Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 62 из 70

Armand grał rolę pana domu, z czego po pierwsze ucieszyłam się nadzwyczajnie, a po drugie wywnioskowałam, że Monika Tańska akurat żadnego stałego amanta nie miała. Całkiem jak sto piętnaście lat temu…

A, do diabła z tymi stoma i piętnastoma laty…!

Razem wziąwszy, ogromną korzyść z przyjęcia odniosłam i, Gastona mając przy boku, bawiłam się doskonale. W dodatku nazajutrz nie o poranku odjechał, tylko wczesnym popołudniem, przedtem bowiem, wedle instrukcji Romana, który wszystkiego się wywiedział, złożyliśmy wspólnie odpowiednie dokumenty w urzędzie stanu cywilnego.

Trzeba przyznać, że przy tym ciężką chwilę przeżyłam, metryka moja bowiem okazała się koniecznie potrzebna. Do tego akt zgonu mojego pierwszego męża. Na myśl, że na tych papierach daty z zeszłego wieku ujrzę, aż na moment zdrętwiałam i bałam się spojrzeć. Roman, obecny przy ich wydobywaniu, wzrokiem mnie uspokoił, odwagi dodał, i słusznie. Nie wiadomo jakim cudem były w porządku…

Z księdzem w najbliższym kościele też udało się wszystko załatwić i termin obu ślubów, cywilnego i kościelnego, wyznaczono nam jeden po drugim, cywilny na siedemnastego, a kościelny na osiemnastego października.

Po czym Gaston odleciał. Pierwszy raz z bliska ujrzałam lotnisko i samoloty, unoszące się w powietrze, a także te, zniżające się z nieba i siadające na ziemi niczym ptaki jakieś nadnaturalnych rozmiarów. Oczu od tych widoków nie mogłam oderwać i zdaje się, że cały czas kurczowo ściskałam Romana za rękaw. O, bez niego chyba w ogóle bałabym się patrzeć!

Gaston odleciał, ale Armand został i nawet byłam z tego bardzo zadowolona. Mnie już śmierć od niego nie groziła, kopia testamentu w biurku stała się moją tarczą, a za to na taką odległość Gastonowi nic złego zrobić nie mógł. Ponadto węch mi mówił, że Monika Tańska, niech jej będzie na zdrowie, zaabsorbowała go tak umiejętnie, że nawet przy swych zdolnościach z jej szponów nie umiał się wyplątać. Słusznie w dawnych czasach baronowa Tańska uważana była za kobietę niebezpieczną!

Drugi samochód był nam potrzebny, peugeot został w Paryżu, ale tu Roman w jednej chwili kupił dla mnie toyotę, która od razu mi się spodobała i sama zaczęłam jeździć wszędzie, chciwie poznając swój kraj i swoje miejsce zamieszkania. Polska to była naprawdę, prawdziwa, bez żadnych obcych przymusów, języka w szkole i

I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie moje zdrowie, które nagle zaczęło się psuć.

Nie chorowałam właściwie nigdy. Teraz wiedziałam już, iż był to wynik mojego wychowania, doskonałe pożywienie, mnóstwo owoców, które tak często jadłam potajemnie, mnóstwo świeżego powietrza, mnóstwo ruchu, opór przeciwko zbyt długiemu siedzeniu grzecznie w salonie… wszystko to razem sprawiło, że wyrosłam na dziewczynę silną i zdrową aż nazbyt, jak na ówczesne obyczaje. W dziedzinie chorób żadnych własnych doświadczeń nie miałam.

Kiedy zatem po normalnym śniadaniu ogarnęły mnie nagle straszliwe mdłości, aż całego posiłku musiałam się pozbyć, po womitach zaś szarpiących zawrót głowy okropny poczułam, przeraziłam się śmiertelnie. Jednakże Armand zdołał… Szaleniec…! Ledwo raz tu był bez Moniki, mnie nie zastał, a jednak zdołał truciznę podrzucić!

Jaką…?! I czy udało mi się wyrzucić ją z siebie…?! I w czym jeszcze ona się znajdzie…?! I jakim cudem ja jedna zostałam zatruta, wszak i Zuzia, i Siwińscy, i Roman jedli to samo…!

Nie rozdzielałam pożywienia państwa i służby, nie zamykałam kredensów. Jakimś tajemniczym instynktem wiedziona, nie wiadomo na jakiej podstawie, pojmowałam, że byłoby to niewłaściwe, że takich rzeczy dziś się nie robi. Te same potrawy Siwińska gotowała dla wszystkich. Gdybym chociaż wino piła, ale nie, skąd, na śniadaniowej herbacie poprzestałam i też ją i

Po tych doznaniach chorobowych przyszłam do siebie nawet dość szybko. Nic nikomu nie rzekłam, obserwowałam tylko pilnie, jak się służba czuje. Najmniejszych oznak słabości nie dostrzegłam w nikim, na wszelki wypadek potajemnie wyrzuciłam czekoladki, już napoczęte, które podobno Armand przyniósł, do kanalizacji je po jednej wsypałam, żeby ich psy nie zjadły. Produkty spożywcze w kuchni obejrzałam z uwagą pod pozorem szukania śledzi marynowanych, na które nagle nabrałam ochoty. Było to zresztą prawdą, ni z tego, ni z owego apetyt na śledzie marynowane poczułam zgoła szaleńczy, nic i

Zjadłam je i nic mi nie było.

Mdłości lekkie odezwały się we mnie nazajutrz przy wstawaniu i znów zawrót głowy, ale tak słaby, że za resztki wczorajszej dolegliwości go poczytałam i spokojnie pojechałam na ko





Siwińska najwidoczniej słoninę i boczek na smalec zaczęła topić, bo przez kuche

Lekarz był mi potrzebny, to mi nareszcie zaświtało w głowie. Skądże go miałam wziąć? O Boże, Philipa Villon z Francji ściągać…? Nonsens, niemożliwe, żeby w Warszawie nie było lekarzy, jakże się z nimi sprawę załatwia? Nie znałam żadnego, nie wiedziałam w ogóle, gdzie i jak go szukać!

Byłabym zadzwoniła do Moniki, gdyby nie obawa, że u niej natknę się na Armanda, a jemu z pewnością nie chciałam z choroby się zwierzać. Kogo więc zapytać? Romana oczywiście, on mi przecież wszystkie sprawy załatwiał, jedyny,, który wiedział, skąd moje trudności się biorą!

A jednak tym razem jakaś dziwnie skrępowana byłam. I niby dlaczego? Wszak on pierwszy mógł pojąć, że Armand usiłuje mnie otruć, i

Przemogłam się.

– Chyba panu Guillaume sztuka się powiodła – rzekłam ponuro, wezwawszy go, wciąż siedząc przy tym otwartym oknie. – Strułam się czymś. Czy Roman wie, jak się tu wzywa doktora?

– To znaczy, że zwariował – odparł Roman z wielką stanowczością. – Albo na pieniądzach krzyżyk położył i tylko się mści. Doktora można wezwać, oczywiście, nawet wiem o dobrym, ale radziłbym jaśnie pani inaczej. Jakieś badania mogą być potrzebne, analizy, więc może lepiej do lecznicy pojechać, gdzie wszystkie specjalności są na miejscu i wszystko da się sprawdzić na poczekaniu. Jeśli jaśnie pani przecierpi do jutra, ja tę sprawę załatwię, pojedziemy i nawet czekać nie będzie potrzeby.

Zgodziłam się. Już znów się czułam doskonale i byłam pewna, że jutra dożyję. Piątek to miał być, wieczorem Gaston przylatywał, sama myśl o nim zdrowia mi dodawała. Do tego stopnia, że z pewnością zaniedbałabym kurację, gdyby nie to, że o poranku okropne objawy wystąpiły, tyle że mniejsze już i krótsze, dostateczne jednakże, żeby mnie porządnie przestraszyć. Pojechałam do owej lecznicy.

Zaś o godzinie drugiej po południu wstyd mi było przed samą sobą i nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Dorosła kobieta, tak śmiertelnie głupia, że nic jej do głowy nie przyszło! Zatrucie, cha, cha…!

Najzwyczajniej w świecie byłam w ciąży.

Sama postanowiłam po Gastona pojechać na lotnisko, bo tylko w cztery oczy mogłam nowinę wielką mu powierzyć, Bogu przy tym żarliwie dziękując, że mnie ustrzegł od zażyłości z Armandem. Gdybym się z nim wygłupiła… Aż dech mi zaparło na myśl, że teraz sprawcy sama nie byłabym pewna, a on może nawet sobie zasługę by przypisał. A tak, że nikt i

Uzupełnienie zakupów okazało się niezbędne, wysłałam zatem do marketów Romana z Siwińską, każąc wybierać co najlepsze, sama upiększaniem własnej osoby zajęta. Niecierpliwość jednakie tak mnie pchała, że niemal tuż za nimi wyjechałam, choć jeszcze było za wcześnie, a Zuzia za mną z grzebieniem biegała. Nikt już w domu nie miał wątpliwości, którym kuzynem jestem zajęta, i nawet o dacie ślubu wszyscy wiedzieli, możliwe, że ode mnie, Gastona przy tym w pełni aprobowali, bo od pierwszej chwili dawał się lubić, a przy tym polski język znał. Roman mu chyba takie reklamę zrobił, a wiadomo przecież, jak życzliwość domowników życie ułatwia.

Wyjeżdżając z bramy, jeszcze w oddali mercedesa widziałam. Pojechałam za nim asfaltową ulicą przy lesie.

I nagle, mimo przejęcia tą upragnioną odmianą w moim życiu, z głową i sercem pełnymi Gastona, jakimś cudem wśród zarośniętej łąki dostrzegłam bialo-zieloną barierę. Mignęła mi w oddali za krzewami i wysoką trawą. Nie przez nią, ale obok niej musiałam przejechać, choć w odległości się wznosiła, niejeden raz już tak przejeżdżałam i nic się nie działo, ale teraz nagle jakby mi wszystko w środku skamieniało. Na myśl, że tuż za nią miałabym się nagle znaleźć w wolancie na przykład, choćby i sama powożąc, w kostiumiku o krótkiej spódniczce, z moim pałacem za plecami, z Armandem na karku, z Gastonem w Paryżu, bez uzgodnionej daty ślubu, bez telefonu, bez światła elektrycznego, bez łazienek… no, może z jedną, którą mi wszak kończyli robić… bez żadnych i

Wdowa od przeszło roku, w brzemie

I bez tych lekarzy, bez kliniki lśniącej czystością, pełnej urządzeń, które życie mogły zapewnić… Z konowałem naszym, z babą wiejską, która plując na palce noworodkowi oczy przemywała, z groźbą gorączki połogowej… W brudzie, co tu ukrywać, wszak brudny był ten mój wiek dziewiętnasty, wszak w jednej wodzie wszystkie talerze były płukane, wszak srebra lśniące, ale kurz cały z miejsca na miejsce tylko przepędzany… Zmiłuj się, Boże, nade mną…!!!