Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 8 из 37

– Myślisz, że może jakaś rodzina…? Dadzą adres, napisać, albo zadzwonić…?

– No pewnie. Przez dwa lata nie zapomniała chyba machlojki z maturą? I nazwisko ucze

– Dawny adres nauczycielki w szkole podali, pójdę tam. Prawdę mówiąc, Konopiak już był, bo on to zbierał, ale nikogo nie zastał i niczego się nie dowiedział.

– A sąsiedzi…?

– Obok nauczycielki mieszka jakaś wstrętna baba, która w ogóle nie chce rozmawiać. Pracuje w domu, więc była obecna i na wszystkie pytania odpowiadała, że nie ma czasu i nic o niczym nie wie. Konopiak twierdzi, że megiera i aż miał ochotę za kudły ją zawlec do komendy. Wypchnęła go za drzwi. Źle wybrał porę, ja tam pójdę pod wieczór. Podejrzana ta siostrzenica jak cholera, ale nawet gdyby nie, też ją trzeba znaleźć. Podobno bywała;u tej swojej ciotki dość często, a teraz nagle znikła…

– Jak często? – przerwałam. – To dopiero dwa dni. Może przyjdzie jutro?

– Takie cuda zdarzają się rzadko – odparł Henio z rozgoryczeniem. – Ile roboty by nam zaoszczędziła, to ludzkie pojęcie przechodzi. Przez biuro ewidencji ludności można szukać, bo mamy imię, datę i miejsce urodzenia oraz imiona rodziców. Także nazwisko panieńskie matki w tej administracji się plącze, Kocińska, a bajzel tam nie z tej ziemi, to jest ta administracja, z której parę lat temu cały personel poszedł siedzieć za handel pustostanami.

– A w domu? U denatki? Nie ma żadnych dokumentów tego dziecka?

– A cholera wie. Tam, gdzie szukaliśmy, nie było ani świstka, ale najprawdopodobniej wyprowadzając się, zabrała wszystko ze sobą. I śmieszna rzecz, nie było ani jednego zdjęcia.

– Tej dziewczynki?

– W ogóle ani jednego.

– Gdzieś ukryła…

– Gdzie, u diabła? Zdjęcia w materacu zaszyła? Rozumiem forsę, złoto, ale fotografie…? Co prawda, w zasadzie rzetelnego przeszukania nie przeprowadzano, bo nie ma podstaw, ale w tej sytuacji…

– W szkole – podsunęłam.

– A owszem, w szkole. Konopiak nawet spytał i pokazali mu zbiorowe zdjęcie całej klasy maturalnej, i kochana Kasia to jest akurat ta, która schyliła głowę. Kawałek włosów jej widać zza pleców, czy tam zza ramienia koleżanki.

– Znajomi…

– Ta piekielna baba w ogóle nie miała żadnych znajomych, przyjaciół, rodziny, nic kompletnie, z sąsiadami nie utrzymywała stosunków. No, sąsiedzi zazwyczaj dużo wiedzą… Kiedyś podobno, dawno temu, ktoś tam czasem bywał, jakieś osoby, których nikt nie pamięta, a do ostatnich czasów tylko jedna baba i zgadujemy, że Rajczyk. Jedna sąsiadka widziała Rajczyka raz, możliwe, że się specjalnie starał nie włazić na ludzkie oczy…

Trochę mnie rozpraszały zraziki, które Henio pożerał tak, jakby od tygodnia nie miał nic w ustach. Z grzeczności usiłowałam nie przyglądać mu się zbyt nachalnie i przeszkadzało mi to w myśleniu, szczególnie że spostrzeżenia natury żywnościowej wysuwały się na pierwszy plan. Przysięgłabym, że przychodzi tu mniej dla wymiany poglądów z Januszem, a więcej z głodu i wykorzystując ten fakt, mogłabym zyskiwać pełną wiedzę o dochodzeniu. Zajęta rozważaniem tej możliwości, zapomniałam o zamiarze wyjawienia mu swoich odkryć w kwestii strychu.

– Mogli się pozabijać wzajemnie nawet dziesięć razy – kontynuował z rozgoryczeniem. – Nie zamknie się sprawy, w której okoliczności dodatkowe są kompletnie nie tknięte. Kradzież nastąpiła, to pewne, obecność osób trzecich stwierdzona, Bóg raczy wiedzieć, co się tam działo naprawdę. Z tych osób trzecich, pani jedna istnieje.

– Wyrazy współczucia – mruknęłam. – Nic dziwnego, że Tyran się mnie czepia. W końcu będzie musiał…

Chciałam powiedzieć, że przymknąć mnie, ale Henio mi przerwał.

– Tak – rzekł smutnie. – Taką możliwość można sobie wyobrazić. Zna pani mnóstwo ludzi, ma pani przyjaciół i tak dalej. Zarobiła pani pięć minut na tych objazdach, skoczyła pani do którejś znajomej jednostki, zostawiła pani towar i cześć. Owszem, zgadza się, że ten facet od skrzynki listowej w pewnym stopniu psuje Tyranowi koncepcję, bo to faktycznie musiało nieźle ważyć, a pani wybiegła, ale może on źle widział. Świadkowi da się wmówić wszystko.





– Zostanę oskarżona, a on potem przed sądem zezna, że potykałam się pod naciskiem ciężaru i zrobiło to na nim wrażenie, że biegłam. Pośpiech zrozumiały. Mam sporządzić spis wszystkich znajomych?

– Nie, tego właściwego i tak pani ominie. Poza tym to nie ja wymyśliłem, tylko Tyran.

– Zwariował – zaopiniowałam z niesmakiem i znów przypomniało mi się, że miałam coś Heniowi powiedzieć. I znów mi umknęło, co to było takiego.

– Przestańcie się wygłupiać – zażądał Janusz. – Trzeba znaleźć siostrzenicę. Zaraz, może by tak przez panieńskie nazwisko ciotki? Jej siostra nazywała się tak samo, wyszła za mąż…

– Niby można – zgodził się Henio smętnie. -Tylko że panieńskie nazwisko matki tej siostrzenicy mamy i to wcale nie jest panieńskie nazwisko Najmowej. Chyba to taka siostrzenica trochę przyszywana. Niemożliwe jest zostawić ją odłogiem, bo Jacuś już ją przyklajstrował na mur i bez niej się nie obejdzie.

– No to mogę wam pogratulować. Mityczna postać, bez twarzy i bez nazwiska…

Siostrzenica…! Doskonały pomysł, który ucieszył mnie szaleńczo. Jej udział w całej imprezie mógł zdjąć ze mnie te wszystkie głupie podejrzenia. Nie ja, tylko ona, a w końcu sama najlepiej wiedziałam, co zrobiłam. Ukradłam to złoto, czy nie…

Pojechałam do szkoły. Znalazłam wychowawczynię klasy, która z maturą w ręku zeszła jej z oczu zaledwie dwa lata temu. Powi

Pamiętała.

– To była taka… dziwna dziewczynka – powiedziała, zawahawszy się w środku zdania. – Wie pani, chciałam powiedzieć nieszczęśliwa, ale to określenie by do niej nie pasowało. Miała w sobie coś, co nie poddawało się nieszczęściu, nie wyzwalała litości, chociaż jej życie było chyba okropne. W pełni wierzę w to, co mi powiedziała. Przyszła do mnie, w dziewiątej klasie wtedy była, z prośbą o pomoc. Chciała czytać książki. Dostała dwójkę z fizyki, bo na lekcji czytała i fizyczka zdenerwowała się trochę, i Kasia przyszła zrozpaczona. Miała uwagę w dzie

Wytworzyłam sobie w umyśle jakiś obraz Kasi. Widziałam jej dom i widziałam ciotkę, co prawda w chwili niezbyt korzystnej i w nie najlepszym stanie, ale bez trudu mogłam sobie wyobrazić życie dziecka w tych warunkach. Najpierw dziecka, a potem młodej dziewczyny. Zdziwiło mnie nie to, że Kasia nie pokazuje się trzeci dzień, tylko fakt, że pokazywała się w ogóle kiedykolwiek. Co, u Boga ojca, ciągnęło ją do tej upiornej ciotki…?!

– Pani Jarzębska bardzo się z nią w końcu zaprzyjaźniła – ciągnęła pogrążona we wspomnieniach wychowawczyni. – To była młoda kobieta, wiekiem się tak bardzo nie różniły, może osiem lat… Nic nie wiem o tym nazwisku na maturze, no, powiem pani prawdę prywatnie, nie chciałam wiedzieć. Całą szkołę dziecko przechodziło pod fałszywym nazwiskiem, ja nie wiem, jakie komplikacje mogą z tego wyniknąć, a między nami mówiąc, matury wypisywała właśnie pani Jarzębska, bo to trzeba ładnie i kaligraficznie… Do dyrektora ta sprawa w ogóle nie doszła, podpisywał hurtem, nie patrząc, więc w rezultacie tylko pani Jarzębska…

Dawny adres pani Jarzębskiej dostałam wczoraj od Henia, ale potrzebny mi był jak dziura w moście. Chciałam uzyskać adres obecny.

– A rodzina pani Jarzębskiej…

– Miała jakąś, ale dalszą. Komplikacje z mężem, tak mi się wydaje, że chyba do niego pojechała, on się urządził w Stanach, ale pewna nie jestem. Tu mieszkała sama, w kawalerce.

– Tą kawalerką ktoś się opiekuje? Wynajęła ją?

– Pojęcia nie mam. Nikt ze szkoły w każdym razie…

Odczepiłam się od byłej wychowawczyni. Kawalerką pani Jarzębskiej stanowiła punkt zaczepienia. Złapać osobę, która tam bywa, porozumieć się z nią, może kartkę zostawić w dziurce od klucza… Henio też się tam pcha, może on dopadnie osoby…

Henio był na etapie badań różnorodnych. Nie mogąc znaleźć istot żywych, uciekł się do przedmiotów martwych i zdołał stwierdzić, że mieszkanie na Willowej stanowiło własność nieboszczki. Po jej śmierci przechodziło na siostrzenicę prawie automatycznie, po przeprowadzeniu postępowania spadkowego, które nie powi