Страница 7 из 45
Gości
– Trochę dużo tego – zauważyłam delikatnie.
– Dużo – zgodziła się Alicja. – I popatrz, a przy Blekocie tyle nie miałam… I co ja mam z tym zrobić?
– Ręczniki, bieliznę pościelową i firanki można umieścić w szafie – zaopiniowała Marzena. – Poduszki… Co najmniej jedną upchnie się w kufrze…
– Nie wiem, czy się zmieści. I nie wiem, czy da się otworzyć szafę…
– Spróbujemy. Czekaj, ja przejdę, a ty mi podasz.
Z dużym wysiłkiem i trochę jakby górą, częściowo po zawalonym łóżku, Marzena przedostała się do szafy przy oknie. Ugrzęzła tam i uchyliła drzwi, które nie chciały się szerzej otworzyć.
– Nie mam się gdzie ruszyć – zaraportowała. – I coś tu tym drzwiom przeszkadza, ale to dosyć miękkie. Alicja, co to jest? To na samym dnie?
– Skąd mam wiedzieć, co jest na samym dnie, skoro nawet nie wiem, co jest wyżej! – zirytowała się Alicja. – Mówiłam, że będzie kłopot. Ugnieć może to miękkie, cokolwiek to jest.
– Albo wyjmę i ustawimy w pionie… Zaraz, to pudło na dole jest prawie puste, da się tam coś włożyć. Potrzymajcie przez chwilę te papiery…
– Tylko żebyś potem ułożyła tak, jak były! Stąd widzę, to jest cała Grenlandia, a obok powinien był Nordkapp, jeśli przemieszasz, ja do nich nie trafię!
– Nic nie przemieszam, ułożę, jak były…
Odstałyśmy czas jakiś z rozmaitymi ciężarami w rękach, Marzena zaś z dużym wysiłkiem dostała się do wielkiego pudła, otworzyła je i zajrzała. Zawartość musiała jej się spodobać, bo kiwnęła głową i, nic nie mówiąc, spod drzwi szafy wyszarpnęła jeden szary wór. Raczej chyba ciężki. Zaczęła go upychać w pudle.
– Jest jeszcze drugi taki – oznajmiła. – Nie zmieści się, ale go ubiję na wierzchu. Daj mi te papiery z łóżka, oprą się o ścianę…
– Czy to nie są przypadkiem koty w worku? – zainteresowała się równocześnie Alicja. – Ciekawe, kto je tu wtrynił?
Marzena nie zwróciła uwagi na jej pytanie, była w rozpędzie. Obejrzała się na nas.
– Daj tę Grenlandię, póki tu jestem. I tę drugą kupę, bo potem się nie dojdzie. No, mam kawałek podłogi…
Po usunięciu worów szafa dała się otworzyć. Okazała się w połowie pusta, całe pranie z łóżka zmieściło się w niej zatem doskonale, razem z żelazkiem i futerałem po aparacie fotograficznym, weszła także jedna mała poduszka. Łóżko zaczęło być widoczne, obie z Alicją miałyśmy już wolne ręce, zajrzałam zatem do jednego z pozostałych na nim pudeł.
Oczywiście też było puste. Postanowiłam nie robić Alicji ukradkowych świństw.
– To – powiedziałam, potrząsając stojakiem pod doniczkę – przyjrzyj się, to ci wkładam do tego pudła!
– Po co? – spytała Alicja cierpko.
– Żeby zyskać więcej miejsca. Akurat się mieści. I całą resztę wyniosłabym do atelier.
– Popieram ten pogląd – powiedziała Marzena, wyłażąc z ciasnoty przy szafie. – Te pudła wejdą jedno w drugie, a jeśli okażą się niepotrzebne, łatwo je będzie wyrzucić, chociażby spalić w tej twojej beczce na ogień. No, w jednym coś jest… Trochę tu jeszcze za dużo poduszek. Gdzie jest kufer na pościel, bo jakoś go dawno nie widziałam?
– W atelier.
– No to nie ma siły, użytkujemy atelier.
W atelier, niegdyś prawie pustym, obecnie dziada z babą brakowało, ale kufer dał się zauważyć. Leżały na nim koce, stara kurtka grenlandzka Alicji, dwie tajemnicze deski i kilka pudeł. Patrzyłam na to z lekką zgrozą, bo w zeszłym roku tylu pudeł jeszcze nie było i wyglądało to na jakąś epidemię.
– Alicja, co to za maniactwo? – spytałam nieufnie. – Też uważam, że pudła w domu bywają przydatne, ale czy ty nie przesadzasz? Na cholerę ci taka ilość tego towaru? Co masz zamiar z nim robić? Będziesz się przeprowadzać?
Alicja zaczęła zdejmować te z wierzchu.
– Odczep się. No dobrze, powiem. Mam zamiar uporządkować książki, te z gości
– Nie żartuj! – ożywiła się Marzena. – Nic mi o tym nie mówiłaś! A ja ci chętnie pomogę, Joa
– Jeśli usuniesz książki, a ja nie padnę trupem ze zdumienia, przytargam skrzynkę Dom Perignon – obiecałam uroczyście. – I może także kupię fajerwerki, chociaż nie umiem ich puszczać. Zaczynamy od razu? Mogę obwiązywać sznurkiem, znajomości języka sznurek nie wymaga.
Rzecz polegała na tym, że cała jedna ściana w chwilowo moim, a ogólnie gości
Alicja kontynuowała zwierzenia.
– Ponadto poginęły mi nasiona, pomieszały się cebule i bulwy i nie mogę sobie dać rady z ogrodem. To wszystko powi
Obarczywszy mnie kurtką i kocami, uchyliła wieka i natychmiast ugnieciona zawartość kufra wyprztęczyła się z wnętrza. Marzena westchnęła ciężko, nic nie powiedziała, odłożyła byle gdzie piastowane w objęciach poduszki, wybrała największe z pudeł, wytrząsnęła z niego jakieś suche źdźbła i wepchnęła poduszki do środka, ubijając je pięściami. Alicja popatrzyła na to, też się nie odezwała, usiadła na dociśniętym z powrotem wieku i zamknęła kufer. Po czym całą piramidę ułożyłyśmy, jak była, dokładając do niej pudło z poduszkami, pudełko ze stojakiem i wspornikową półeczkę, dzięki czemu całość zaczęła niepokojąco wystawać nad balustradę. Alicja przed samą sobą udała, że tego nie widzi.
– No to mamy z głowy – rzekła z zadowoleniem. – Łóżko dla Pawła prawie gotowe. Chodźcie stąd, napijemy się kawy.
Ruszyłam do wyjścia, ale po drodze pociągnęłam nosem.
– Czekaj, zaraz. Czy nie warto by tu otworzyć drzwi? Na całą szerokość.
– Po co?
– Wywietrzyć. Jakieś takie mam wrażenie, że atmosfera jest zatęchła. Nie czujecie? Jakby długo nie używane…
Powęszyły obie.
– No, może trochę – zgodziła się Alicja. – To przyrodnicze, ale jak chcesz, możesz otworzyć. Na noc się zamknie.
Chciałam. Bez powodu. Na wszelki wypadek.
– Alicja, ale o książkach ja mówiłam poważnie – podjęła Marzena, wchodząc do salonu. – Naprawdę chętnie ci pomogę. Wiem, że trzeba skatalogować, umiem po duńsku, mogę zacząć zaraz dzisiaj. Jutro nie, bo mam koncert, ale dzisiaj proszę bardzo.
– Dzisiaj nie mam do tego serca. Później. Gdybyś zaczęła teraz, Joa
– Dlaczego?
– A gdzie to będziesz kładła? Te książki trzeba powyjmować, tam jest miejsce tylko na łóżku.
Z całej siły usiłowałam się nie wtrącać, ale nie wytrzymałam. Rozzłościłam się.
– Gówno prawda, wcale nie trzeba ich wyjmować wszystkich razem. Wyjmuje się jedną, zapisuje na papierze co trzeba i wstawia z powrotem. Potem wyjmuje się drugą, zapisuje, potem trzecią…
– Potem się zapomina, która jest która i na której skończyłaś…
– Niczego się nie zapomina, bo pomiędzy wtyka się kartkę, a na grzbietach uczepia takie przylepne kawalątko z numerem…
– …przy tym, jak wyjmiesz jedną, nie wstawisz jej z powrotem, bo za ciasno siedzą…
– Owszem, wstawisz. A jeśli nie, jedną, tę pierwszą, możesz zostawić na wierzchu…
– Na twoim łóżku.
– Zmieścimy się razem. Ona nie gryzie, a ja schudłam!
– Nie kłóćcie się – poprosiła Marzena, ustawiając na stole filiżanki. – Możemy spróbować od razu, czy się zmieszczą z powrotem. Bo może rzeczywiście wystarczy wyjąć jedną, żeby już nie siedziały tak ciasno.
– Nie mam przylepnego kawalątka – uparła się Alicja nad czajnikiem.
– Owszem, masz – wytknęłam z zimną satysfakcją i sięgnęłam na półeczkę pod portretem pradziadka, bo dotarłam już do swojego krzesła. – Proszę bardzo.
Położyłam na stole malutki, żółty notesik z przylepnymi kartkami. Wpadł mi w oko tylko dzięki temu, że już wczoraj, wieszając obok siebie torebkę, zrzuciłam z półeczki na podłogę plik jakichś kopert. Podniosłam je od razu i ulokowałam na poprzednim miejscu, ale dostrzegłam notesik, leżący pod nimi. Przez swoją żółtą barwę rzucał się w oczy i pozwalał zapamiętać.
Alicja z czajnikiem w ręku obejrzała notesik.
– To nie jest żadne kawalątko, tylko notes.
– Ale przylepny! Można odcinać paskami. Kupię ci drugi.
– Nie chcę.
– To nie chciej, ale i tak kupię. I podrzucę gdziekolwiek!
– Joa
Podałam jej puszkę z kawą, Alicja nalała wody do filiżanek, do tego stopnia wytrącona z równowagi, że sobie nalała prawie pełno. Kłóciłyśmy się nadal.