Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 8 из 70

Wyszłam z pokoju. Po korytarzu za drzwiami przechadzał się Roman. Ulgi na jego widok doznałam niezmiernej i uczyniłam coś, na co nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym się zdobyć.

– Czy Roman nie sądzi, że zbyt niemodnie jestem ubrana? – spytałam, usiłując przybrać ton niedbały.

– Teraz się wszystko nosi – odparł na to z przekonaniem. – Mogłaby jaśnie pani wyjść w krynolinie i też by było dobrze. Ale ja widzę, że jaśnie pani wygląda doskonale, jak każda elegancka dama. Tyle że później gorąco jaśnie pani będzie, bo wielki upał panuje. W hotelu się tego nie czuje, bo mają klimatyzację.

– Chcę jechać windą – zarządziłam i dopiero później dotarły do mnie jego słowa. – Co mają?

– Klimatyzację.

– Cóż to jest? – spytałam, zarazem pilnie obserwując jego czy

Guzik jakiś przycisnął przy drzwiach dziwnych, rozumiałam już, że są to drzwi owej windy, guzik zaczął świecić, Roman uniósł głowę, poszłam za jego przykładem i ujrzałam, że na górze rząd cyferek istnieje, które się jedna po drugiej zapalają. Kiedy zapaliła się dwójka, drzwi rozsunęły się i weszliśmy do znanej mi już klatki.

Spodobała mi się ta winda.

– Ochładzanie – powiedział. – Jeśli gorąco na dworze, zimne powietrze leci i w środku jest chłodniej. Oczyszcza się samo i reguluje wilgotność.

Wilgotność, doskonale, niech będzie wilgotność. Nic z tego nie zrozumiałam, ale nie pytałam dalej, bo zajęła mnie restauracja.

Za żadne skarby świata nie poszłabym sama do publicznej restauracji, kazałabym przynieść obiad do numeru, gdyby nie szalone pragnienie obejrzenia płci żeńskiej. Tych strojów, które naprawdę w Paryżu obecnie się nosi. Ujrzę Murzynkę w srebrnych kółkach i drutach…?

Przy małym stoliku maitre d’hôtel mnie usadził, zażądałam lekkiego, białego wina, z roztargnieniem rzuciłam okiem na kartę potraw, wybrałam sałatkę z homara i kurczę w ziołach, po czym wreszcie rozejrzałam się dookoła.

No tak. Zobaczyłam prawie to samo, co w żurnalach. Mając możliwość porównywania magazynów z rzeczywistością porządkowałam przy okazji chaos w głowie. Stroje, tak, nie sprawiły mi zawodu, nagość panowała, wszelkie pojęcie przechodząca. Obnażone całe ręce i ramiona, połowa nóg wystawiona na widok publiczny, spodnie… O Boże, znów te spodnie… Suknie długie, ale z rozcięciami, spod których po wi

Zimną krew starałam się zachować, w czym grzeczność obsługi była mi pomocą, kiedy nagle, tuż blisko, ujrzałam rzecz, wszelkie pojęcie przechodzącą. Młoda pa

Zamknęłam oczy, otworzyłam je, popatrzyłam po sali i nagle w rogu pod ścianą ujrzałam Romana. Nie myśląc wcale, co tu robi, skinęłam na niego. Podszedł od razu.

– Czy ja w restauracji hotelu Ritza jestem, czy w jakim zamtuzie? – spytałam zimno. 46

– W restauracji u Ritza, proszę jaśnie pani. Moda i obyczaje bardzo się zmieniły. Tam, obok, pod kwietnikiem, siedzi Benedicta duńska, w zamtuzie by nie siedziała.

– Kto to jest Benedicta duńska? – Siostra królowej Małgorzaty. – Jakiej królowej Małgorzaty?

– Królowej Małgorzaty duńskiej.

Milczałam przez chwilę, bo o żadnej Małgorzacie duńskiej nigdy nie słyszałam, ale znów uznałam, że przez te minione osiem lat mogłam jakąś zmianę na tronie przeoczyć. W Anglii panowała królowa Wiktoria, czemuż by w Danii nie miała panować królowa Małgorzata? Siostra jej zaś siedziała w pobliżu mnie…

Przyjrzałam się księżniczce. Na litość boską…! Przecież moja dziewka kuche





Przerażenie śmiertelne mnie ogarnęło na myśl, że powi

– A tam naprzeciwko siedzi szejk z Arabii Saudyjskiej, multimiliarder, w towarzystwie hrabiny von Falkendorf, która ostatnio go podrywa, jeśli jaśnie pani chce usłyszeć plotki dołożył mi Roman.

Spojrzałam. Boże! Arabskie stroje… Obok… zapewne szejka… piękna bardzo kobieta, jasnowłosa, o kształtach pełnych, we wschodniej szacie chyba, bo rozciętej od pasa w dół. Nie, gorzej, całej złożonej z samych frędzli, rozwiewających się na wszystkie strony…

– Dziękuję Romanowi – rzekłam przez zęby, omal nie udławiwszy się kawałkiem kurczęcia. – Proszę pilnować terminu wizyty u pana Desplain.

Myśli po mnie szalały. Uprzytomniłam sobie, że wizerunki, które oglądałam w magazynach, były niezwykle wyraźne i dokładne, o niebo przerastające dagerotypy, fotografie zapewne, jakieś takie słowo o uszy mi się obiło. Znów wynalazek! Ponadto owo umalowanie twarzy wcale nie miało odstraszać, przeciwnie, damy wokół mnie… do licha, były to chyba damy, skoro nie znajdowałam się w zamtuzie i w skład towarzystwa wchodziła duńska księżniczka… umalowane były także, chociaż nie rzucało się to w oczy. Twarze, octy, usta, miały wyraziste, barwy na twarzach efektowne, umalowane…? Ależ wiem doskonale, że róż i bieliczka były w użyciu za czasów pani de Pompadour, że starożytne Egipcjanki oczy długie malowały sobie specjalną barwiczką. Dzięki ojcu… Zatem wróciły czasy malowania! I jest to przyjęte! Powszechnie stosowane! I żadnego zgorszenia nie budzi…!

Przed samą sobą trudno mi się było przyznać do zdrożnych chęci, jakie mnie opadły. Wszak mogłabym uczynić to samo, umalować twarz, pokazać całe nogi… Miałam, co pokazywać, porównywanie wskazywało, że źle na tej demonstracji nie wyjdę. Mój mąż przecież szału dostał, ujrzawszy mnie raz przez przypadek w kąpieli, i stąd mariaż niezwykle korzystny, a także testament na moją wyłączną korzyść…

Opamiętałam się. Już widzę, jak wkraczam do pana Desplain, odziana według obecnej mody…

Ach, niech załatwię wreszcie te okropne interesy, niech pójdę do kramów, sklepów, magazynów, niech ujrzę, co i jak można tu kupić! Niech dopadnę modniarki, krawcowej, wielkich domów mody…!

Roman, zgodnie z rozkazem, pilnował terminu. Z uszanowaniem zwrócił mi uwagę, że czas byłoby jechać do pana Desplain.

W restauracji siedząc i chciwe obserwacje czyniąc, zapomniałam niemal o widokach ulicznych, które znów dreszcz mi na plecach wywołały. Nieswojo się czułam bez kapelusza, ponadto Roman miał rację, gorąco na zewnątrz ogarnęło mnie nieznośne, choć to ostatnie mogło być więcej wynikiem emocji niż upalnej pogody.

Cała we wzrok zamieniona, półprzytomna niemal do pana Desplain dojechałam. Chęć mnie brała niekiedy oczy zamykać, bo od ruchu szalonego na ulicach kręciło się w głowie. Jakim cudem Roman z i

Do windy już mężnie weszłam, ciekawie badając własne doznania przy wznoszeniu się na trzecie piętro. Tak, winda była wynalazkiem doskonałym! Udało mi się też nie drgnąć. okiem nawet nie mrugnąć na widok osoby w poczekalni pana Desplain, choć pa

No i zaczęły się moje interesy…

– To szczęście, że pani już przyjechała – rzekł do mnie pan Desplain, który zdumiał mnie swoim wyglądem, bo wydał mi się dziś młodszy niż przed dziesięciu laty, kiedy go oglądałam poprzednio. – Z pani pradziadkiem, mimo różnicy wieku, byłem bardzo zaprzyjaźniony i osobiście obiecałem mu na łożu śmierci zadbać o pani sprawy. Jak pani zapewne wie, drugiego pretendenta do spadku nienawidził żywiołowo i nie wolno mi dopuścić, żeby Armand Guillaume z racji… mmm… jego pochodzenia… odziedziczył bodaj grosz.

O żadnym Armandzie Guillaume nigdy w życiu nie słyszałam, tym bardziej o jego pochodzeniu, ale nie podnosiłam tej kwestii. Także o owej… pocieszycielce pradziada… wolałam na razie nie wspominać.

– Uczynię wszystko, co mi pan zaleci – zapewniłam go. – Czy powi

– Co do koni i stajni, nie ma problemu. Nad całym torem wyścigowym opiekę sprawuje spółka, w której dziedziczy pani pięćdziesiąt jeden procent udziałów, a w zarządzie mamy swojego człowieka. Z tym że, ogólnie biorąc, nie daje w tej chwili wielkich zysków, tyle że nie ma i strat, zarabia na siebie. Zyski oparte były na hodowli, dawała je stadnina. Pałac, oczywiście, Armand Guillaume usiłuje tam zamieszkać, z największym wysiłkiem uniemożliwiam mu to, bo jest zdolny zwyczajnie się włamać i postawić nas wobec faktu dokonanego. Proces ciągnąłby się latami. Oczywiście streszczam, ale pani przecież zna sprawę…?

Jasne, że znałam sprawę i rozumiałam wszystko, chociaż zdziwiła mnie trochę jego wzmianka o hodowli. Czemuż napomknął o niej w czasie przeszłym? Powi

Pan Desplain mówił dalej.

– Ponadto dom w Trouville. Wymaga odnowienia, ale ogólnie jest w doskonałym stanie. Armand Guillaume nie wiedział o nim, nie zna adresu, dobiegły mnie słuchy, że gwałtownie go szuka. Na przelaniu prawa własności w hipotece potrzebny jest pani podpis, natychmiast. Załatwimy to od razu dzisiaj, a dokumenty prześlemy faksem…