę obok tego pnia…

Wyszedł z krzaków i leśniczy zobaczył go od razu.

– Pafnucy – powiedział łagodnie. – Chodź, niedźwiadku, chodź. Zimno mi strasznie, może mnie ogrzejesz.

Pafnucy nie zrozumiał słów, ale odgadł, że leśniczy go wzywa. Podszedł zupełnie blisko, usiadł obok i ostrożnie objął go łapami. Nie bał się wcale i leśniczy nie bał się go również. Od razu zaczęło mu się robić cieplej i siedział tak, ze złamaną nogą, w objęciach niedźwiedzia.

W krzakach zaś siedziały wszystkie zwierzęta, patrzyły, czekały i robiły się coraz bardziej zdenerwowane.

Maria

– Siedź tu w takim razie do skończenia świata! – krzyknęła gniewnie do Matyldy i śmignęła do lasu.

Pafnucy trzymał w objęciach leśniczego i smutnie posapywał. Pozostałe zwierzęta stały kręgiem wokół nich, zdenerwowane już straszliwie, zdezorientowane i bezradne. Wilki leżały w zeszłorocznej trawie, a wilczęta siedziały obok i gapiły się szeroko otwartymi oczami.

Maria

– Czyście wszyscy poszaleli? – wysyczała z wściekłością. – Co to ma znaczyć?! Czy ten Pafnucy zwariował?!

– Nie, on grzeje leśniczego – szepnęła Klementyna.

– I co? – rozzłościła się Maria

– A co właściwie proponujesz i

– Widzisz, że wszyscy się zastanawiamy! – powiedział z irytacją Remigiusz.

– Nad czym?! – wrzasnęła Maria

– Kto ma go zabrać? – warknął wilk. – Mamy go wszyscy wlec zębami? Za duży jest i trochę za ciężki!

– Może Pafnucy by go powlókł? – zaproponował niepewnie Eudoksjusz.

– Pafnucy, Pafnucy, wszystko Pafnucy! – rozzłościła się Maria

– Ludzie! – przestraszyła się Klementyna.

– No pewnie, że ludzie! – awanturowała się Maria

– Nie wiem, skąd weźmiesz ludzi – skrytykował wilk. – Tu, na szczęście, nie przychodzą.

– Leśniczy to jest porządny człowiek! – zawołała z oburzeniem Klementyna.

– A czy ja mówię, że nie? Czy zostawiło się go tutaj razem z pniem? Został uwolniony, niech go teraz zabiorą! – wykrzykiwała Maria

Remigiusz zerwał się nagle na równe nogi.

– Maria

– Jak zawiadomić? – spytała żywo Klementyna.

– Jak to jak?! – krzyknęła Maria

Wśród zwierząt nastąpiło poruszenie. Pomysł Maria

Maria