Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 8 из 43

– Nie wiem, o czym mówisz – rzekł Jon, głowiąc się nad smutkami starca.

– Nawracanie to bolesny trud, Jonie, a każdy z nas, bożych sług, ma i

Jon ukląkł koło starca i zwrócił się do Boga Dobroci. Przywykł mówić do Niego własnymi słowami, nie używać formułek, których młodszy kapłan uczył wybrane wioskowe dzieci, tak że recytowały je na pamięć. Jon wierzył, że Bóg woli, gdy rozmawia się z Nim własnymi słowami, nawet gdy są mniej piękne i gładkie niż gotowe formuły.

Gdy skończył, wstał. Powstał też Isak. Zwrócił się do chłopca i zawiesił mu na szyi mały skórzany woreczek, który sam dotąd nosił, jakby nigdy się z nim nie rozstawał.

– Nie zobaczysz, co jest w środku, bo to za małe – uśmiechnął się łagodnie. – To ziarnko piasku z Pustyni, po której chodził niegdyś Syn Boga Dobroci. Może zdążył dotknąć go bosą stopą, a może nie? Lecz ziarnko piasku i tak wyczuło Jego obecność. Nie rozstawaj się z tym woreczkiem, czuję, że będzie ci potrzebny. Będzie cię chronić i podpowie ci właściwe rozwiązanie. Czuję bowiem, że od tej pory ty, tak młody i niedojrzały, będziesz musiał decydować o sprawach przekraczających po wielokroć twój rozum i wymiar losów twojego Plemienia.

…Jon odruchowo poprawił teraz cienki, lecz mocny rzemień, na którym zawieszony był woreczek i wszedł w mroczną Puszczę po drugiej stronie Rzeki. Już nie oglądał się za Gają i szamanem. A zresztą wołała go Kamie

Słońce dopiero wschodziło, ale stąd nie było widoczne. W Puszczy widziało się słońce wówczas, gdy stało w zenicie i prześwitywało wśród gałęzi. Na Kamie

Pokonał pierwszy i drugi zakręt, odcinki, które już znał – zbliżał się do trzeciego. Tego, który widział we śnie. Oderwał wzrok od kamie

Na końcu Kamie

Jon szedł szybko, bez wahania, gdyż zew był coraz silniejszy. Odruchowo zacisnął dłoń na woreczku Isaka. Coraz dokładniej widział Tego, ku Któremu zdążał. W pierwszej chwili wydawało mu się, że Bezimie

Najniżej położony czworokątny głaz stanowił stopy Światowida. Drugi głaz wznosił się czterema kolumnami w górę – były to nogi Bezimie

…ale oto czwarty głaz, z wystającym dziwacznie i także monstrualnie powiększonym pępkiem: brzuch Boga. Piąty głaz był niezwykle potężny i wydawał się być szerszy od pozostałych: to były Jego ramiona i Jon nie mógł wyobrazić sobie siły, która wydźwignęła je na tę wysokość. Plemię nie znało techniki, która byłaby w stanie tego dokonać! Ręce ludzkie wydawały się za słabe: nawet gdyby połączyć ręce setek czy tysięcy ludzi. Szósty głaz tworzył mocną, krótką szyję, siódmy olbrzymią głowę. Gdy wzrok Jona padł na najwyższy kamień posągu, chłopiec był już tak blisko, że musiał zadrzeć wysoko głowę. Lękał się tego momentu, więc skorzystał z bolesnego oślepienia oczu słońcem, opuścił głowę i jeszcze raz się rozejrzał wokół.

Kamie

– On… On ma… On ma cztery postacie! Cztery oblicza! – zdziwił się i wystraszył jeszcze bardziej.

Obszedł posąg jeszcze raz wolno i uważnie. Tak, Światowid miał cztery oblicza, poczwórne ramiona. Stał na czterech nogach. Miał cztery wystające pępki i cztery potężne znamiona męskości. Patrzył też w cztery różne strony świata, dokładnie tam, dokąd prowadziły cztery Kamie

– Widzący światy… Mogłem się tego domyślić… – wymamrotał Jon. – Ale co On widzi, skoro nie jest wyższy od drzew w Puszczy, najwyżej im równy? Chyba że wtedy, gdy oddawano Mu cześć, te drzewa sięgały mu zaledwie brzucha…? A może widzi dalej, niż mi się wydaje?

Słońce stało już wyżej, rzucając jasny blask, więc długi cień Bezimie





Jaką twarz miał ten Bóg? Chłopiec cofnął się, by w nią spojrzeć. Stojąc u stóp Światowida, dostrzegało się tylko Jego wielkość, Jon zaś zapragnął nagle zajrzeć mu w oczy. Czy w ogóle je miał…? Tak, były półprzymknięte, wpół zakryte grubymi powiekami. Cztery pary. Ale pod jedną z par powiek nagle coś zalśniło. Co…?

Nie, nie można było zajrzeć Mu w oczy z tej odległości ani w ogóle z perspektywy Kamie

Dopiero teraz Jon spostrzegł pod stopami jasny pył, łączący się czasem w grudki lub tworzący dziwaczne kształty. Chłopiec przykląkł i wziął go do garści. Pył przesypał się przez palce jak piasek. Wziął grudkę. Pył osypał się z niej, ale jądro grudki wydawało się być twarde. Jon zmarszczył brwi w zamyśleniu i sięgnął po jeden z większych kawałków.

To jest czaszka… Ta grudka jest zmurszałą czaszką małego stworzenia. Może to była kuna, a może zając? A to duże, tam, obok…

Jon miał nadzieję, że to czaszka zwierzęcia, ale czuł, że to nieprawda.

– Składano mu ofiary z ludzi… – usłyszał jeszcze raz głos Isaka.

– Moje Plemię? Niemożliwe! – przypomniał sobie swoją odpowiedź.

– Twoje Plemię. I i

W tym pyle leżały gdzieś szczątki zabitych pierwszych kapłanów Boga Dobroci, którzy dotarli do Wioski przed stu pięćdziesięciu laty. A może i szczątki kapłanów, którzy dotarli do i

Chłopiec wycofał się z owalnego placu. Spojrzał jeszcze raz w twarz Bezimie

– GRDGHGBZW – powiedział Bóg bezdźwięcznym, dudniącym głosem.

Jon rozejrzał się wokół. Na skraju Puszczy coś delikatnie się czerwieniło: mały, ledwo zakwitający kwiat, jeszcze ze stulonym pąkiem. Podszedł, zerwał go i położył u stóp posągu.

– Nie licz na krwawe ofiary. Ten kwiat też jeszcze przed chwilą żył. Musisz się nim zadowolić – powiedział.

– GRDGHGBZW – powtórzył Bezimie

– Nie wiem, co do mnie mówisz, ale jeszcze tu wrócę. Wiem, że muszę wrócić, więc nie upominaj mnie…

Bóg umilkł. Gdy Jon wracał do Wioski, krzewy i drzewa rosnące przy Kamie

Nie wszyscy zmieścili się w świątyni na zaślubinach Gai z Jonem. Wiele kobiet i mężczyzn z Plemienia stało na placu, aby – w zgodzie z obyczajem – obsypać młodą parę złotym ziarnem zbóż, płatkami suszonego jaśminu i natrzeć ich dłonie miodem. Zboże symbolizowało życzenie wiecznego dostatku dla rodziny, którą właśnie założyli; jaśmin – aby ich wspólne pożycie zawsze kwitło, a miód – by przeważała w nim słodycz nad goryczą. Miód należało szybko zlizać, nie po to, aby – jak twierdzono – słodycz nie uciekła, lecz by nie zleciały się pszczoły i osy, naznaczając szczęście małżonków bolesnymi ukąszeniami.

Nim jednak tradycji stało się zadość, Jon i Gaja stali u stóp ołtarza przed Isakiem, który ubrał się na tę okazję w odświętne błyszczące szaty. Nie lubił ich wkładać, Jon o tym wiedział, starzec bowiem był głęboko przekonany, że Bóg Dobroci nie potrzebuje złota, srebra, atłasu, brokatów i pereł, woli swego sługę w znoszonym burym habicie. Nie wypadało jednak udzielać ślubu młodym w codzie