Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 9 из 43

– Obie.

– Obie go znały?

– Obie. Jedna wcześniej, druga później, ale przez jakiś czas razem. Chociaż nie, poznała mnie z nimi teściowa. Tak, już sobie przypominani.

– Adresy tych wszystkich pań poproszę. Będę także musiał wziąć pani odciski palców, to formalność. I jeszcze ostatnie pytanie: co pani robiła wczoraj od piętnastej do dziewiętnastej?

– Miałam dyżur w hotelu. Ja pracuję w hotelu, w Europejskim, w kasie recepcji. Dyżury są dwunastogodzi

– I nie wychodziła pani z pracy?

– Jednak jesteś o coś podejrzana – wtrącił z niesłabnącą uciechą pan domu. – Ja wiem, że nie wychodziłaś, bo dzwoniłem do ciebie cztery razy, ale niech ten pan to lepiej sprawdzi tam, na miejscu. Ciekawe, swoją drogą, o co…

– Tego państwu na razie nie mogę powiedzieć – rzekł grzecznie podporucznik i sprawnie przeprowadził operację daktyloskopijną.

Po drodze do komendy zawadził o Pewex na Dzielnej, gdzie dowiedział się, że znająca pana Torowskiego Jolanta Skórek od tygodnia znajduje się w Toronto. Jako zbrodniarka odpadła. Odciski palców pozostałych dam postanowił zdobyć podstępnie. Przekonanie, iż wśród nich znajduje się właścicielka torebki, nie tylko w nim kwitło, ale nawet owocowało.

Kapitan Frelkowicz też miał swoje osiągnięcia, aczkolwiek po niczyich mieszkaniach nic latał. Ściągnął akta i dowiedział się, iż pana Torowskiego przed tygodniem przejechał samochód, z tym, że dziwnie przejechał, świadkowie twierdzili, że specjalnie. Na rogu Odyńca i Niepodległości pan Torowski przechodził przez ulicę, ruchu wielkiego nie było, a ten samochód najechał na niego z dużym rozpędem. Poszkodowany zorientował się, podskoczył, wpadł na maskę i ześlizgnął się z niej na bok, nic by mu się nic stało, gdyby nie to, że upadł na złożone tam płyty chodnikowe i możliwe, że na tych płytach właśnie uszkodził sobie kręgosłup.

Sprawca wypadku zbiegł i nikt nie zauważył jego numeru, wiadomo tylko, że był to duży fiat, niezbyt nowy, biały. Świadków, na szczęście, znalazło się tylko cztery sztuki, co ograniczyło ilość wersji i zaledwie jedna osoba upierała się, że ten fiat był brązowy. Próby zabójstwa nie można było wykluczyć.

Akt podporucznika Jarzębskiego nie czytał dokładnie, miały bowiem objętość bliską baśniom z Tysiąca i jednej nocy. Stwierdził tylko, że wszystkie, dotyczą jednej i tej samej afery, która od lat spędza sen z oczu władzy wykonawczej. Część fałszywych banknotów produkowana była i jest w kraju, a część przybywa zza granicy. Produkcja krajowa trwa od dawna ze zmie

Siedzący złodziej papieru sam wykrył i chętnie później wskazał jednego kolportera, ale z kolportera wielkiego pożytku również nie było. Twierdził, że natłukli tego dużo i puszczają po odrobinie, jeszcze na długo im starczy, magazyn znajduje się gdzieś poza Warszawą, a kserokopiarkę, na której odwalali produkcję, rozebrali na drobne kawałki i utopili w Wiśle. Możliwe jednak, że topienie w Wiśle tylko symulowali i ona gdzieś stoi w całości. Kolporter, wbrew woli i zupełnym przypadkiem, zdradził drugiego kolportera i teraz siedzieli już obaj. Zeznali, iż fałszywe banknoty dostawali od niejakiego Zenka, który lubił gryźć zapałki. I

Jeden protokół jednego przeszukania wydał się kapitanowi dziwny, a podporucznik Jarzębski jego dziwność potwierdził. Wychodziło z niego, że przeszukanie zostało nagle i tajemniczo wstrzymane, po czym odbyło się jednak, ale z dobowym opóźnieniem. W ciągu jednej doby można wynieść z domu całe umeblowanie, a nie tylko trefne przedmioty, rezultatów zatem żadnych nie dało. Na właściciela owego z opóźnieniem przeszukanego lokalu Jarzębski od dawna ma oko, ale facet jest czysty jak łza, w dodatku awansował i obecnie robi za figurę. Możliwe, że już mu się nie opłaca wdawać w ryzykowne zarobki, a możliwe też, że zyskał większe szansę ukrywania działalności ubocznej. Do obstawienia wszystkich jego znajomych, przyjaciół i petentów brakuje ludzi.

– A ten Torowski? – spytał kapitan.

– Torowski koło niego chodził – odparł Jarzębski ze złością. – Wygląda na to, że coś wychodził. A ja się o tym dowiedziałem, jak już przestał chodzić i wyłącznie dlatego, że mściła się na nim adoratorka.

– Czyja adoratorka? Na kim się mściła?





– Na Torowskim. To był przystojny facet, sam widziałeś. Baba miała wielkie nadzieje, a on ją wystawił rufą do wiatru, no więc zaczęła kłapać gębą. Przedtem mu pomagała, ma taki mały butik na Puławskiej i służyła mu w tym butiku za punkt kontaktowy. Rozmaici przychodzili z wiadomościami, a ona nie ślepa, nie głucha i nie całkiem głupia. Wiedziała, za czym on chodzi. Pomagała mu z miłości, myślała, że wzajemnej, ale jak nie, to nie.

– Do ciebie te bzdety ględziła?

– E tam, do mnie! Do Zduńczyka. Za konwojenta go ma. Kapitan pokiwał głową z aprobatą, bo wywiadowcę Zduńczyka znał i obdarzał głębokim szacunkiem. Osobnik ów potrafił przedzierzgać się w dowolną postać, od ponętnej kurtyzany w średnim wieku poczynając, a na ambasadorze brazylijskim kończąc, zaś jego zakres osiągnięć kazał podejrzewać dokonywanie jakichś przedziwnych machinacji z czasem. Doba rozciągała mu się chyba na czterdzieści osiem godzin, w dwudziestu czterech bowiem tego wszystkiego w żaden sposób by nie zmieścił. Sam jeden uzyskiwał prawie tyle samo informacji co pozostały personel wywiadowczy razem wzięty. Tajemnica być może leżała w tym, że lubił swoją pracę.

– Wynika z tego, że gdybyśmy wiedzieli, co denat wiedział, zaczęlibyśmy szukać z sensem – westchnął smętnie kapitan. – Co, oczywiście, nie Wyklucza tej facetki, bo ona może tkwić w aferze. Z drugiej znów strony zostawienie torebki, ucieczka… Działanie w afekcie. On był dziwkarz, ten Torowski?

– Chyba tak, w gruncie rzeczy, chociaż taki utajony. Lubił być adorowany, tak mi się widzi i wykorzystywał fakt, że baby na niego leciały. Nic odżałuję tej mojej kretyńskiej punktualności!

W tym właśnie momencie do towarzystwa dołączył podporucznik Werbel. Skonfrontowano dotychczasowe osiągnięcia i wzrastająca ilość jednostek płci żeńskiej wzbudziła niepokój tak wielki, że kapitan pogonił podwładnych w trybie bez mała alarmowym. Wystrzeleni na trop wywiadowcy w błyskawicznym tempie stwierdzili, iż: Mariola Kotulska prowadzi własny motel pod Gdańskiem i w ciągu ostatnich trzech dni nie oddalała się od niego nawet na godzinę, Katarzyna Boller zaś przez całe w grę wchodzące popołudnie i wieczór własną ręką klepała liczne twarze na Żoliborzu. Zaświadczyło o tym sześć klientek i cały personel zakładu. Ponadto odciski palców obu dam w najmniejszym stopniu nie pasowały do obrzęchanej torebki. To ostatnie dotyczyło także właścicielki kwiaciarni, obsługującej klientów od dziewiętnastej samotnie, tak, że o żadnym wyjściu nie mogło być mowy. Kartka „zaraz wracam” nie wisiała na drzwiach nawet przez sekundę.

Późnym wieczorem natrafiono na taksówkarza, który stał na postoju przed dworcem Centralnym jako pierwszy i widział facetkę w zielonym ortalionie. W dzikim pośpiechu dopadła autobusu i o mało jej drzwi nie przytrzasnęły. W ręku trzymała wielką torbę na zakupy, dopasowaną kolorystycznie, a wyleciała z dworca. Spojrzał na nią wyłącznie przez ten jej galop, bo akurat panował spokój i nikt i

– Nie odleciała chyba do Argentyny? – mruknął kąśliwie kapitan. – Na lotnisko to jedzie.

– Bez torebki? – zaprotestował niepewnie Werbel.

– Jeszcze dwie zostały – przypomniał podporucznik Jarzębski. – Te Chmielewskie…

Ostrzegłam tę wariatkę, żeby się nie wdawała w romans z Mikołajem, to nie, musiała się narwać. Znałam go, starsza od niej byłam, może i głupsza, ale o te jedenaście lat bardziej doświadczona. Okropnym zbiegiem okoliczności poznali się przeze mnie i czułam się odpowiedzialna za cały dalszy ciąg. Wyłącznie z lej przyczyny zdecydowałam się teraz wplątać w przedziwną imprezę, której sens w najmniejszym stopniu nie był mi znany.

Nie miałam żadnych wątpliwości, że idiotyczna zielona torba, ciężka jak piorun, ma jakiś związek z Mikołajem. Nikt i

Nie zabierałam jej samochodu z parkingu. Razem z i

Zamierzałam zadzwonić późnym wieczorem, ale Alicja mnie ubiegła. Rozpoznałam ją w telefonie od razu.

– Cześć! – ucieszyłam się. – No i jak? Jest tam u ciebie moja synowa?