Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 35 из 38

Karolina tkwiła w Przylesiu dla załatwienia rozmaitych spraw spadkowych. Po Dominice zostało niewiele, nadgryziony zębem czasu pałacyk i mocno okrojona ziemia, która tyle dawała dochodu, ile z niej Florek wydusił. No, biżuteria, oczywiście, tego było dużo, ale całość swoich precjozów Dominika w ostatniej chwili życia przeznaczyła prawnuczce i miało leżeć, aż Ludwika skończy szesnaście lat. Nie zostało tylko ustalone, gdzie powi

W momencie kiedy przyszła z kolei wiadomość o ciężkim stanie hrabiego de Noirmont, który też wybierał się na lepszy świat, primo nastał już sierpień, a secundo Ludwika ze świeżo złamaną nogą, obficie udekorowana gipsem, ugrzęzła u Florka. Nie było mowy, żeby ją stamtąd zabierać. Opiekę jednakże miała doskonałą, bo jak wiadomo, nieszczęście jednego drugiemu na dobre wychodzi.

Aczkolwiek siostry Florka powychodziły za mąż całkiem korzystnie, to jednak późniejsze ich losy potoczyły się rozmaicie i jedną z siostrzenic, niejaką Andzię, już kilka lat wcześniej wuj był zmuszony sprowadzić do siebie spod Częstochowy. Miała tam kłopot natury często spotykanej i lepiej było usunąć ją z domu, Piórkowi zaś gospodyni bardzo się przydała. Kłopot w wieku lat czterech i znakomitym stanie biegał po podwórzu, a siostrzenicę wuj bez trudu zaraził czułością i miłością do wszystkich kolejnych jaśnie panienek. Teraz na tapetę weszła Ludwika, która z miejsca stała się oczkiem w głowie.

Karolina zatem pojechała do umierającego teścia mniej więcej spokojnie.

W dziesięć dni później wybuchła druga wojna światowa.

Nikt w tej całej rodzinie nie interesował się zbytnio polityką i nikomu ta upiorna wojna nie przyszła na myśl, stanowiła okropne zaskoczenie dla wszystkich.

Karolina, jadąc pośpiesznie do Francji, zdążyła po drodze zawadzić o własny dom pod Warszawą i umieścić tam chwilowo legat córki, biżuterię Dominiki. Zamierzała poprosić Marcinka o zabezpieczenie tego w sejfie bankowym. Zabrakło jej czasu, żeby się z nim spotkać osobiście, chociaż Marcinek mieszkał i załatwiał różne sprawy w Warszawie, napisała zatem i wysłała list do niego. Droga korespondencyjna okazała się czystym błogosławieństwem, Marcinek bowiem nie zdążył spełnić polecenia i dzięki temu Ludwika wraz z całym otoczeniem nie umarła z głodu.

Całe starsze pokolenie zeszło ze świata w ciągu jednego roku. Hrabia de Noirmont umarł pod koniec września i Justyna była zmuszona przyjechać z Anglii na pogrzeb wuja, bo Karolina nie nadawała się do życia. Półprzytomna z niepokoju o pozostawioną na terenie działań woje

Zajęcie Polski i chwilowa przerwa w działaniach woje

List został zrozumiany właściwie pod każdym względem i Karolina doznała ukojenia olbrzymiego. W mgnieniu oka odzyskała siły i pojechała nawet do Anglii na chrzciny bratanka, po czym już nie zdołała wrócić, ponieważ druga wojna światowa rozkwitła na nowo.

Całą resztę tej wojny spędziła w Anglii wśród obaw i udręk. Filip, jej mąż, został we Francji i rychło wdał się w Ruch Oporu, ten rodzaj działań bowiem nie kojarzył mu się z pracą. Jedyna córka, dwunastoletnie dziecko, tkwiła w maltretowanej wszechstro





Justyna, sama znękana, usiłowała pocieszać córkę i synową, coraz częściej napomykając ponuro, że wszystkie klęski rodzi

Karolina, prosząc uprzejmie i rozpaczliwie, żeby mama przestała krakać, zgłupiała z tego nieco i sama zaczęła wierzyć w klątwę. Doszło wreszcie do tego, że cała druga wojna światowa, jak dla niej, zawarła w sobie trzy elementy, które stanowiły warunek przyszłej egzystencji i koniecznie musiały przetrwać: jej męża, córkę i piekielną bibliotekę w Noirmont. Reszta przestała ją interesować.

Jedenastoletnia Ludwika, dziecko dotychczas beztroskie i głupie, acz niewątpliwie inteligentne, nagle zrobiła się nad wiek dorosła, tak jak niegdyś jej praprababka Klementyna. Z przekazanej przez Marcinka korespondencji dowiedziała się o miejscu ukrycia biżuterii Dominiki. Dochodów nie miała żadnych, poza tym, co zdołał wyprodukować i ukryć przed okupantem starzejący się Florek, spadek po prababce zatem stał się jej jedynym źródłem utrzymania. W obliczu wojny do ukończenia szesnastego roku życia nie mogła czekać, naruszyła go wcześniej. Sprzedawanych po kawałku precjozów wystarczyło na całe pięć lat i nawet jeszcze dosyć dużo zostało.

Nie korzystała z tego dobrodziejstwa samotnie. Sąsiedzi Marcinka, z ulicy Puławskiej przy samym placu Unii, stracili dach nad głową w tej samej chwili, kiedy Marcinek został ra

Nieco późniejsze, a z biegiem czasu coraz liczniejsze, pobyty w tym azylu chłopców z lasu oraz skład broni pod posadzką kwiatowego tarasu, umknęły uwadze okupanta, Niemców mylił wiek właścicielki, niedorosła dziewczyna, w dodatku z pochodzenia francuska hrabianka, gdzie jej było do polskiej konspiracji! Oddalenie od miasta zniechęcało niemieckich dostojników do zagarnięcia willi na własne potrzeby i jakoś uchowało się wszystko.

Komunikację z miastem ułatwiały rowery, z których korzystali wszyscy mieszkańcy willi, a także ursynowska bryczka, służąca ich potrzebom nie całkiem legalnie. Wzorcowym obiektem rolniczym zarządzali Niemcy i na ich konto dużo można było wykręcić.

Florek dożył końca wojny bez większych przeszkód. W wieku lat siedemdziesięciu dwóch trzymał się znakomicie i filozoficznym, acz nieco posępnym okiem patrzył na parcelację dóbr państwa Przyleskich, sam niczym nie zagrożony, bo do pięćdziesięciu hektarów było mu daleko. Nie zgłupiał na starość, połapał się w trudnościach ustrojowych i w kwestii własnej ziemi podjął decyzję.

Uczynił mianowicie darowiznę na rzecz siostrzeńca. Jędruś Andzi kończył wprawdzie dopiero lat jedenaście, ale Florek miał nadzieję jeszcze trochę pożyć i doczekać chwili jego pełnoletności. Wyglądało na to, że chłopak lubi wieś i woli ją od miasta, a co do szkoły, to siedem klas mu starczy. I tak już wiedzę posiadał olbrzymią, bo z jednej strony ciekawiło go wzorcowe ursynowskie gospodarstwo, a z drugiej chował się razem z Ludwiką, wśród jej książek i pod okiem nauczycielki, krewnej owych sąsiadów Marcinka, również pozbawionej własnego domu. Do szkoły dla świętego spokoju mógł jeszcze pochodzić, od późnej wiosny jednakże aż do wczesnej jesieni Florek zabierał go do siebie i przyuczał jak należy. Andzia nie protestowała, widząc w tym przyszłość dla syna, i chętnie zatwierdzała warunki dodatkowe.

Warunkiem dodatkowym zaś, wyjawionym i postawionym przez Florka prywatnie, był udział w darowiźnie Ludwiki. Miała prawo bywać, mieszkać, korzystać i do niej właściwie zawartość domu należała, bo pełno tam było pamiątek po przodkach. Jedne wyniesione zostały i uratowane z dworu pani Przyleskiej, polskiej prababki Ludwiki, drugie zaś przybyły z Noirmont, siedziby prababek francuskich. Zarówno Andzi, jak i Jędrusiowi kazał uroczyście przysiąc, że temu zastrzeżeniu wiary dochowają, a gdyby coś spaskudzili, Pan Bóg ich skarżę. Zarówno Andzia, sama zakochana w panience, jak i dziko przejęty uroczystością Jędruś, przysięgę złożyli uczciwie.

Karolina dopadła córki dopiero na jesieni, narażając się nowym władzom, które widziały w niej wyłącznie potomkinię przedwoje

Otóż z jednej strony Ludwika żywiła do matki głęboką, nieuświadomioną, irracjonalną urazę. Całą wojnę rodzice przetrwali bezpiecznie i w luksusach, ją zaś pozostawiono na pastwę losu. Na głowę leciały jej bomby, zagrażały jej łapanki, przy każdej świni, przywożonej od Florka, narażona była na karę śmierci, przeżyła prawie sześć koszmarnych lat. Wydoroślała przez ten czas, można powiedzieć, podwójnie, nauczyła się życia, pokochała znękany kraj ojczysty, przywykła do samodzielności absolutnej, a teraz chcą ją nagle wychowywać, rządzić nią, niewątpliwie dla własnej przyjemności. O tak, teraz łatwo. A chała. Tu nastaje równość i sprawiedliwość, a oni niech tam sobie gniją w kapitalizmie. Nie ułatwili jej świeżo minionej egzystencji i ona im też nie ułatwi, niech się utopią w wyrzutach sumienia!