Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 41 из 42



Parami chodziły, tam dwie głowy Heleny, tu też dwie, Miziutka i moja, ale ja włosy jeszcze miałam. Okropne bo okropne i męczące straszliwie, ale jednak moje własne i trzymają się nieźle, chociaż świetnie mogłyby zdobić stracha na wróble…

Nagle wyraźnie poczułam, że jeśli nie odczepię się definitywnie od tych upiornych głów, najzwyczajniej w świecie zwariuję i zamkną mnie w Tworkach. Niechże, na litość boską, zajmę się czymkolwiek i

Po raz trzeci w tym roku jechałam na spotkanie z mężczyzną życia, ale było to zupełnie co i

Gnębiły mnie za to problemy odmie

– No i masz – oznajmił Grzegorz przez telefon drugiego września. – Wyskoczyły dwie kwestie, sam już nie wiem, od której zacząć.

– Najpierw gorsze – zaproponowałam

– Obie gorsze. Może w porządku chronologicznym. Jak ci już mówiłem, moja żona po wizycie bioterapeuty poczuła się lepiej i napisała nowy testament, sądzę, że podpuszczona przez kuzynkę. Otóż dziedziczę wszystko pod warunkiem, że w czasie jej choroby nie zwiążę się z żadną kobietą. Zważywszy wiek, warunek nie obudził sensacji i testament jest ważny.

– Będą cię śledzić?

– Zapewne tak, ale to robota tej harpii. Drobiazg. Między nami mówiąc, zaczynam ją kochać tak samo jak Miziutka i forsy jej nie oddam. Chętniej wrzucę do Sekwany.

– To co? Nie przyjeżdżać?

– Zwariowałaś? Przeciwnie. Czekaj, to nie koniec. Mam za sobą dwa wesołe dni.

Odwiozłem ją, odczekałem, zostawiłem w niezłym stanie i odleciałem. Trzeba trafu, że tego samego dnia mały samolot pasażerski rozbił się w górach, leciał chyba w pół godziny później, i wiadomość o tym podali w telewizji. Moja żona oglądała akurat telewizję i cześć. Kiedy zadzwoniłem z domu wieczorem, okazało się, że mam natychmiast tam wracać, bo nastąpił kolejny wylew. Nie poznała mnie, no, co ci będę opowiadał… Jedyną przyjemność sprawiło mi parę słów do kuzynki, tego sobie nie odmówiłem…

– Bardzo dobrze.

– Cieszę się, że mnie pochwalasz. Ale teraz już żadnej poprawy nie można się spodziewać, tyle że utrzymują ją przy życiu.

Zdobyłam się na złożenie mu wyrazów współczucia. Chyba zabrzmiały ponuro.

– Razem wziąwszy, nastaw się, że będziemy tu mieli głupie przypadłości. Liczę na to, że wytrzymasz.

– Mam dość odporną psychikę…

– Zamawiam ci pokój w tym hotelu na rogu.

– Pewnie bym dostała i bez zamawiania. Mogę się przebrać. Nie ma tak, żebyś się robił podejrzany od spotkania po jednym razie z różnymi babami. Nawet po dwa.

– Nie wygłupiaj się, coś wymyślimy…

No i właśnie od początku drogi wymyślałam. Pojadę przez Koblencję i Luksemburg, w Koblencji kupię ze trzy rozmaite peruki. Uczucia Grzegorza do kuzynki podzielałam w pełni, gdybym mogła pozbawić jego żonę majątku, uczyniłabym to natychmiast, na złość tej babie, Grzegorz by od tego nie zbiedniał. Nie mogłam, nie widziałam na to sposobu, mogłam zatem tylko ukrywać samą siebie, żeby mu nie nabruździć w tym idiotycznym testamencie.

Jak oni wszyscy to sobie wyobrażali? Żona, kuzynka, prawnicy, wykonawcy testamentu? Łatwo udowodnić coś na tak, znacznie trudniej na nie, udowodnij, że nie wiesz, ile jest pięć razy pięć, albo że nie pamiętasz, własnego adresu, jakim sposobem? Błąkać się po ulicach w czasie gradobicia i udawać, że nie umie się trafić do domu? Z tymi pięcioma jeszcze gorzej. W wypadku Grzegorza w ogóle nie wiadomo, co by to mogło być, nie związać się z babą, jak to związanie miałoby wyglądać? Zamieszkać z nią?

Jadać razem obiady i kolacje? Sypiać w miejscach publicznych, pod ławką w parku na przykład… Składać jej codzie

Uczyniłam założenie, że tak, wynajęli. Mnie ten wynajęty nie zna, uniki zatem będzie musiał czynić Grzegorz. Przed każdym spotkaniem gubić obstawę, ewentualnie spotykać się nie z jedną osobą, a z różnymi. Będę zmieniać hotele, całe szczęście, że to Paryż, hoteli wystarczyłoby na rok, nawet gdybym przeprowadzała się codzie

Zgrzytnęłam zębami i spróbowałam przestawić się na działalność szpiegowską.

Obydwoje jesteśmy agentami wywiadu i musimy udawać, że się nie znamy. Jakiś zakonspirowany lokal z kilkoma wejściami, skąd takie coś wytrzasnąć? A, do licha, niech on znajdzie, w końcu powinien się przyłożyć do własnego spadku, nie wszystko muszę ja! No dobrze, znajdzie, jeśli go śledzą, i tak obudzi podejrzenia, plącząc się ustawicznie wokół jednego miejsca, zdekonspirowany agent wywiadu przestaje być agentem i za skarby świata nie spotyka się z nikim. O ile go w ogóle przedtem nie zabiją…



Mało brakowało, a byłabym zawróciła do domu, żeby ratować życie Grzegorza.

Zaplątałam się w tej powieści szpiegowskiej gruntownie, obmyślałam przebranie dla siebie, za starą żebraczkę albo jeszcze lepiej, za mężczyznę, przykleję sobie wąsy i brodę, z facetem chyba mógłby się spotykać…? Zmiłuj się Panie, miesiąc spędzić w męskiej postaci, nie wytrzymam tego. Tydzień nie przejdzie, a zaczniemy się kłócić, nie mówiąc już o tym, jak te wszystkie peruki wpłyną na moje uczesanie…

Spotkanie z mężczyzną życia zaczęło mi się wydawać potwornie skomplikowane.

Ten głupi los uparł się, żeby nas rozdzielić. Przedtem koszmarne przypadłości miałam ja, teraz stały się udziałem Grzegorza, czy nigdy w życiu nie uda nam się przeżyć wspólnie więcej niż trzy dni? W spokoju i bez okropnych niespodzianek? Może nakichać na tę całą kuzynkę, niech się udławi odziedziczonym szmalem, jego żonie jest już wszystko jedno, przykrości jej nic nie sprawi, nie będę go do takiego rozwiązania namawiać gwałtownie, ale napomknę. Poza tym jakaś sprawiedliwość po świecie się kołacze, Miziutek wyłysiał…

Na francuskich autostradach miałam czas i wyobraźnia ruszyła ostro. Grzegorz zachowa powściągliwość, ale na moją propozycję otrząśnie się wewnętrznie. Pomyśli, że posądzam go o prostacką chciwość, nie rozumiem uczuć. Zmieniłam się na niekorzyść, zdechłam duchowo, po tych wszystkich latach przestało mi na nim zależeć, zalęgła się między nami obcość. To już nie będę ja i ogarnie go rozczarowanie. I zniechęcenie. Nie okaże tego z grzeczności, ale zacznie marzyć o moim odjeździe, niech się zmyję w diabły i skończmy ze sobą wreszcie na zawsze. Dobrowolnie odczepmy się od siebie, bliższy kontakt nie zdał egzaminu.

– Słuchaj, jeśli nie masz ochoty mnie widzieć, nie ma przymusu…

– Cóż znowu, mam po prostu przed sobą dwa uciążliwe dni…

– Zadzwoń, jak już będziesz wolniejszy…

Cudowne rozmowy, znane wszystkim kobietom. Jak chora krowa będę tkwić w hotelu i z zaciśniętymi zębami i kunsztowną koafiurą czekać na jego telefon. Zadzwoni tego trzeciego albo czwartego dnia, wybierając porę, kiedy powi

Cały pobyt w Paryżu spędzę w hotelowym pokoju, uwiązana do telefonu…

Kto tak powiedział? A otóż nic podobnego, po tygodniu pojadę na południe i nawet nie będę miała pretensji. Grzegorz zostanie dla mnie pięknym wspomnieniem, romansem sprzed lat, i może nawet zadzwonię, żeby mu to dać do zrozumienia. Niech przynajmniej wie, że się nie czepiam. A sama, wypróbowaną metodą pójdę do kasyna w Monte Carlo. Porzucona ostatecznie, może nawet wygrałam.

Myśl o kasynie w Monte Carlo sprawiła, że do Paryża wjechałam w doskonałym humorze. Wcześnie było, nocowałam pod Reims, bo w Koblencji latałam po sklepach i nie chciało mi się potem jechać w ciemnościach, zatrzymałam się zatem przed końcem trasy. Dotarłam do hotelu bez problemów, weszłam pod prysznic, obejrzałam się w lustrze i wzięłam byka za rogi. Zadzwoniłam do tego obcego Grzegorza, który wcale nie chciał mojej wizyty i tylko wzdychał, żeby się mnie pozbyć.

– Czekam na ciebie od rana, chociaż na rozum zamierzałem dzwonić od piątej – powiedział, jakby z ulgą. – Cieszę się, że już jesteś. Co przywiozłaś tym razem? Jakąś nogę albo rękę?

– Sensacyjną i radosną wiadomość – odparłam bez namysłu. – Powi

– Nie żartuj!

– Gdzie mi do żartów! Widziałam to na własne oczy i nie ja jedna. Nosi perukę.

– Wiesz, że to piękne. Czuję powiew sprawiedliwości wyższej. Siedź tam na tyłku i czekaj, przyjadę najdalej za pół godziny.

Przyszedł za dwadzieścia pięć minut.

– Ty idiotko – powiedział czule znacznie później, kiedy jedliśmy kolację w eleganckim lokalu, nie kryjąc się po żadnych kątach i nie udając, że się nie znamy. – Naprawdę coś podobnego mogło ci wpaść do łba? Zaczynam przypuszczać, że słusznie podrzucili ci drugą głowę, bo twoja jedna chyba szwankuje.

Zdążyłam przekazać mu wszystkie ostatnie sensacje w porządku chronologicznym.

Najpierw przypadłości Miziutka, a potem komplet własnych, opracowanych po drodze, poglądów na sprawę.

Co do Miziutka, nie miał zastrzeżeń.

– W tej sytuacji sam bym ją chyba wyciągał – przyznał. – Z podobnych powodów jak twoje. Chwała Bogu, że ci się udało.

– Musiała jej się noga opsnąć z pedału, bo gdyby cały czas przyciskała hamulec, nie dałabym rady. I całe szczęście, że nie tknęłam drzwi.

– Ona wie, że to ty ją uratowałaś?